Dzielisz się opłatkiem? Ty – ateista? A śpiewasz kolędy? I choinkę ubierasz? Z tymi i wieloma innymi pytaniami spotykam się, co roku w okolicach Bożego Narodzenia, czy jak kto woli – Świąt Zimowych. Moja wigilia jednak jest taka sama jak milionów religijnych Polaków chrześcijan-katolików. Dlaczego?
Pewnie trzeba zacząć od tego, o czym wielu katolików nie pamięta, że świętowanie w tym okresie roku nie jest wynalazkiem chrześcijan. Zimowe przesilenie to od tysięcy lat symbol odradzania się świata, ciągłości, nadziei, że Słońce zwycięży nad Księżycem, Ogień nad Zimnem, Życie nad Śmiercią. To bardzo piękny i inspirujący symbol. (Nie zgodzą się ze mną pewnie tylko niektóre feministki, bo przecież dużo w tej symbolice z patriarchalności naszej kultury – to w tych dniach pierwiastek męski zwycięża pierwiastek żeński. Wielu więc zapyta – co tu świętować?)
Takie tłumaczenie chrześcijanom jednak często nie wystarcza i uważają je za wymówkę z mojej strony. Bo „w Bożym Narodzeniu chodzi o konkretnego Boga a nie innego”, bo śpiewam „dzisiaj w Betlejem”, „gdy się Chrystus rodzi”.
Z tym jednak też nie mam problemu. W rozdziałach tej bardzo znanej książki, gdzie akurat Jezus z Nazaretu jest głównym bohaterem, jest trochę mądrych rzeczy. Chrystus nie jest dla ateistów złem wcielonym. Wielu z nas widzi, że religia zrobiła spore spustoszenie w tym, co możemy wyczytać sami w Biblii (sam papież ateizmu Richard Dawkins nosił koszulkę z napisem „ateiści za Jezusem”).
Ale w Bożym Narodzeniu najbardziej poruszający i łączący ateistów z wierzącymi jest piękny obraz Boga-człowieka – rodzącego się w ludzkich bólach dzielnej kobiety, ludzko płaczącego, ludzko ssącego pierś swojej matki, ludzko potrzebującego schronienia i ciepła.
Wydaje się, że w Boże Narodzenie chrześcijanie zapominają o wielowiekowych sporach teologicznych, w których mierzyli ilość człowieka w Bogu, i Boga w człowieku i świętują nie urodziny Mesjasza, Chrystusa Króla tylko Jezusa. Jezuska. A dla nas, ateistów, największą „świętością” jest przecież właśnie człowiek, człowieczeństwo.
Profesor Jan Hartman podsumował to najpiękniej na swoim blogu: „jeśli istniałeś, dzielny Rabbi Joshua z Nazaretu, musiałeś się kiedyś urodzić. Więc dlaczego nie mielibyśmy obejść Twoich urodzin? My, ateiści, wolimy ludzi od bogów. Wolimy Ciebie, Jezu, od Boga z legend Twego ludu. Wierzymy, że byłeś dobrym Mesjaszem, jak każdy dobry człowiek.”
Jak więc spędzę Wigilię? Siądę z rodziną do stołu, połamiemy się opłatkiem i złożymy sobie życzenia, damy prezenty, zaczniemy się objadać wspaniałym jedzeniem. Będziemy się świetnie bawić. Może pośpiewamy kolędy. Choinka będzie szaleńczo migać światełkami. I większość z nas, czy to religijni czy niereligijni, będzie mówić i myśleć więcej o rodzinie, o ludziach, niż o Bogu.
Jeśli nie udało mi się wyrazić tego co chciałem tu napisać, zrobi to za mnie piękna, sentymentalna, ateistyczna piosenka świąteczna Tima Minchina – "White Wine In The Sun" (z polskimi napisami).
Wesołych, smacznych i rodzinnych świąt Bożego Narodzenia!