Kiedy czytam zarzuty minister ds. rodziny w Niemczech, Kristiny Schröder, dotyczących bajek mówiących o „czarnuchach” czy w inny lekceważący sposób wyrażających się o innych ludziach – ze zrozumieniem kiwam głową, czy aby na pewno zostawione tak treści, mimo szacunku do klasyki bajek, nie są szkodliwe dla dzieci. Choć ufając mądrości rodziców powinno się być spokojnym, że wytłumaczą pewne rzeczy jak należy.
Niemniej kiedy ktoś chce zmieniać braci Grimm czy Puchatka, bo ma jednolity wzorzec kobiety lub ich brak to nie jest to już problem do rozważenia, ale specyficzny rodzaj nadgorliwości.
Rozumiem, że komuś, kto ma inne spojrzenie na role kobiece niż twórcy tych bajek, taki Kopciuszek nie podejdzie i w żadnym wypadku nie będzie chciał go podłożyć dziecku. Albo po przeczytaniu Kopciuszka (który ma też inne walory) pokaże dziecku inną bajkę, gdzie kobieta będzie zupełnie inną postacią niż w tej klasycznej bajce, gdzie królują jedynie praca i wygląd.
Mamy na tę chwilę gigantyczny wysyp bajek. W Polsce coraz mocniej czerpie się ze źródeł skandynawskich, które odważnie wprowadzają dzieci w tematy tabu o którym się naszym dziadkom nie śniło. Na tym bardzo szerokim rynku nie brakuje odważnych ruchów dotyczących różnych ról i rodzic, który ma jasno określone cele wobec swoich dzieci może wybrać bajkę z tego ogromnego wachlarza, który jest dostępny. Jak ktoś napisze fantastyczną bajkę, gdzie wszystkie postacie będą żeńskie albo mężczyzna będzie dbał o dom – to świetnie, będzie jeszcze więcej do wyboru dla rodziców. Ale czy z braku takiej bajki należy cenzurować braci Grimm?
Jeśli bajka jest jednoznacznie zła, ma destrukcyjny wpływ na dzieci i wartości w niej przekazywane jednoznacznie zapraszają do łamania prawa (a wcale tak nie jest w bajkach braci Grimm) – wówczas mamy moment kiedy warto zastanowić się nad zakazem wydruku. Poza tym jednak zamiast zakazywać, cieszmy się ogromem wyboru, jaki rodzice mają podczas wyboru bajki dla dzieci.