Otwarcie sesji na Wall Street potwierdziło to, co obserwowaliśmy w handlu posesyjnym - walory Apple zostały dramatycznie przecenione. Spadek nawet o 15% w pierwszych minutach handlu oznacza, że za akcje kalifornijskiej spółki sprzedający żądali już tylko 450 dol. To silne przełamanie 3-letniego trendu wzrostowego.
Moją misją w ZFP jest wypracowanie jasnych i uczciwych reguł dla wszystkich firm z sektora pożyczek pozabankowych. Moją pasją są inwestycje na rynkach kapitałowych i o tym piszę w Bankier.pl
Bezpośrednią przyczyną są niezadowalające wyniki finansowe podane wczoraj przez Tima Cooka. Nie chodzi bynajmniej o poziom przychodów i zysku, bo te wyniosły odpowiednio 54,51 mld dol. i 13,81 dol. zarobionego na każdą akcję przedsiębiorstwa. Znacznie gorszą są prognozy, które zakładają dalsze hamowanie maszyny do robienia pieniędzy, za jaką od dawna uważa się Apple.
Spółka spodziewa się, że w okresie do końca marca br. osiągnie ok 42 mld dol. przychodu. To mniej nawet niż wynosiły oczekiwania analityków, a przypomnijmy że do tej pory Apple zaskakiwało raczej wyłącznie pozytywnie. Drugą przyczyną odwrotu inwestorów jest nieprzekonywający styl prowadzenia firmy przez Cooka. Eksperci są zdania, że manager administruje jedynie imperium Jobsa, a bez wizjonerstwa byłego szefa firmie nie uda się utrzymać w czołówce innowatorów na tak konkurencyjnym rynku.
Od szczytu z 21 września zeszłego roku Apple traci już 36 proc. Zeszły rok dla posiadaczy akcji producenta sprzętu był bardzo dobry, bo nawet po tak dynamicznych spadkach jak dziś, firma wyceniana jest na poziomach dokładnie sprzed roku. Przebicie kluczowego wsparcia wyznaczanego przez trend ostatnich 3 lat sprawia, że mimo wciąż dużej fundamentalnej wartości, obecnie na akcjach Apple Wall Street zdecydowanie bardziej opłaca się grać na spadki.
Nawet miano najbardziej innowacyjnej firmy świata i miliony ślepo posłusznych fanów, którzy kupią każdy nowy produkt, nie są w stanie przełamać spadkowego trendu na akcjach Apple. Walory tracą już blisko 4 miesiące, a z 700-dolarowego szczytu wszech czasów zostało tylko 460$.
Porównajmy: podczas gdy producent kultowej elektroniki stracił już 24% podczas ostatnich 3 miesięcy, całe S&P500 zyskało 3,6%, bijąc przy okazji nowe rekordy obecnej hossy (swoją drogą, do rekordów hossy wszech czasów brakuje tylko 5%!). W tym czasie główni rywale, czyli Samsung i Google, zyskali solidarnie po 13% i 4%. Wyraźnie widać więc, że przecena producenta popularnych iPhone'ów nie jest koniunkturalnym odwrotem od spółek hi-tech, ani skutkiem słabszych nastrojów na Wall Street.
Nie brakuje jednak optymistów, którzy silny spadkowy trend Apple postrzegają jako okazję inwestycyjną. Na przykład analitycy UBS, ze względu na niesatysfakcjonującą średnią cenę sprzedaży telefonów, co prawda obniżyli cenę docelową do 650$, ale utrzymali rekomendację "kupuj". Nie inaczej przekonywał niedawno na antenie CNBC popularny trader Jon Najarian, który obstawia ruch w górę po odbiciu od 500$ wsparcia.
- Coś wisi w powietrzu, zobaczymy czy spółce uda się dowieźć jakieś pozytywne wyniki w tym kwartale. Nastroje nie mogą już być gorsze - pocieszał z kolei akcjonariuszy Peter Karazeris, analityk w Thrivent Financial for Lutherans, którego firma posiada prawie 650 tys. akcji Apple. W Polsce analitycy, mówiąc o zmaganiach Apple w okolicach 500$, są już w ocenie mniej optymistyczni. - Jeżeli bykom nie uda się obrona tego poziomu, możemy zobaczyć notowania znacznie niżej - mówi Marek Mikuć prezes zarządu Open Finance TFI.
To prawda, że nieznaczne odbicie i stabilizacja na niższych poziomach nie są wykluczone, ale praktycznie nie ma już mowy o powrocie do dynamicznego trendu wzrostowego, którym zachwycaliśmy się w ostatnich latach. Apple zaskakiwał wynikami, które każdorazowo wynikały z opróżnienia magazynów po premierze nowego urządzenia. Tymczasem od czasu odejścia Steve'a Jobsa 1,5 roku temu, firma niczego naprawdę nowego nie wyprodukowała!
iPhone 5 to odświeżona gabarytowo wersja 4 - twierdzą eksperci. Nawet jeżeli nie mają racji, sympatie konsumentów i tak zwracają się w stronę Samsunga, który z każdą kolejną odsłoną Galaxy zaskakuje kolejnymi rewelacjami. Ostatniego słowa nie powiedziała też Nokia, której pesymiści wróżyli przedwczesną śmierć, a tymczasem Lumia sprzedaje się świetnie. Przypomnijmy, wszystko to w kontekście faktu, że około połowa przychodów Apple opiera się na sprzedaży smartfonów.
Jeżeli Apple szybko nie wyprodukuje nowego hitu na miarę iPoda, iPhona lub iPada, zostanie ponownie zepchnięte przez konkurencję do niszy. Ostatnio miało to miejsce w 1996 r., gdy firma po blisko 10-letniej nieobecności Jobsa otarła się o bankructwo. Pewne nadzieje wiąże się z iZegarkiem, nad którym rzekomo, na podstawie przecieków z chińskich fabryk, pracują inżynierowie w Cupertino. Miałaby to być hybryda minismartphona i naręcznego zegarka, który bezprzewodowo komunikowałby się z resztą ekosystemu Apple. W podsycane od 2 lat nadzieje na produkcje Apple TV z prawdziwego zdarzenia mało kto już wierzy.
Jeżeli przecieki nie potwierdzą się i okaże się, że kolejnym "rewolucyjnym" produktem Apple ma być nowy rozmiar dotychczas sprzedawanych urządzeń, reakcje inwestorów nie będą różnić się od tych z ostatnich 4 miesięcy - wyprzedaży akcji. Czasy dynamicznego wzrostu Apple prawdopodobnie odchodzą do lamusa, co zresztą dokładnie odzwierciedlają bieżące nastroje inwestorów. Firmie pod kierownictwem Tima Cooka brakuje konsekwencji, wizji przyszłości i przede wszystkim determinacji, aby utrzymywać kurs, który wywindował jej wartość najwyżej w historii globalnego rynku akcji.