filozof i teolog. Zjadacz książek. Uzależniony od trzech rzeczy: wina, kawy i Bolonii.
1.
Nie było w sejmowym przemówieniu premiera Donalda Tuska fajerwerków. Ale i być nie mogło. Na fajerwerki można sobie pozwolić, gdy mamy spokojny czas, gospodarczą i ekonomiczną stabilność czy w miarę przewidywalną rzeczywistość. Gdy sytuacja jest taka jak teraz, a więc gdy ryzyko i niepewność stanowią nasz chleb powszedni, trzeba wykazać się roztropnością i spokojem. Kryzys gospodarczy i finansowy sprawia, że nie ma w polityce miejsca na poezję, wyczekiwaną tak przez dziennikarzy – poezję, która porywałaby ludzi. Kryzys sprawia, że nie tylko wybory wygrywa się prozą, ale i potem trzeba rządzić podług logiki prozy. Tak postępuje roztropny lider.
I dlatego Donald Tusk w swoim wystąpieniu przedstawił bardzo konkretny plan działań rządu. Punkt po punkcie, od planu „Inwestycje Polskie”, poprzez zwiększenie nakładów na naukę, a skończywszy na wydłużeniu urlopów macierzyńsko-tacierzyńskich, wyliczał działania, jakie rząd w najbliższych miesiącach podejmie. Tak czy inaczej, wiemy już, jak wygląda up-date'owana „mapa drogowa” rządu Tuska.
2.
Jak na programową „prozę Tuska” zareagowała opozycja – szczególnie ta, która posiada kandydata na kandydata premiera? Można było sądzić, że skoro PiS przechodził przyspieszony kurs ekonomii, debatując z ekonomistami, będzie zacierał ręce, by podjąć z premierem rzeczowy dialog? Można było sądzić, że skoro mamy para-premiera Glińskiego, to natychmiast rzuci się on do polemiki? Nie, nic takiego się nie stało. Jarosław Kaczyński tradycyjnie odmówił dyskusji, pokazując tylko, że „Król Jarek jest nagi”.
Co więcej, Tusk swoim wystąpieniem sprawił, że polityka wróciła tam, gdzie jest jej miejsce, czyli na salę sejmową. I znów: o ile PiS lubi rozmawiać we własnym gronie, uwielbia konferencje, gdzie się nie zadaje pytań, pławi się w wystąpieniach Kaczyńskiego, który niczym proboszcz wygłasza swoje prawdy objawione i schodzi z mównicy, nie czekając na pytania, o tyle w sejmowej debacie Tusk podjął polemikę. Można nie być fanem rządów Tuska, ale trudno odmówić premierowi tego, że z otwartą przyłbicą staje do dyskusji z opozycją. I broni swoich racji. Tyle, że jaka opozycja jest, każdy mógł w piątek zobaczyć na własne oczy.
PiS, przy współudziale speca od masowych spędów o. Tadeusza Rydzyka i przewodniczącego „S” Piotra Dudy, dobrze czuje się na placach i ulicach naszych miast. PiS preferuje taki styl uprawiania polityki, gdzie główną bronią są cepy, a nie argumenty i programy. Gdzie padają oskarżenia o zdradę i brak patriotyzmu, a nie gdy trzeba przedstawić realny program antykryzysowy. Na tym ostatnim polu PiS jest jak dziecko we mgle.
3.
Premier Tusk powiedział, że nie jest specem od wielkiej romantycznej wizji, gdyż bliskie są mu marzenia zwyczajnych Polek i Polaków. I dobrze! Już od dawno mamy taką sytuację, że od WIELKICH narracji przeszliśmy do małych narracji. Nie tylko dlatego, że świat jest zbyt duży, by go w całości ogarnąć. Nie tylko dlatego, że jest zbyt zróżnicowany i skomplikowany, by szukać jednego klucza, który otworzy nam wszystkie drzwi. Ale dlatego, że dziś koncentrując się na naszym życiu prywatnym i indywidualnym, na życiu naszych lokalnych wspólnot, budujemy lepszy świat, gdy działamy razem. Tylko ten, kto potrafi dobrze robić rzeczy małe, od dziennikarza, który pisze rzetelny tekst, po lekarza, który skrupulatnie leczy swoich pacjentów, będzie też w stanie czynić rzeczy wielkie.
Małe narracje to nasze małe światy. To w nich szukamy schronienia, ciepła i bliskości z drugimi. Budowanie swojego małego świata to projekt, któremu – bez względu na różnice polityczne, religijne czy seksualne – oddajemy się każdy z nas przez całe życie. Czy zatem nie potrzebujemy już żadnego wspólnotowego projektu? Przeciwnie, Donald Tusk, choć wprost tego nie powiedział, mówiąc o szeregu wielkich inwestycjach, którym głównym aktorem będzie państwo, zarysował coś na wzór polskiego „New Dealu” – „NOWEGO ŁADU DLA POLSKI”.
W tym planie to na państwie, a nie tylko na siłach wolnorynkowych, które w obecnej, kryzysowej sytuacji są chimeryczne i nieprzewidywalne, spoczywa odpowiedzialność inicjowania i kreowania inwestycji: od energetyki poczynając, na modernizacji kolei kończąc, od wspierania rodzin poprzez budowę żłobków. Nie, spokojnie, nie idzie o to, że teraz państwo będzie budować fabryki. Państwo nie jest od budowania fabryk. Ale państwo jest od tworzenia dobrych warunków, by fabryki mogły – dzięki zaangażowaniu i pomysłowości ludzi – powstawać i się rozwijać. A tym samym, by powstawały nowe miejsca pracy.
„Nowy Ład Tuska” na czas kryzysu polegałby więc na tym, by na nowo odbudować społeczeństwo, które rozumie rolę państwa jako roztropnego, elastycznego i przyjaznego regulatora mądrych zmian i inwestycji. Państwa, w którym budowanie swoich indywidualnych małych narracji składa się na to wspólne dobro, jakim jest budowanie otwartej i przyjaznej Polski.