Jeszcze kilka dni temu byliśmy świadkami, jak pewna posłanka zionęła nienawiścią do połowy kraju i wszystko było w porządku. Niejeden dziennikarz setnie się bawił komentując te niedopuszczalne ekscesy, a dziś wszyscy mają problem ze słowem, które nic właściwie nie znaczy oprócz tego, że jest kolejną wersją słowa „fajne”.
W Polskiej przestrzeni publicznej każdego dnia padają setki słów, które uderzają jak bicz w godność wszystkich ludzi. Ranią i krzywdzą manifestując często skrajną arogancję, cynizm i ignorancję osób je wypowiadających. Nie będę cytował i wymieniał z nazwiska bo wszyscy wiemy o kogo chodzi i jakie słowa mam na myśli. Tych „krasomówców”, za którymi często stoi nienawiść i brak zrozumienia dla drugiego człowieka, pokazuje się w telewizji, zaprasza do studia, cytuje. I wszystko to bez nawet krzty zażenowania.
Aż tu nagle Newsweek postanawia użyć słowa „zajebiści” na okładce i mamy ogólnopolską dyskusję o tym, czy wypada. HOLLY SHIT!, chciałoby się powiedzieć. Czy to się dzieje naprawdę? Jeszcze kilka dni temu wszyscy oglądaliśmy, jak pewna posłanka zionęła nienawiścią do połowy kraju i wszystko było w porządku. Niejeden dziennikarz setnie się bawił komentując te niedopuszczalne ekscesy, a dziś wszyscy mają problem ze słowem, które nic właściwie nie znaczy oprócz tego, że jest kolejną wersją słowa „fajne”. To jest powszechnie używane słowo, które zostało dość błyskotliwie użyte w kontekście dyskusji o pokoleniu Y (Milenialsach).
Fakt, słowo „zajebisty” jest mało salonowe i ma dość wulgarne korzenie, ale jednak nie jest niczym więcej, niż dosadnym przymiotnikiem i to w dodatku niosącym pozytywny ładunek. Nikt przez to słowo nie płacze, nie cierpi. No, może za wyjątkiem nauczycieli i rodziców, którzy chcą wierzyć ,że ich Jaś nie jest taki jak reszta dzieci na podwórku. Dzięki temu, że słowo to zostało trafnie użyte, więcej ludzi zwróci uwagę na to, że trzeba się przyjrzeć Milenialsom nie dlatego, ze są inni od poprzednich pokoleń, ale dlatego, że stoi przed nim potężne zadanie. Oni muszą naprawić świat.
Milenialsi niestety muszą naprawiać to, co poprzednie pokolenia zepsuły. Nie mają wyjścia: kryzys ekonomiczny, brak pracy, kryzys wartości (poseł przepełniony nienawiścią w Prime Time TV), terroryzm. To potężni przeciwnicy. Badania na szczęście wskazują, że pomimo ciężkiej sytuacji Milenialsi zachowują optymizm. Nie wypisują na murach „No Future”, a raczej dają do zrozumienia starszym, że są rozczarowani tym, co zastali. To jest bardziej podejście typu: „Patrzcie, co zrobiliście”. Taka postawa to postawa wojownicza, która jest nadzieją dla wszystkich. Poprzednie pokolenia dały się zdominować przez system. Liczę na to, że Millenialsi dadzą radę i ten system zmienią. Nie wyjdą może na barykady, ale będą tak lawirować, by dostosować się do sytuacji i wykorzystać możliwości, które jeszcze są. Jeśli chodzi o sposób na zarabianie pieniędzy, to coraz więcej młodych ludzi obstawia kilka rzeczy na raz. Mało kto ślepo ufa korporacji i wizji jednego stabilnego etatu. Wiedzą, że to iluzja. Oni wolą mieć konkret i kilka otwartych opcji.
Jeśli Milenialsom się uda, to nie pozostanie nic innego, jak przyznać, że faktycznie są zajebiści. Trzymam za nich kciuki.