Wielu zadaje sobie pytanie jak wygrać czekające nas w tym roku wybory.
Warto zobaczyć, jak robią to inni i przekonać się, że nie wystarczy jedynie dobry program polityczny gwarantujący obywatelom bezpieczeństwo i poprawę jakości życia.
W kampanii wyborczej liczy się sprawność i skuteczność mobilizowania wyborców do głosowania i popierania swoich kandydatów.
Zdarzało się, że wybory były wygrywane jednym hasłem. Zwięzłym, demagogicznym, populistycznym, ale wpadającym w ucho i docierającym do wyobraźni tych co mają pójść do urn.
Czasami są to populistyczne obietnice socjalne: Wam damy, a innym odbierzemy, bo mają za dużo.
Czasami skierowane przeciwko nieuczciwości, korupcji, kumoterstwu, o co najczęściej oskarżani są ci, którym wiedzie się lepiej. Ludzie nie lubią elit i oskarżają je o wszelkie swoje niepowodzenia i krzywdy.
Częstym zabiegiem jest wskazywanie urojonego wroga. Poczucie zagrożenia, czasami rzeczywiste, nierzadko sprowokowane, powoduje u ludzi potrzebę skutecznej opieki i obrony, której oczekują od rządzących.
Niedocenianym wyborczym trickiem jest umiejętna narracja godnościowa, wzbudzająca patriotyczne wzbudzenie, które zazwyczaj przeradza się w szowinistyczno – nacjonalistyczne nastroje i ksenofobiczny stosunek do obcych, do innych.
Donald Trump wygrał wybory dzięki hat-trick’owi trzech haseł:
MAGA – Make America Great Again, Uczyńmy Amerykę Znowu Wielką;
Drain the Washington swamp – Osuszmy Waszyngtońskie bagno
Bild the Wall – Budujemy mur (na granicy z Meksykiem)
Dodać do tego jeszcze można prowokowane hasło tłumów: „Lock her up” - zamknij ją (wymierzone przeciwko Hilary Clinton).
Czy ktoś pamięta z jakim hasłem szła do wyborów Hilary Clinton? Ja nie.
Taktykę wyborczą i hasła wymyślają spin doktorzy.
Ostatnio na łamach prestiżowego amerykańskiego portalu informacyjnego www.buzzfeednews.com ukazał się artykuł szwajcarskiego analityka Hannesa Grasseggera p.t. „Nieprawdopodobna historia spisku przeciwko Georgowi Sorosowi”. Ciekawym w tej obszernej publikacji jest fakt, że ten spisek dokonywany jest przez dwóch spin doktorów, żydów amerykańskich George’a Eli Birnbauma i Artura Finkelsteina. Zaangażowani w kampanii na rzecz Victora Orbana uznali, że najlepszym sposobem na mobilizację poparcia będzie pokazanie wroga, który nie może się bronić. I za tego wroga wybrali Sorosa organizując przeciwko niemu nagonkę polityczną, medialną i uliczną.
Na zarzuty, że wzbudzają tym antysemityzm cynicznie odpowiadają, że antysemityzm jest zjawiskiem odwiecznym i ich działania skali tego zjawiska nie zmieniają.
Ta sama para od lat pracuje dla izraelskiego premiera B. Netanyahu skutecznie ratując go w kolejnych wyborach przez wywoływanie zagrożenia, a to zewnętrznego, a to terrorystycznego lub też wewnętrznego ze strony społeczności arabskiej. Zagrożenie było wykorzystywane dla pokazywania, że konkurent nie potrafi przed nim obronić, więc należy popierać silnego człowieka jakim był przedstawiany Netanyahu.
Ważnym elementem prowadzonych przez nich kampanii wyborczej była polaryzacja osobowości i identyfikacja przeciwnika. Finkelstein mawiał: nie walczy się przeciwko nazizmowi, tylko przeciwko Hitlerowi; nie przeciwko Al-Qaeda tylko przeciwko Osama bin Laden’owi.
(Jest to dość typowe także dla polityków amerykańskich, którzy zawsze personifikowali wroga, Castro – nie Kuba; Saddam – nie Irak; Kadafi – nie Libia, czy ostatnio Asad – nie Syria, co bardzo utrudniało im prowadzić elastyczną politykę wobec tych krajów.)
W kampanii wyborczej taktyka ta okazuje się jednak bardzo skuteczna.
Jaką taktykę wyborczą obierze w Polsce partia rządząca, a jaką opozycja dowiemy się w niedługim czasie. Czy będą to spokojne prezentacje programów (obietnic) socjalnych, czy też ostrzeganie przed zdemoralizowanym, złodziejskim (komuniści i złodzieje), pazernym (im się należało), zdradzieckim (Targowica) przeciwnikiem. Czy będzie hasło rozliczeń (… musi odejść, będziesz siedział), czy też hasło „kochajmy się”?
Oceniam, że wygra ten, kto poprowadzi kampanie wyborcze w sposób bardziej wyrazisty, pogłębiający polaryzację społeczeństwa.
Czas pokaże, czy mam rację.
Chciałbym jej nie mieć.