Wiele emocji wzbudziła ostatnio rzeźba przedstawiająca radzieckiego żołnierza gwałcącego ciężarną kobietę. „Dzieło”, postawione nielegalnie pod osłoną nocy, stało krótko, jednak już mówi o nim cała Polska. Mało tego! Jeden z deputowanych do rosyjskiej Dumy żąda nawet od Polski oficjalnych przeprosin.
Muszę przyznać, że mam jednoznaczne uczucia związane z tym happeningiem. Wielu krzyczy dzisiaj, że dobrze się stało, iż taki pomnik został wystawiony. Ja się pytam, dlaczego dobrze? Stawianie takich rzeźb miało sens w czasach, gdy prawda o zbrodniczych czynach Armii Radzieckiej była tajemnicą poliszynela. Sam pamiętam, że jako młody chłopak malowałem z kolegami plakaty z czołgiem na pięciu kołach olimpijskich – to było przed moskiewskimi igrzyskami. Wówczas miało to swój wydźwięk i tego typu akcje, wymierzone w wielkiego, czerwonego brata wymagały dużej odwagi i były wskazane. Dzisiaj już jej nie potrzeba, aby wyrazić swoje zdanie. Osobiście wolę gesty Władimira Putina, składającego kwiaty na mogiłach Polaków w Katyniu, niż tego typu niepotrzebne prowokacje blisko 70 lat po wojnie… Może wystawmy pomniki także innym zbrodniarzom, aby utrwalić sobie historię? Chyba nie tędy droga.
Nie uważam, że to dzieło nie powinno było powstać, ale jego miejsce jest w galerii, a nie w przestrzeni publicznej i to ustawione nielegalnie pod osłoną nocy. Tylko wówczas pan kandydat na artystę nie osiągnąłby zamierzonego celu, czyli nie zaistniał w świadomości odbiorców. Mam wrażenie, że rzeźba studenta ASP nie miała na celu upamiętnienia zgwałconych kobiet i terroryzowanej ludności na terenach wyzwalanych przez Armię Czerwoną, ale wykreowanie własnego nazwiska. Autor chciał podążyć drogą innej gdańskiej, niech będzie, artystki, która onegdaj wpisała męskie przyrodzenie w plan krzyża. Wielkie oburzenie i wrzask medialny nad tamtą prowokacją tylko wykreował autorkę. Taki sam zamysł miał pewnie autor tego dzieła. Taki jest niestety dzisiejszy świat, że wystarczy szokować i bluźnić, aby zaistnieć. Wystarczy ustawić kontrowersyjną rzeźbę, podrzeć Biblię, lub pokazać goły tyłek, żeby w mediach zasłużyć na miano artysty i skandalisty. Kandydat na artystę chciał się zareklamować i mu się to udało. Prawdziwy artysta, chcący przemówić do sumień odbiorców szuka stosownego miejsca do prezentacji swojego dzieła, a nie nastawia się na happening i nie zabawia się ludzkimi uczuciami. Brakuje dzisiaj wielkich artystów, których określa ich własny dorobek, jak chociażby niedawno zmarli Marian Kołodziej, czy Zdzisław Beksiński.
Dziwi mnie też nerwowa reakcja jednego z dumnych członków Dumy, który zapomniał, co niosła za sobą armia wyzwolicieli. Z historią nie ma co dyskutować. Niestety, takie są realia wojny.