
„Nasze córki, nasi synowie”, to nie sequel kontrowersyjnego niemieckiego serialu „Nasze matki, nasi ojcowie”. Tak wypowiada się o niemieckich dżihadystach minister spraw wewnętrznych Niemiec, Thomas de Maiziere z CDU, przyznając się do porażki w integrowaniu młodych muzułmanów.
REKLAMA
Niemcy są coraz bardziej wciągani w konflikt w Syrii i Iraku poprzez działania niemieckich dżihadystów udających się w rejon konfliktu, by wesprzeć Państwo Islamskie oraz przez starcia na ulicach, czy to pomiędzy salafitami a Kurdami, czy z kibicami demonstrujących wrogość do islamu.
De Maizière, prawdopodobnie po to, żeby przejąć kontrolę nad wydarzeniami, przejmuje także odpowiedzialność. Mówi w imieniu Niemców „Niemieccy bojownicy są teraz także częścią konfliktu, którą musimy rozwiązać”, w wywiadzie dla magazynu "Stern". „To są nasi synowie i córki. Większość z nich tutaj urodzona. Chodzili do naszych szkół, naszych meczetów, naszych klubów sportowych. Ponosimy odpowiedzialność za ich radykalizację”.
To jednak nie tylko obawa przed tym, żeby Niemcy, jak mówi minister, „nie nieśli terroru w świat”. To także lęk przed powrotem „dzieci” do domu. Niemcy popierają unijne plany kolejnych ograniczeń wolności jak EU–PNR, centralny rejestr nazwisk pasażerów w celu wykrycia tych, którzy poruszają się na podejrzanych trasach.
W ustach niemieckiego ministra jednak najbardziej zaskakujące jest oświadczenie, że jest zaniepokojony spostrzeżeniem „jak cienkie są warstwy cywilizacji”. Jak to się dzieje, że dzieci z ławek szkolnych, studenci, ludzie pracujący, z dnia na dzień zostają ogarnięci szaleństwem i biorą udział w „Świętej Wojnie”?
No właśnie jak? Może zamiast produkować kojące sumienie seriale typu „Nasze matki, nasi ojcowie”, należałoby poszukać odpowiedzi w niewygodnej historycznej prawdzie i dowiedzieć się jak porządny obywatel staje się monstrum? Krytyczne przyjrzenie się matkom i ojcom może pozwoli odpowiedzieć na pytanie co dzieje się z córkami i synami.
