Wiadomo nie od dziś, że taka terapia kosztuje, ale wydaje się być skuteczna i opłacalna sądząc po częstotliwości jej aplikowania przez różne kraje. Rosja chętnie z niej skorzystała i zamiast manifestacji siły, mamy manifest bogactwa, przepychu i sfabrykowanej wielkości.
Z przyjemnością testuje na sobie wprowadzane do Almy wina i sery
Mimo, że zimowa olimpiada mogłaby się odbyć w zasadzie w każdym miejscu w Rosji, Putin wybrał Soczi – kurort charakteryzujący się subtropikalnym klimatem, porównywalnym do tego panującego na południu Francji. To tak jakby zorganizować zimowe igrzyska w Cannes. Ale przecież o to chodziło, żeby świat przecierał oczy ze zdziwienia. Czy efekt został osiągnięty? Zobaczymy. Zdaje się, że na razie patrzymy na to z przymrużeniem oka.
Prawda jest taka, że impreza w tym przypadku służy głównie zaspokojeniu ambicji Putina, jego próżności, upozorowaniu potęgi Rosji. To wypaczenie. Olimpijskim tortem dzielą się po równo Putin i jego przyjaciele. Mnożą się historie na temat afer korupcyjnych. Wszystko ma być zrealizowane na czas. Nikt jednak nie ma pomysłu na to, czemu miałyby służyć obiekty po zakończeniu igrzysk i nikogo za bardzo to nie interesuje.
Wiele krajów podeszło do zagadnienia podobnie. Wiadomo, że organizacja takiej imprezy nie jest okazją to zbicia kapitału, a raczej wymaga nakładów finansowych i to niemałych. Poza wybudowaniem obiektów trzeba także później te obiekty utrzymać, mieć na to środki i pomysł. Można się spierać o to, czy Polskę na to stać? Można też wspomnieć o wartości dodanej takiego przedsięwzięcia, czyli rozpoznawalności kraju za granicą. W przypadku Rosji sprawa jest oczywista, ale już w przypadku Polski nie do końca. Przed Euro 2012 spora cześć populacji miała zapewne wątpliwości gdzie leży Polska. Przeciętny mieszkaniec Boliwii, Meksyku, czy Amerykanin zastanawiali się pewnie, czy to w ogóle kraj europejski(!). Po Euro to się zmieniło i trudno polemizować z faktem, że mimo opustoszałych dzisiaj stadionów i nieporadności w gospodarowaniu nimi, Polskę odwiedzają zagraniczni turyści, ci sami, którzy wcześniej nie mieli pojęcia o jej istnieniu.
Pytanie więc czy Polska, Kraków, Zakopane i Słowacja potrzebują igrzysk pozostaje otwarte. Abstrahując od tego czy mamy szansę wygrać, a uważam, że nie jesteśmy bez szans, to ważny jest szeroki kontekst. Jeżeli będzie to projekt ogólnonarodowy, jeżeli będą gwarancje rządowe obu krajów, to mogłoby się udać. Już sama mobilizacja jest ważna, przyczynia się do rozwoju regionalnego, do inwestycji w infrastrukturę, a z tego przecież korzystamy my - obywatele i to nie tylko w czasie potencjalnych igrzysk, tylko także po nich. Już przejezdna Zakopianka byłaby miłym akcentem i pamiątką na wieki. Jeżeli podejdziemy do tematu z rozsądkiem, bez zbędnego rozmachu, bez nadęcia, to wszystkim może wyjść to na dobre. Oczywiście do tego Polska musiałaby zostać wybrana na organizatora, a nie stanie się to jeśli nie będzie w tej sprawie wspólnego stanowiska Polaków. Zdając sobie sprawę z tego jak trudne to przedsięwzięcie, trzeba dokładnie rozważyć za i przeciw. Jedno jest pewne, że po Euro 2012, Światowych Dniach Młodzieży w 2016 roku, Olimpiada byłaby kolejnym polskim akcentem na świecie.