Szukanie jakiegoś sensu w polityce zagranicznej PiS daje podobne efekty, jak poszukiwanie miodu przez Kubusia Puchatka – im bardziej szukał, tym bardziej go nie było.

REKLAMA
Suma całorocznych wybryków rozmaitych ministrów robi wrażenie szaleństwa, jeśli przyłożyć normalne kryteria - wpływ na międzynarodową pozycję Polski, więzi sojusznicze, interesy gospodarcze i bezpieczeństwo. Tragikomiczny rozdział w dziejach polskiej dyplomacji zapisuje Waszczykowski, odkąd głównego sojusznika znalazł w Wielkiej Brytanii, która od wieków słynie z tego, że nie ma przyjaciół. Ma tylko interesy. Raczej sprzeczne z naszymi – choćby budżetowe, a śladowe na wschodzie Europy. Strategiczny wybranek ministra Waszczykowskiego, ewakuuje się z Unii Europejskiej. Jakby tego było mało, Waszczykowski wspomaga Macierewicza, w dziele wypisywania Polski z europejskiej wspólnoty obronnej, chociaż ta staje się naglącą koniecznością po wyborach w USA. Caracale to „garść helikopterów”, czyli żaden problem w relacjach z największym potencjałem militarnym w Unii Europejskiej, podobnie, jak żadnym problemem nie są brednie Macierewicza o Mistralach. Oprócz szefa dyplomacji, który szybciej mówi, niż myśli, mamy pierwszego w dziejach ministra Obrony Narodowej, który nie tylko obniża obronność własnego kraju, ale ośmiesza nas na arenie międzynarodowej. Misję rujnowania pozycji i wiarygodności Polski uzupełniają inni ministrowie, na czele z Ziobro i Błaszczakiem, którzy na wyścigi starają się obrazić naszych zachodnich partnerów i instytucje europejskie – od Komisji Weneckiej po Komisję Europejską. Osamotniona i zmarginalizowana Polska jest de facto zakładnikiem małych Węgier, które rozbudowują energetykę jądrową na kredytach Putina…
Robi to wrażenie para-normalnych wybryków. Skoro jest tak sprzeczne z logiką i z polską racją stanu, to znaczy, że jesteśmy w rękach idiotów ( hipoteza zyskująca popularność w kręgach zagranicznych i krajowych), albo zdrajców ojczyzny ( jak oni sami portretują swoich przeciwników), albo trzeba szukać innego wytłumaczenia. Jest ono tyleż proste, co szokujące. Zerwana została ciągłość polityki zagranicznej 25-lecia, która najpierw wyprowadziła nas z sfery wpływów ZSRR, a potem mocno zakotwiczyła w NATO i Unii Europejskiej. PiS w ogóle nie uprawia polityki zagranicznej, w tradycyjnym rozumieniu. Wszystko jest polityką krajową! Wszyscy, z prezydentem Dudą na czele robią gesty i miny na użytek i pokaz krajowy, nie zważając na szkodę międzynarodową. Ubiegają się o łaskę prezesa. W zmyślonym świecie PiS jest miejsce na wiarę, że Polska „powstaje z kolan”, konfliktując się z całym demokratycznym światem. Lud smoleński wierzy, że jak Jarosław huknie pięścią w stół w Warszawie, to dzwony na Kremlu wybiją Mazurka Dąbrowskiego. Brniemy znowu w geopolityczne osamotnienie? Nieważne. Ważne, że nasza dyplomacja napina muskuły – karci i poucza Brukselę, Waszyngton, ONZ, a papieżowi też się nie kłania. Przyjaciele Polski pukają się w czoło, a Putin zaciera ręce? Nieważne. Byle prezes widział, że się starają…