W dwa miesiące po dementi, że takie plany się rodzą, PKN Orlen podpisał z Ministerstwem Energii list intencyjny w sprawie zakupu minimum 53 proc. akcji Lotosu. Zamysł konsolidacji sektora paliwowego pojawia się i znika, już od roku 2002. Wraca teraz w ramach „dobrej zmiany”.
Śledzę opinie analityków. Widzę wzrost kursu Orlenu i Lotosu. Najmniej wiarygodne są natomiast ekonomiczne argumenty oficjeli rządowych. Jest to rząd dumny z tego, że się prawom rynku i ekonomii nie kłania. Zza biurka dekretuje zamaszyste inwestycje w stylu Gierka i Planu 6-letniego. Spółki Skarbu Państwa traktuje jako narzędzie polityki, chociaż są to spółki handlowe. W miejsce menadżerów z prawdziwego zdarzenia, takich jak Olechnowicz w Lotosie, wstawia rozmaitych Obajtków, którzy „rozumieją program partii”. Kodeks handlowy im nie przeszkadza. Spełnią wszelkie polityczne zamówienia...
Argumenty rządowe są wewnętrznie sprzeczne. Im bardziej akcentują odrębność Lotosu po konsolidacji, by uśmierzyć niepokój Pomorza, tym mniej w tym sensu ekonomicznego. Mniej synergii, która cieszy analityków. Powstałby dziwoląg, trudny do zarządzania, idący śladem nieudanej konsolidacji Azotów. Wszystkie pożądane efekty skali – wspólne zakupy ropy i logistyka – można przecież uzyskać poprzez umowną współpracę koncernów z Gdańska i Płocka, bez potrzeby fuzji.
I odwrotnie - im bardziej szukamy tej synergii, budując jednolity organizm gospodarczy, tym większą iluzją są zapewnienia, że Pomorze nie traci Lotosu. Rodzi się monopol, czyli powrót do przeszłości PRL-u. Niekorzystny dla konsumentów. Zasługujący na uwagę naszego Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów oraz Komisji Europejskiej. Ale nie wyrośnie z tego gracz globalny, bo koncerny rangi BP, czy Royal Dutch Shell są wielokrotnością Orlenu, nawet po wchłonięciu Lotosu. Czy nasz czempion jest trochę mniejszy, czy trochę większy niż np. austriacki OMV ma drugorzędne znaczenie. Pozostają ważni w tej samej, środkowo-europejskiej lidze.
Zatem, wszystko to pachnie na odległość polityką, a nie ekonomią. PiS zachowuje się na Pomorzu jak kolonizator na podbitych ziemiach. Pomorze nie dało się oszukać. Zwycięski PiS założył na tym terytorium swoisty garnizon, w postaci Urzędu Wojewódzkiego. Wojewoda ostrzegał, że Kaszubi czyhają na jednolitość naszego państwa, ale nie był skory pomagać ofiarom klęski żywiołowej na Pomorzu. Region jest w niełasce i świadectw rządowej niechęci jest wiele. Priorytety transportowe, choćby trasa S6 łączącą Trójmiasto z Słupskiem, czy obwodnica aglomeracji mają kłopot z finansowaniem. Gospodarcze atuty regionu, w postaci Energi i Lotosu, kontrolowane przez państwo, traktowane są instrumentalnie. Energa wyróżniała się na mapie firm energetycznych tym, że nie miała związków z węglem. No to teraz ma, wmuszana w węglowe inwestycje (Ostrołęka). Może być ofiarą rządowego programu integracji energetyki z górnictwem węgla. To samo z Lotosem. Zanim usłyszeliśmy o fuzji z Orlenem, pojawił się idiotyczny pomysł kapitałowego zaangażowanie Lotosu w Morską Stocznię Remontową Gryfia w Szczecinie. Takie manewry w dobie menadżerów z prawdziwego zdarzenia nie byłyby możliwe. Ale „dobra zmiana” ich wytrzebiła. Pozostali mierni, ale wierni. Nie mając osobistych związków z regionem, gotowi są zniszczyć markę „Lotos”, która gospodarczo dobrze się kojarzy. A także – jako mecenat sportu – kojarzy się z sukcesami naszych skoczków i piłkarskiej reprezentacji Polski.
Dlatego widzę w tym połykaniu Lotosu przez Orlen raczej żądzę odwetu na niepokornym Pomorzu, niż szczerą chęć tworzenia europejskiego championa.