Droga Pani Minister. Przedszkole to nie edukacja. Dwulatek się nie edukuje, on się uczy lepiej chodzić, siusiać do nocnika i porozumiewać ze światem. Przedszkolak z kolei pierwszy raz korzysta ze swojej samodzielności i rusza w świat! On nie potrzebuje Pani „prawa do edukacji”.
XXI wiek w polskiej polityce „prorodzinnej” przebiega pod znakiem, hejże do przodu, dziecko da radę rok wcześniej. Boję się, bo XXI wiek potrwa jeszcze trochę i możliwe, że moje wnuki pójdą do liceum w wieku pięciu lat.
Póki co jednak, chciałem Pani powiedzieć, ze dzieci bardzo Pani dziękują za prawo do edukacji. Odmownie.
Wszystkie dzieci przedszkolne dziękują Pani, ponieważ one się nie edukują, tylko przeżywają swoją pierwszą konfrontację ze światem zewnętrznym. Poznają jak on wygląda i stawiają sobie pytanie, czy uda im się w nim odnaleźć. Odłączają się od rodzica i patrzą, jak sobie z tym niełatwym wyzwaniem poradzą. Zarazem poznają wreszcie różnorodność tego świata i podstawową rzeczą, którą może zrobić dorosły, to zapewnić bezpieczeństwo i nie przeszkadzać przesadnie.
Za prawo do darmowej „edukacji” powyżej pięciu godzin bardzo serdecznie pani dziękują 3-4 letnie dzieci. One mają naprawdę ciężki czas rozstania i nawet pięć godzin, to dla nich długo. Więc Pani propozycja wrzucenia im na plecy nieco więcej, ale za darmo, jest dla nich niesatysfakcjonująca.
Najbardziej zdecydowanie dziękują, a wręcz wyśmiewają prawo do edukacji 2-latki. One na razie uczą się siusiać, lepiej chodzić, mówić tak, żeby być zrozumianym. Niby edukacja, ale chodzi w niej też o to, że te dzieciaki przeżywają w tych wyzwaniach kilkadziesiąt porażek dziennie i to jak z tymi porażkami sobie poradzą, rzutuje potem na podejmowanie kolejnych wyzwań. Rodzic jest w stanie im w tym pomóc, a czy dwie panie na 25 dzieci też? Hmmm, ciekawe.
Rozumiem sytuację, w której rodzic nie mając wyboru, musi zdecydować się na mniejsze zło i poprosić kogoś o pomoc w wychowaniu dwulatka. Rozumiem, że czasem ma do wyboru nakarmić dziecko i zostawić je na 8 godzin, lub go nie karmić. Wiem też, że niektóre dzieci w cieplarnianych warunkach rozwijają się szybciej i nawet chętnie do przedszkola pójdą w wieku 2,5 roku. Niemniej w obu przypadkach są to indywidualne, czasem trudne sprawy, a nie „prawo do edukacji”.
Sam nie wiem, czy w wypowiedzi bardziej mnie drażnią pomysły, które są wbrew dzieciom, czy raczej sposób ich przedstawienia, po którym mam w głowie pytanie, czy Pani Minister Szumilas w ogóle cokolwiek rozumie?
Więc może ja dam Pani prawo do edukacji. Darmowej edukacji, mogę specjalnie dla Pani i Pani współpracowników z ministerstwa przeprowadzić dziesięciogodzinny kurs, po którym zrozumiecie lepiej dzieci i może dotrze do was, czym dla nich jest wasze „prawo do edukacji”.
PS A pomyśleć, że miałem dziś napisać ciepły artykuł na temat expose premiera w kontekście dzieci.