Co kieruje młodymi europejskimi muzułmanami, że ruszają na dżihad w egzotyczne dla nas miejsca, walcząc w fanatycznej wojnie? Czy kazania w meczetach mogą mieć wpływ na ich decyzje?
O islamie, islamizmie, wielokulturowości - krytycznie, ale bez fobii. Czy można? Takie jest założenie strony euroislam.pl, którą współprowadzę ze stowarzyszeniem Europa Przyszłości.
Bogusław Zagórski, muzułmanin z założonego przez siebie, jednoosobowego Instytutu Ibn Chalduna w programie „Tak czy nie” sugerował, że to bieda i wykluczenie, czemu sprzeciwił się socjolog dr Grzegorz Lindenberg ze Stowarzyszenia Europa Przyszłości kontrargumentując, że nie ma żadnych rzeczowych badań, na które można się powołać.
Prawdopodobnie na podjęcie takiej decyzji składa się wiele czynników i kazania w meczetach czy propaganda w internecie nie są wśród nich najmniej istotnymi. Jaki wpływ mogą mieć takie kazania jak to wygłoszone przez muftiego Ligi Muzułmańskiej w RP Nedala Abu Tabaqa, pewnie nigdy się nie dowiemy.
Niepokoi jednak to, że sam mufti odwołując się do sytuacji w Egipcie, Iraku i Syrii deklaruje chęć popełnienia czynów niezgodnych z polskim prawem. „I na Allaha, jak bym był tam w Egipcie. Coś, co mogę teraz odpowiadać za to, nawet teraz przed rządem tutaj. Allach widziałby ode mnie coś, co by go uradowało, ale niestety nie jestem tam. To przynajmniej językiem. To jest przynajmniej”, mówi w trakcie chutby mufti Tabaq.
Mężczyzn obojętnych wobec cierpień tamtej ludności nazywa niemęskimi, „psami Gehenny” - tu odwołuje się do Ahmada Ibn Hanbala, prekursora radykalnej interpretacji prawa szariatu, zachowanej dziś głównie w Arabii Saudyjskiej. Z kolei o aspekcie kultu macho i męskości wspominałem we wcześniejszych wpisach opisując profile niemieckich dżihadystów. Mężczyzna bez brody, muskuł, karabinu i aktywnego działania w ruchu dżihadystycznym jest uważany za niemęskiego.
A najlepsze działanie mężczyzny to według muftiego nie działanie sercem czy mową, tylko czynem.
Zachód przedstawiony jest jako siły hipokryzji blokujące muzułmanów przed uzyskaniem demokracji w rejonie Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej. „Gdzie jest Cathleen Ashton? Gdzie jest Unia Europejska? (…) Demokracja może być wszędzie, tylko nie dla muzułmanów. A my chcemy tej demokracji. Jak my już bawimy się w tą demokrację, to już wam się nie podoba?”, retorycznie pyta przyszły imam meczetu na warszawskiej Ochocie.
Tyle po polsku. W arabskiej wersji tego kazania, które otwiera wychwalanie Mahometa prowadzącego dżihad na drodze Boga, usłyszymy jednak, że jest to wojna z islamem: „To jest wojna przeciw Posłańcowi [Mahometowi], przeciw islamowi”.
Z treści kazania nie można wywnioskować, że padło tam jakieś wezwanie do działania. Jednak świadome bądź nieświadome granie na emocjach, odnoszenie się do poczucia męskiej godności, straszenie Sądem Ostatecznym i budowanie wizerunku Zachodu, który chce zabrać muzułmanom wolność w ich krajach, na pewno nie służy integracji ze społeczeństwem, a czemuś wręcz przeciwnemu.