Zaiste wyobraźnia niektórych jest nadzwyczaj rozbudowana, a drzemiące demony mogą budzić niepokój. I nie chodzi mi tu wcale o Antoniego Macierewicza i jego kompanów, choć ta sentencja pasuje do nich, jak ulał.
Jerzy Borowczak - Polski polityk i działacz związkowy, poseł na Sejm III, VI i VII kadencji.
Otóż w ulotce jednego z naszych marketów pojawił się kozi serek za 6,66. I lawina ruszyła! Już w jakiś ciasnych umysłach zapaliła się lampka. Przecież 3 szóstki to znak szatana. Ktoś inny doszukał się na opakowaniu produktu wizerunku kozy. A jak koza, to muszą być rogi. A rogi to kolejny symbol szatana, czego dotąd nie wiedziałem. Nic dodać, nic ująć – oferta marketu jest antychrześcijańska! Jacyś egzorcyści już opowiadają androny o szatańskich wibracjach, wyżywaniu się zła i walce dobrych i złych mocy. Ręce opadają. Jak widać sporo ludzi mentalnie nie wyszło jeszcze ze średniowiecza. Jeszcze nakażą odwiedziny marketu z krzyżem w dłoni i wodą święconą w buteleczce… Tak na wszelki wypadek. Trzeba też uważać na cenę 8,19! Bo to przecież 6,66 + VAT!
Ktoś, kto pewnie dla żartu zestawił tę cenę, śmieje się pewnie w kułak z nawiedzonych, a jego szef powinien mu wypłacić super premię, bo o ich sklepach mówi cała Polska. Podobnych idiotyzmów jest wiele. Nie tak dawno wyobraźnia poniosła niektórych księży, którzy dopatrzyli się szatana w popularnych kreskówkach. Zło czai się na nasze dzieci w bajkach Hallo Kitty, kucykach Pony i Monster High. I weź tu człowieku wytłumacz małej córeczce, że nie może zabrać do szkoły ulubionego plecaka, zeszytu, czy bluzeczki, bo jakiś idiota widzi w tych postaciach szatana… Tak, jak kiedyś pewna posłanka zobaczyła homoseksualistę w teletubisiu Tinky Winky, a słyszałem, że podejrzewani byli Bolek i Lolek…
Zawsze uważałem, że kościelny dział marketingu jest najlepszy na świecie. Wystarczy tylko, że jakiś ksiądz głośno zarzuci komuś atak na wiarę, wyznawanie szatana i sukces marketingowy mamy murowany. Żeby nie być gołosłownym, proszę sobie przypomnieć „wybitne dzieła” pewnej gdańskiej artystki, która w plan krzyża wpisała męskie przyrodzenia. Niby rolą artysty jest szokować, ale są gdzieś granice dobrego smaku. Wystarczyłoby po prostu „olać” twórczość przez duże „TFU” tej pani i dzisiaj nikt by o niej nie pamiętał. Tymczasem zgiełk medialny spowodował to, że niemal każdy chciał, choćby na zdjęciach, obejrzeć owe dzieła, a ich autorka stała się przez to bardzo popularna.
Podobnie wcześniej rzecz się miała z nagraniem pewnego zapiewajły z Niemodlina, który do tradycyjnej kościelnej melodii dołożył antyklerykalne słowa. Kościół i ZChN – jego ówczesne ramię zbrojne, zareagowali i płyta z tą kiczowatą, acz zabawną piosenką stała się hitem, który znał chyba każdy Polak. Efekt odwrotny od zamierzonego. A może nie? A może to celowa promocja, tak jak tych serków. Jeśli tak, to chapeu bas!