„Dobra zmiana” w przemyśle okrętowym zaczęła się od kłamstwa. Po trzech latach jej symbolem jest stępka rdzewiejąca w Szczecinie. Kłamstwem były stocznie w ruinie, jak i całe hasło „Polska w ruinie”. Był to policzek dla branży, która w roku 2015 tworzyła ponad 32 000 miejsc pracy w 4,5 tysiącach firm. W większości małych i średnich, ale za to rentownych. Oddolna przedsiębiorczość odmieniła oblicze gospodarki morskiej. Dostosowała się do realiów współczesnego świata, w którym masowa produkcja statków przeniosła się na Daleki Wschód. Europa znalazła dla siebie nisze rynkowe, co w naszym przypadku oznaczało bogaty asortyment, od jachtów, przez statki specjalistyczne po elektrownie wiatrowe. W ruinie znalazła się jedynie Stocznia Gdańska, sprzedana z woli PiS oligarchom z Donbasu i powierzona w zarządzanie etnologowi Jaworskiemu, który zaczął od podwyżki pensji, a że było mu mało, dorabiał jako szef rady nadzorczej Energi. W roku 2015 przemysł stoczniowy miał się dobrze. Na 10-11 mld złotych przychodu branży jedynie 10 proc. pochodziło z sektora państwowego, dysponującego prawie połową majątku.
Na kłamstwie o zniszczonej, nieistniejącej branży oparto wizję jej odbudowy. W księżycowym stylu PiS: stocznia musi być największa na Bałtyku, a co najważniejsze, państwowa. Czyli projekt ideologiczny, naiwny ekonomicznie. Dlatego liderem wskrzeszenia wielkiej stoczni na zachodnim wybrzeżu ma być Stocznia Gryfia – bo państwowa, a nie Szczeciński Park Przemysłowy, który tworzy 2 tysiące miejsc pracy na terenach dawnej Stoczni Szczecińskiej (współautor rewitalizacji terenu, prezes Grzegorz Huszcz, nie przeżył „dobrej zmiany”). Tam też odbyła się pamiętna celebra 23 czerwca 2017 roku - położenie stępki pod prom „Batory” który nie istniał nawet w stadium projektowania. Na wschodnim wybrzeżu zaczynem odnowy ma być okaleczona przez politykę Stocznia Gdańsk ( zatrudnia 120 osób), a nie prywatna Grupa Remontowa (zatrudnia 8000 osób), która powinna być wizytówką naszego przemysłu stoczniowego.
Obrana strategia, PRL-ska z ducha i treści, zagraża przyszłości gospodarki morskiej. Po pierwsze, dlatego, że zapowiada nierówne traktowanie własności publicznej i prywatnej. Faworyzuje podmioty państwowe, które dotąd oznaczały kłopoty i angażowanie pieniędzy podatników. Po drugie, jest ryzykowna dla polskich armatorów, którzy mają czekać na obiecane produkty polskich stoczni, gdy konkurencja nie śpi. Przykład – Polska Żegluga Bałtycka, zmuszona ukradkiem wynająć używany prom, gdy konkurencyjna Stena Line zamawia realne, nowe promy w Chinach. Po trzecie i najważniejsze, iluzje PiS prowadzą do zupełnego rozbrojenia marynarki wojennej. Los korwety Gawron, budowanej od roku 2001 w Stoczni Marynarki Wojennej (w upadłości), zamienionej w ciągle nie gotowy patrolowiec Ślązak, ilustruje zagrożenie dla naszej obronności - jakim jest nadzieja na nowoczesne okręty nawodne i podwodne własnej produkcji.
Zamiast stawiać na tych, którym się udało, respektując reguły pomocy publicznej Unii Europejskiej, po roku 2015 rządzi chciejstwo, którego owocem jest rdzewiejąca stępka pod prom w Szczecinie. Rdzewieje pod patronatem premiera Morawieckiego.