Kościół zmaga się z przypadkami pedofilii na całym świecie. Usilnie próbuje maskować afery i zamiast chronić ofiary, broni własnego dobrego imienia. Amerykański Kościół także nie jest inny w tym zakresie, jednak amerykańskie władze już tak. Wysokie odszkodowania i kary nakładane na duchownych winnych pedofilii, a także na tych, którzy wiedzieli o przypadkach molestowania dzieci przez księży, a jednak pozostali na nie obojętni, mogą dawać poczucie bezpieczeństwa obywatelom. Dlaczego w Polsce to się nie udaje?
Z przyjemnością testuje na sobie wprowadzane do Almy wina i sery
W czwartek wróciłem z Johannesburga. Zostałem zaproszony przez Discovery Networks na wyjątkowe spotkanie z Oprah Winfrey. Podczas kolacji rozmawialiśmy o bieżących wydarzeniach na świecie, oczywiście nie zabrakło pytań o kryzys w Kościele katolickim. Rozmawialiśmy o aferze pedofilskiej w polskim i amerykańskim Kościele, o stanowisku polskich i amerykańskich hierarchów kościelnych w tej sprawie, o różnicach i podobieństwach. Sama Oprah podchodzi do tematu dość emocjonalnie, gdyż w przeszłości padła ofiarą molestowania ze strony członka swojej rodziny.
Oprah wspominała Barbarę Blain - jedną z bohaterek swojego programu, która przez wiele lat była molestowana przez charyzmatycznego kapłana. Jej dramat polegał na tym, że nikt nie chciał jej uwierzyć, uważano nawet, że to ona jest winna całego zamieszania. Dopiero po wizycie w programie Oprah ksiądz przeszedł na emeryturę. Barbara Blain założyła organizację SNAP zrzeszającą ofiary księży pedofili z całego świata. Jej celem jest obnażanie fałszu duchownych w tej sprawie, zachęcić ofiary do ujawniania swoich historii i wywieranie presji na media i organy ścigania.
Do SNAP należą także ofiary z Polski. Zdaniem Blain księża powinni dostarczać organom ścigania dowody i dokumenty takich przestępstw, tymczasem zwykle wszczyna się własne śledztwo, bez informowania policji, a sprawy nigdy nie kończyły się uznaniem winy. W tym zakresie polityka Kościoła wydaje się być jednolita na całym świecie.
Szacuje się, że w amerykańskim Kościele jest około 10-12% księży pedofili, sam Kościół znacznie zaniża te notowania. Kilka lat temu w związku z głośną aferą pedofilską w Filadelfii odsuniętych zostało prawie 30 księży, sam arcybiskup Filadelfii za ukrywanie tych przypadków i zgodę na posługę kapłanów został odwołany przez papieża.
Zdaniem Blain osoby, które mają na sumieniu takie grzechy powinny trafić do więzienia, dzieje się jednak tak, że resztę życia spędzają na emeryturach żyjąc w luksusie. Pod wieloma względami Kościół w Polsce nie różni się od amerykańskiego. Pewne różnice jednak są. Przykładem może być właśnie bezprecedensowa sprawa amerykańskiego duchownego - prałata Williama Lynna (odsuniętego przez papieża), który został skazany za: "narażanie dzieci na niebezpieczeństwo". W USA był to pierwszy wyrok tego rodzaju. Nigdy przedtem duchowny znajdujący się tak wysoko w kościelnej hierarchii nie został skazany za udział w siatce pedofilskie; duchowny Lynn, który przez 12 lat odpowiedzialny był za kler w archidiecezji w Filadelfii miał przymykać oko na wielokrotne przypadki molestowania dzieci przez księży. Podobno polecił zniszczyć listę 35 księży podejrzanych o pedofilię. Kara za „zamiatane pod dywan” - tak dobrze znane z polskiego podwórka - to bardzo ważny precedens dający jasny sygnał, że: „ochranianie księży molestujących dzieci to obrzydliwa zbrodnia, która stwarza niebezpieczeństwo dla rodziny i społeczeństwa, i która musi być karana”- miała powiedzieć Barbara Blain. Duchowni bowiem powinni chronić dzieci i wiernych, a nie dobrego imienia Kościoła.
W USA afery pedofilskie kosztowały Kościół ponad 2,5 mld dolarów, niektóre diecezje zbankrutowały. Sądy zasądzają bardzo wysokie odszkodowania, a organy ścigania nie pozostawiają spraw samym sobie. Gdyby w Polsce zastosowano tak surowe prawo, być może z narastającym problemem udałoby się uporać, a przynajmniej go zmniejszyć. Być może ofiary czułyby się bezpieczniej, a oprawcy mniej bezkarnie.
Te różnice pokazują, że rozgraniczenie państwo – Kościół jest możliwe. Dlaczego więc w Polsce się to nie udaje? Otóż dlatego, ze wysocy hierarchowie czują się bezkarni. Nie od dziś wiadomo, że nikt, żaden ksiądz ani hierarcha kościelny nie powie na przykład ks. Michalikowi: dość tych wypowiedzi, to szkodzi Kościołowi! Jego ostatnie słowa: „Wiele dziś się mówi, i słusznie, o karygodnych nadużyciach dorosłych wobec dzieci. Tego rodzaju zła nie wolno tolerować, ale nikt nie odważy się pytać o przyczyny. Żadna stacja telewizyjna nie walczy z pornografią, z promocją fałszywej, egoistycznej miłości między ludźmi. Nikt nie upomina się za dziećmi cierpiącymi przez brak miłości rozwodzących się rodziców, a to są rany bolesne i długotrwałe” są mocno bulwersujące. Oczywiście chwilę później zostały skomentowane przez rzecznika KEP ks. Józefa Klocha, tłumaczył on, że nie jest to próba przerzucania odpowiedzialności za pedofilię i, że Kościołowi zależy na dobru dzieci i młodzieży. Ale czy postawa rzecznika coś zmienia? Czy naprawdę nie jest to próba przerzucenia odpowiedzialności? Ciężko się oprzeć wrażeniu, że z pewnością tak jest.
Ksiądz Kloch próbował także prostować kontrowersyjną wypowiedź ks.Michalika o dziecku, które: "lgnie, szuka miłości i zagubi się samo i jeszcze tego drugiego człowieka wciąga…”. Czy jednak myślący człowiek uwierzy, że był to jedynie lapsus słowny?
Słuchając coraz to nowych doniesień na temat afery pedofilskiej zaczynam mieć wrażenie, że przynależność do polskiego Kościoła w obecnej sytuacji to wstyd. Michalik zamiast zamilknąć i pokłonić głowę w modlitwie i skrusze wciąż przemawia, czyniąc z siebie najczęściej cytowanego człowieka w tym kraju, no może tuż za posłem Macierewiczem. Cały polski Kościół zamiast bić się w pierś i krzyczeć moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina, dalej zamiata pod dywan i wszystko zostawia opatrzności. Złapani za rękę tłumaczą, że ręka nie należy do nich, a wszystko zaczyna przypominać latający cyrk Monthy Pytona. Niezdarne próby tłumaczenia, wykręcania kota ogonem są jeszcze bardziej ośmieszające. „Nasz Dziennik” tą śmieszność potęguje pisząc nawet o nagonce na Kościół i pompowaniu afery pedofilskiej.
Muszę się zgodzić z Wojciechem Olejniczakiem i Januszem Palikotem, że ks. Michalikowi należałoby zakazać wystąpień publicznych. Gdyby nie był wysokim hierarchą kościelnym, to za takie słowa spotkałaby go przymusowa emerytura, a tak pozostaje tylko niesmak.
Władze Kościelne pozostają obojętne, ale my –wierni, dziennikarze, opinia publiczna i – co najważniejsze - organy ścigania, a w końcu sądy możemy coś zmienić. Nie godząc się na takie słowa, czyny możemy pokazać władzom kościelnym, że wierni mimo, że mają głowy pochylone, a oczy zamknięte w modlitwie, to jednak ślepi nie są.
Oglądamy się na Zachód, zachłystujemy się amerykańskim kinem, nowinkami technicznymi, trendami. Uprawiamy jogging i chodzimy na lunch, mieszkamy w penthouse i umawiamy się na business meeting, dlaczego więc polskie sądy nie mogą w tej sprawie pójść za amerykańskim przykładem? Dlaczego w przypadku pedofilii nie możemy postąpić tak radyklanie jak Amerykanie?