W kwietniu tego roku Parlament Europejski zajął się nadużyciami władzy w Pakistanie, Hondurasie, Nigerii i… w Polsce! To nie żart. To się zdarzyło naprawdę. Można wprawdzie dowcipkować, że tak wygląda mapa „dobrej zmiany”, że w takim właśnie towarzystwie Polska „wstaje z kolan”. Ale nie jest mi do śmiechu. Rzecz dzieje się na europejskiej arenie, która do roku 2015 była miejscem polskiej dumy i chwały!
Wspomnę autorytet Bronisława Geremka, który bez wsparcia jakiejkolwiek frakcji uważany był za naturalnego kandydata na prezydenta europarlamentu w czasie debiutu 10-ciu „nowych” krajów. Spełniło się to kilka lat później, kiedy tu właśnie oklaskiwano Jerzego Buzka, jako pierwszego prezydenta zza dawnej żelaznej kurtyny. W osobie Buzka oklaskiwano kraj, który zaprzeczył dawnym uprzedzeniom i stereotypom. Wybiwszy się na niepodległość, Polska wybiła się na gospodarność. Podobne sumowanie walorów osobistych i walorów krajowych zadecydowało o nominacji Donalda Tuska na szefa Rady Europejskiej. Czy się to komu podoba, czy nie – jest to najwyższa godność, jaką zdobył Polak na globalnej, świeckiej arenie. Watykan zdobyty został dużo wcześniej, kiedy Polska potrzebowała znaku nadziei. Nadzieja spełniła się z nawiązką, a mądry sposób zagospodarowania wolności torował drogę Tuskowi do obecnej funkcji w Brukseli. Szybko się to nie powtórzy. O ile kiedykolwiek się powtórzy...
Pozycja i wiarygodność Polski budowała się długo i cierpliwie. Jest dziełem zbiorowym, rozpisanym na wiele ról w Unii Europejskiej i wiele wygranych. Wśród nich wyróżnia się wygrana budżetowa, zapewniająca Polsce rekordowe fundusze na lata 2014-20 w malejącym budżecie całej wspólnoty. Buzek, Huebner, Saryusz-Wolski, Olbrycht, Rosati, Liberadzki to zaledwie początek długiej listy postaci rozpoznawalnych w Parlamencie Europesjkim, które od lat swoim autorytetem osobistym poręczają wiarygodność mojego kraju. Nie zakłócił tego wstydliwy dorobek europosłów Samoobrony, nie zaszkodziły donosy PiS-u, ani błazenada Korwin – Mikkego. Szczęśliwie, aż do czasu „dobrej zmiany”, wpływy Polski systematycznie rosły a zdobyta pozycja była poza granicą marzeń wszystkich innych krajów, uczestniczących w historycznym rozszerzeniu Unii w roku 2004.
Choćby dlatego miejsce Polski w szeregu z Pakistanem, Nigerią i Hondurasem na agendzie europarlamentu jest upokorzeniem dla mojego pokolenia. Dla pokolenia, które przez ćwierć wieku budowało polską markę. Wystarczyło pół roku, by Polskę zepchnąć na oślą ławkę. Stojąc przez lata na polskiej bramce w unijnych instytucjach, mamy przykre wrażenie, że nie jest to tylko ruina wizerunkowa. Wkrótce przełoży się to na namacalne straty wszędzie tam, gdzie zapadają istotne dla nas rozstrzygnięcia. Cenę za grzechy na górze zapłacą wszyscy Polacy! Ku satysfakcji naszych niby-przyjaciół, którzy w gruncie rzeczy nam zazdrościli, że za bardzo wyrośliśmy ponad wschodnią normę. No to teraz, ku ich satysfakcji, cofamy się na wschód, a – przypomnę – sprzeciw wobec zachodniej modernizacji kraju, symbolizowanej przez konstytucję z 3 maja 1791 roku i wycofanie Polski na wschód było rzeczywistą treścią Targowicy!
Na razie liczymy straty i obiecujemy sobie, że będziemy głosem milionów Polaków, dumnych z dorobku ostatniego ćwierćwiecza. Tyle, że ten dorobek, niczym las, rośnie powoli, a płonie szybko...