„Teraz Lewandowski będzie nam strzelał gole, a my wiemy, że potrafi strzelić” – słyszę od moich niemieckich przyjaciół. Podziw dla króla strzelców Bundesligi doprawiony jest nutką goryczy. Zarabia pieniądze w Bundeslidze, tam się rozwinął, a teraz, w biało-czerwonych barwach, cały swój potencjał skieruje przeciw reprezentacji swoich pracodawców.
Sorry, taki właśnie jest współczesny sport w odmianie klubowej i narodowej. Lewandowski to najgroźniejszy, ale nie jedyny pracownik Bundesligi, który stanie przeciw drużynie Niemiec w Euro 2016. Niemiecka liga dostarczyła 65 uczestników Euro 2016 w różnych barwach narodowych. Jak im nie strzeli Lewandowski, to może szybkonogi Kinsley Coman, wypożyczony do Bayern Monachium z Juventusu, dziś w barwach Francji. Jeszcze więcej „stranieri” dostarczyła brytyjska Premiership. Wśród 139 uczestników Euro 2016, zarabiających na życie na wyspach, jest oczywiście 23 reprezentantów Wielkiej Brytanii. Czyli cała reprezentacja tego kraju pracuje u siebie! Absolutny wyjątek! Na drugim biegunie mamy Irlandię, Irlandię Północną i Islandię, które to reprezentacje polegają wyłącznie na piłkarzach grających w zagranicznych ligach.
Umiędzynarodowienie sportu, a szczególnie popularnych gier zespołowych jest faktem. Klubowa piłka nożna, siatkówka, koszykówka, rugby i piłka ręczna nie znają granic. Co ciekawe i krzepiące - we wszystkich tych dyscyplinach, Stary Kontynent trzyma się mocno. Zbiera śmietankę gwiazd i talentów z całego świata. Oddał wprawdzie koszykówkę Stanom Zjednoczonym, ale NBA to wyjątek. Champions League to są par excellence europejskie rozgrywki. Dlatego w finale piłki ręcznej Vive Tauron Kielce pokonały klub z Węgier. Inne kontynenty próbowały wyrwać prymat Europie. Był czas Ameryki Południowej w piłce nożnej, ale minął. Próbowały USA, opłacając piłkarskie gwiazdy z Europy. Teraz próbują szejkowie z Zatoki Perskiej, czego świadectwem, zupełnie patologicznym, jest reprezentacja Kataru w piłce ręcznej. Wiadomo, że Chiny także spróbują przełożyć swój potencjał gospodarczy na sportowy, by utrwalić dorobek igrzysk olimpijskich w Pekinie.
Pomimo tych wysiłków, w sportach zespołowych wygrywa nasz Stary Kontynent. Euro 2016 to trudniejsza droga do sukcesu w piłce nożnej, niż brazylijski Mundial. Nie ma słabeuszy z innych kontynentów. Zarazem, sport potwierdza prawdę, że nasz kontynent ma globalną wartość jako całość, a nie w pojedynkę. Najlepszej ilustracji dostarczają igrzyska olimpijskie w Pekinie z roku 2008, gdyż wtedy właśnie wysłano Europę na emeryturę. Miała to być rywalizacja dwóch potęg XXI wieku – USA i Chin. Okazało się, że obie te konkurujące potęgi zebrały w sumie 87 złotych medali. Tyle samo zdobyła Unia Europejska jako całość. Wygrał więc Stary Kontynent, ale zarazem pozwolił się nacieszyć krajom członkowskim z własnego hymnu i narodowej flagi na maszcie! Bezcenna wskazówka na przyszłość: wspólnota europejska nie pozbawia Polaka dumy, że jest Polakiem, a Niemca, że jest Niemcem. Ale tylko razem znaczymy coś w globalnym świecie! Prawda, która powinna dotrzeć do autorów „dobrej zmiany” w Warszawie…