Polska staje się celem działalności misjonarskiej radykalnych ugrupowań muzułmańskich. Także część polskich muzułmanów jest na to otwarta. Kontakty z salafitami trwają od lat.
O islamie, islamizmie, wielokulturowości - krytycznie, ale bez fobii. Czy można? Takie jest założenie strony euroislam.pl, którą współprowadzę ze stowarzyszeniem Europa Przyszłości.
Europa, wypatrując zagrożenia ze strony islamskich radykałów, patrzy na południowy wschód, w stronę powracających z Syrii i Iraku „swoich dzieci” - jak ich określił minister spraw wewnętrznych Niemiec Thomas de Maize. Polska powinna jednak spoglądać na Zachód, bo radykalizacja muzułmanów będzie przychodzić do nas z tamtego kierunku.
Niemieccy salafici oświadczyli już wprost, że pracują nad szerzeniem radykalnej wersji islamu w naszym kraju Artykuł o tym, „Niemieccy głosiciele radykalnego islamu szykują ofensywę w Polsce” Bartosz T. Wieliński w "Gazecie Wyborczej" kończy pytaniem: „Czy znajdą w Polsce posłuch?” Pytanie to jest chyba jednak retoryczne.
Facebookowe profile niemieckich dżihadystów walczących w Syrii pełne są rozmaitych zdjęć i grafik podkreślających męstwo: z bronią, jak „lwy dżihadu”, z grzywami i zarośniętą twarzą. Od tej konwencji nie ucieka też Islam Muhammed pozujący na zdjęciu z czołgiem w tle, z uniesionym do góry palcem podkreślającym ścisły monoteizm, wiarę w jednego Boga, Allacha. Wśród jego wielu zdjęć z Syrii znajduje się też inne zdjęcie, sprzed kilku lat. Na nim Muhammed wpatruje się w panoramę Katowic z piętra hotelu Qubus. Potwierdza to była muzułmanka mieszkająca w Niemczech, mająca ciągle znajomości w tym środowisku. „To jego wizyta sprzed radykalizacji, odwiedzał tu grupę znajomych”, mówi.
Prześledzenie ponad dwudziestu kont na polskim Facebooku wskazuje na powiązania z niemieckimi salafitami. Kilka kliknięć i zaroi się od czarnych flag kalifatu, broni, lwów i walk MMA. Będziemy mogli podziwiać zdjęcia wzywające do powstania drugiego Kalifatu, profile „Lwów Wszechmogącego” czy „Żołnierzy Allaha”, tudzież znajomo brzmiące wezwanie: „Jedna wizja, jedna misja, jedna walka, jeden naród, jeden kalifat”. Profile prowadzące w tamtą stronę często mają przydomek Al-Bolandi, Al-Poloni, Al-Bolouandi – wszystkie nawiązują do arabskiej nazwy Polski.
Niektórzy Polscy muzułmanie sami już zaczynają na swoich profilach okazywać poparcie dla Państwa Islamskiego. Jakub pochodzący z Sandomierza, absolwent studiów wyższych, w czerwcu tego roku napisał „Allah jest Wielki!!! Od dzisiaj mamy KALIFAT na terenach Iraku i Syrii”. Na innym profilu zamieszczono cytat „męczennika” - czeczeńskiego terrorysty, gdzie oznajmia, że przeszkodą w dżihadzie są rodziny. U niektórych pojawiają się pierwsze czarne flagi kalifatu. Z kolei internauta mieniący się Muwahid Abdullah tak komentuje Strefy Szariatu - obszary brytyjskich miast, gdzie miałoby obowiązywać prawo szariatu zamiast prawa świeckiego: „Być może jest za wcześnie, żeby zrobić to samo w Polsce, ale na pewno nie jest za wcześnie, żeby o tym myśleć".
Polska to nie tylko najnowszy kierunek prowadzenia misji przez salafitów, to także kraj tranzytowy w drodze do zapalnych regionów Bliskiego Wschodu. Chcąc uniknąć nadmiernej obserwacji służb krajów zachodnich, poruszają się oni samochodami wewnątrz strefy Schengen do Polski, a stąd odlatują do Turcji czy Egiptu. Dlatego rząd niemiecki naciska na wprowadzenie unijnego prawa o centralnym rejestrze informacji o pasażerach linii lotniczych, EU–PNR. To kolejne ograniczenie wolności obywatelskich ma pozwolić na ustalenie osób poruszających się na podejrzanych kierunkach.
Zainteresowanie Polską wyrażają nie tylko Niemcy. Kolejny z „rodziny” Bolandich, pochodzący z Łodzi a obecnie mieszkający w Londynie, na swoim profilu FB nie kryje się z sympatią do jednego z najbardziej znanych niemieckich kaznodziei nienawiści, Pierre’a Vogela. W Wielkiej Brytanii jednak bardziej popularny jest kanadyjski imam, dr Billal Philips, uznany w Stanach za „spiskowca nie objętego dochodzeniem” w sprawie zamachu na WTC w 1993 roku. Z powodu podejrzeń o związki z terroryzmem wjazdu odmawiają mu Wielka Brytania, Niemcy i Australia. W meczecie w Pradze, z powodu czeskiego tłumaczenia jego książki miała miejsce interwencja policji. Cytaty z Philipsa, tylko te łagodne i tolerancyjne, goszczą także na najpopularniejszym muzułmańskim Facebookowym forum, „Islam po polsku”.
Zaskakujące jest też czasami, jak niewiele kliknięć w internecie dzieli muzułmanina, którego można by określić reformatorem, od kaznodziejów nienawiści. To małe środowisko i posiadanie salafitów wśród znajomych znajomych nie jest jeszcze powodem do oskarżenia o radykalizm. Obrazuje jednak, jak w niewielkiej społeczności mogą się ponad granicami przenosić się idee.
Przekaz radykalnego islamu nie rozprzestrzenia się jedynie przez internet, choć ten staje się głównym kanałem, z którego korzystają organizacje terrorystyczne, takie jak ISIS. Pod koniec października "Deutsche Welle" podało, że niemieccy salafici chcą rozpocząć dystrybucję Koranu i prozelityzm (da’wa, dawah – zaproszenie do islamu) w Polsce. Zmasowana akcja rozdawania Koranu w Niemczech przez salafitów była krytykowana przez dziennikarzy „Der Tagesspiegel" i "Frankfurter Rundschau" jako werbunek na rzecz radykalnej ideologii. I jakby na potwierdzenie tego, obydwu dziennikarzom grożono śmiercią.
Niemieckich salafitów chyba jednak ubiegną brytyjscy. W dniach 6-7 grudnia, na zaproszenie warszawskiego meczetu, przyjeżdżają do Polski muzułmańscy misjonarze z Mission Dawah. Przy nich wizyty w naszych mieszkaniach Świadków Jehowy mogą uchodzić za symbol nie narzucania się ze swoimi poglądami religijnymi. Na licznych filmach zamieszczonych na YouTube widać członków Mission Dawah dosłownie piorących mózgi złapanym na ulicy przechodniom.
Mission Dawah to projekt Islamskiej Akademii Edukacji i Badań (Islamic Education and Research Academy). Trzech z zapraszanych przez nią kaznodziejów, w tym wspomniany już Philips, ma zakaz wstępu do Wielkiej Brytanii z powodu zarzutów popierania terroryzmu i szerzenia nienawiści. Grupa trafiła na nagłówki gazet, kiedy dostała zakaz wstępu na University College London, po tym, jak na zorganizowanej przez nich debacie z ateistami próbowała narzucić na sali segregację płciową. Cała sprawa przeszłaby może bez echa, gdyby nie bezkompromisowa postawa jednego z panelistów, amerykańskiego naukowca Lawrence’a Kraussa, który zagroził, że „albo kończą z segregacją, albo wychodzi”.
I chyba w jego właśnie postawie rysuje się odpowiedź na coraz częstsze ostatnio pytania o zagrożenie Europy islamizacją – bezkompromisowe obstawanie przy demokracji i sekularyzmie.