Ujęła mnie opowieść Jerzego Stuhra o walce z chorobą, odwadze i nadziei, która nie opuściła go nawet na chwilę. MocArta w kategorii Człowiek Roku nie mógł otrzymać nikt inny.
Z przyjemnością testuje na sobie wprowadzane do Almy wina i sery
MocArty - zabawna gra słów, charakterystyczna dla inteligentnego języka skojarzeń, bardzo dobrze opisuje imprezę, która odbyła się niedawno w Warszawie. Była to jednak bardzo krakowska rzecz, odbywała się w przestronnej restauracji na piątym piętrze vitkAc przy Brackiej - galerii należącej do krakowskiej rodziny Likusów. Krakowsko było, bo RMF Classic ma swoją siedzibę na Kopcu Kościuszki, krakowsko było, bo MocArta w kategorii Człowiek Roku otrzymał Jerzy Stuhr.
Trudno było nie zapamiętać jego przemówienia, kiedy wspomniał, że jego dziadek służył w Fortach na Kopcu Kościuszki, gdzie dzisiaj mieści się siedziba RMF Classic. Dodał, że tenże dziadek służył w armii austriackiej, ale co do związków w ramach monarchii austrowęgierskiej nikt w Krakowie nie ma większych zastrzeżeń. Jednak nie to było najważniejsze w wystąpieniu Pana Jerzego. Najistotniejsza była opowieść o walce jaką stoczył ze swoją chorobą, a także o odwadze i nadziei, która ani na chwilę go nie opuściła. Ujęła mnie łatwość publicznego mówienia o rzeczach, tak trudnych, jak ciężka choroba. Mam wrażenie, że postawa Jerzego Stuhra bardzo się zmieniła - stał się wyciszony, refleksyjny, dbały o każde słowo. Kiedy mówił o nadziei towarzyszącej mu podczas pokonywania tego, co złe, trudne i zdawałoby się nieodwracalne, na sali zapadła cisza.
Miałem przyjemność już po raz drugi wręczać nagrodę Bo wARTo!, która wspiera twórczość młodych, zdolnych artystów - w tym roku reżyserów. Jury, któremu przewodniczył Juliusz Machulski, przyznało dyplom i nagrodę pieniężną, ufundowaną przez znajdującą się w portfolio Vistula Group firmę złotniczą W.Kruk. W tym roku trafiła ona zasłużenie do Jana Komasy, a może lepiej napisać Janka Komasy. Cieszę się, że jemu właśnie miałem przyjemność wręczyć czek. To skromny i ginący nieco w tłumie chłopak, który bez obecności na warszawskich salonach, bez tworzenia wokół siebie szumu medialnego tworzy kino mądre i przenikliwe. Dwa lata temu przed obejrzeniem jego „Sali samobójców” myślałem - czy może mnie zainteresować problem neurotycznego młodzieńca, co ciekawego może pokazać w kinie tak młody reżyser, skoro doświadczonym rzadko udaje się poruszyć autentyczny problem, przecież tak nieczęsto mamy okazję oglądać dobre kino, z ciekawym scenariuszem, choćby przyzwoitą grą aktorską i zawodową reżyserią?
Tymczasem „Sala samobójców” trafiła do mnie bardzo, nawet nie spodziewałem się, że tak bardzo. Braki warsztatowe przykrył żar i autentyczność tego, co reżyser i aktorzy chcieli wykrzyczeć. A umiejętność poprowadzenia roli Agaty Kuleszy - roli bardzo trudnej, dowodzi, jak wielki potencjał tkwi w Janku Komasie. Celowo użyłem zdrobnienia imienia, bo nie umiem inaczej myśleć o tym skromnym, nie rzucającym się w oczy chłopaku. Jestem ciekaw jego nowego projektu – filmu opowiadającego o Powstaniu Warszawskim.
Cała gala była nietypowa, kameralna, ozdobiona gwiazdami, a nie celebrytami. Widziałem Panią Elżbietę Penderecką i Michała Urbaniaka, był Krzesimir Dębski i Jan A. P. Kaczmarek, Janusz Gajos, Grażyna Brodzińska z mężem - Maciejem Damięckim.
Imprezę prowadziła z wdziękiem szefowa radia RMF Classic - Magda Wojewoda, współprowadzącym był Maciej Brzozowski - Dyr. PR wydawnictwa Bauer. Podobała mi się zabawa konwencjami Oscarowej Gali, porywający krótki występ Motion Trio (trzech akordeonistów przywracających do pełni życia instrumenty de`mode). A nawet podobało mi się to, że nagrodę Rzecz z klasą otrzymał…telewizor sterowany głosem i gestem, bo świadczy to o tym, że słuchacze RMF Classic to ludzie otwarcie patrzący na świat i doceniający nie tylko te najwyższe wartości kulturowe, ale też przedmiot, który cieszy i bawi.
A swoją drogą już jestem ciekaw, komu w następnym roku będę wręczał nagrodę Bo wARTo! - czym składam RMF Classic obietnicę dalszej współpracy. Bo wArto!