„Wojnę z terroryzmem” i wygrywamy, i jednocześnie nie. Liczba zamachów na Zachodzie spadła, ale na Bliskim Wschodzie i w Afryce dżihadyści rosną w siłę. 13 lat po rozpoczęciu walki ciągle nie mamy sposobu jej wygrania.
O islamie, islamizmie, wielokulturowości - krytycznie, ale bez fobii. Czy można? Takie jest założenie strony euroislam.pl, którą współprowadzę ze stowarzyszeniem Europa Przyszłości.
Fakty są takie, że rzeczywiście większych zamachów w krajach Zachodu nie odnotowano, ale z drugiej strony bazy terrorystów są coraz bliżej Europy, oni coraz silniejsi, a kraje zachodnie obarczone liczną imigracją muzułmańską stają się „dostawcami” młodych bojówkarzy na Bliski Wschód.
Czy to, że dżihadyści nie uderzyli ostatnio w Zachód, to sukces służb, które bez wątpienia wiele takich prób powstrzymały? Czy też może sprawiła to taktyka samych islamistów, starających się stworzyć przestrzeń dla swojego rośnięcia w siłę w państwach upadłych? Tutaj też obydwaj fachowcy wskazują, że pośrednio prawdziwe jest jedno i drugie.
Natomiast co do sposobów radzenia sobie z terroryzmem różnice w rozłożeniu akcentów są duże. Liedel, praktyk służb bezpieczeństwa twierdzi, że walka z tak zwanymi źródłami terroryzmu (w tym przypadku islamizmem) jest niezbyt efektywna i trzeba osłabiać skuteczność terroryzmu jako metody osiągania celów politycznych oraz angażować w dialog i wciągać w proces polityczny islamistów. Lindenberg z kolei, były opozycjonista i wykładowca sowietologii, stawiałby na walkę z ideologią islamizmu, gdyby Zachód, spętany przez multikulturalizm i negację własnej kultury, chciał ją w ogóle podjąć.
Metody konfrontacji zbrojnej i ideologicznej nie wykluczają się wzajemnie. Ale czy są skuteczne? Na miejsce każdej uciętej terrorystycznej głowy wyrastają następne. W ostatnich latach na Bliskim Wschodzie nie dokonuje się demokratyzacja, lecz islamizacja. A nawet jeśli pojawia się ta pierwsza, to z reguły tylko po to, by utorować drogę tej drugiej.
Grzegorz Lindenberg wspomina więc jeszcze o trzecim sposobie powstrzymywania islamistycznej ekspansji – gospodarce. I tutaj uważa, że przy poniesieniu na badania nad nowymi źródłami energii wydatków porównywalnych do nakładów na zbrojenia, można liczyć na dokonanie przełomu i odcięcie głównych sponsorów militarnego i ideologicznego dżihadu od finansów, które dzisiaj głównie pobierają z ropy. Brzmi to jak science-fiction, ale czy rzeczywiście jest aż tak dziwne, skoro już samo wydobywanie gazu łupkowego i nieodległa w czasie samowystarczalność energetyczna Ameryki Północnej zmienia istotnie jej podejście do Bliskiego Wschodu?
Dopóki jednak tego nie potrafimy, nie powinniśmy rezygnować z dwóch pozostałych metod – angażować islamizm w dialog, o ile to możliwe i zwalczać, na ile to konieczne.