Immunitety - kłopotliwy przywilej
Nieumiejętne i nieuzasadnione korzystanie z immunitetu może przynieść więcej strat niż korzyści. Przekonał sie o tym Jacek Protasiewicz
dyplomata, ambasador ad personam
Zacznę od tego, że w ubiegłym roku szkoliłem personel lotniska we Frankfurcie, m.in. w zakresie obsługi VIP-ów, a także przywilejów i immunitetów przysługujących osobom posiadającym status dyplomatyczny.
Nie mam wyrzutów sumienia, że niczego ich nie nauczyłem. Moimi słuchaczami nie byli funkcjonariusze służb celnych , granicznych i ochrony, a pracownicy sekcji obsługi pasażerów VIP na tym jednym z największych portów lotniczych na świecie. Frankfurcka sekcja VIP jest dobrze funkcjonującym przedsiębiorstwem. Obsługuje rocznie kilkadziesiąt tysięcy pasażerów.
Są oni odbierani z samolotów prywatnych lub rejsowych limuzyną z płyty lotniska, przewożeni do salonów VIP, a personel załatwia obsługę paszportowo celną. Pasażerowie mają kontakt ze służbami lotniskowymi, ale już z pozycji VIP-a, a nie zwykłego pasażera idącego ciągiem ze wszystkimi podróżnymi. Tyle tylko, ze taka usługa przysługuje wyłącznie wtedy, kiedy pasażer jest członkiem oficjalnej delegacji przyjmowanej przez władze niemieckie lub gdy za usługę zapłaci. A kosztuje to nie mało, bo kilkaset euro od osoby.
Na co mogą liczyć podróżujący po Europie członkowie Parlamentu Europejskiego? Traktat o Unii Europejskiej i Traktat o funkcjonowaniu Unii Europejskiej (nazywane łącznie Traktatem z Lizbony) precyzują przysługujące członkom Parlamentu Europejskiego przywileje i immunitety.
Art.7 Protokołu 7 do Traktatu o funkcjonowaniu Unii Europejskiej stanowi, że „Swoboda przepływu członków Parlamentu Europejskiego podróżujących do lub z miejsca obrad Parlamentu Europejskiego nie podlega żadnym ograniczeniom administracyjnym lub innym.”
W zakresie kontroli celnej i walutowej przyznaje się im w innych Państwach Członkowskich takie same udogodnienia jak przyznawane przedstawicielom obcych rządów w związku z czasowym pobytem służbowym. Art.9 potwierdza, ze podczas sesji PE jego członkowie korzystają na terytorium innego Państwa Członkowskiego z immunitetu chroniącego przed zatrzymaniem oraz z immunitetu jurysdykcyjnego. Immunitet chroni także członków PE podczas ich podróży do i z miejsca, gdzie odbywa się posiedzenie PE.
W oparciu o te przepisy można powiedzieć, że poseł do PE pan Jacek Protasiewicz był chroniony immunitetem. Pytanie tylko, czy incydent kwalifikował się do tego, aby wyciągać na swoją obronę armatę immunitetu dyplomatycznego. Zdecydowanie nie. Był to drobny konflikt był między pasażerem i urzędnikiem w porcie lotniczym.
Interwencja niemieckiego urzędnika nie była skierowana do Wiceprzewodniczącego Parlamentu Europejskiego, ani do posiadacza polskiego paszportu dyplomatycznego, tylko do pasażera, który miał jakąś banalną konfliktową sprawę z innym pasażerem, a potem z nim samym. Zdarzenie nabrało charakteru incydentu dyplomatycznego dopiero, kiedy pan J. Protasiewicz zaczął się powoływać na swój status. A nie powinien tego robić z dwóch powodów. Po pierwsze sprawa nie była tego warta, o drugie rozsądek powinien nakazać ukrycie stanu „wskazującego na…”
Ponadto unijne reguły mówią, że nie można się powoływać na immunitet w przypadku, gdy członek PE został schwytany na gorącym uczynku. Urzędnik uznał, że zachowanie tego pasażera spełnia takie kryteria. W tym miejscu wypada także przypomnieć wszystkim unijnym dygnitarzom, że przywileje, immunitety i inne udogodnienia przyznaje się urzędnikom i innym pracownikom Unii wyłącznie w interesie Unii.
Każda instytucja Unii powinna uchylić immunitet, kiedy uzna, że uchylenie go nie jest sprzeczne z interesami Unii. Jaki interes może mieć Unia aby chronić europosła w tak trywialnej sprawie, w której jego zachowanie nie było godne autorytetu reprezentowanej instytucji?