W obliczu każdego zamachu, bez względu czy miał on miejsce w Londynie, Madrycie czy, tak jak ostatnio, w Brukseli zadajemy pytanie fundamentalne: czy przyszedł moment aby Europa przestała funkcjonować w bańce mydlanej? By przestała żyć w iluzji multikulturowości i zmierzyła się z egzystencjalnym wyzwaniem, które stoi przed starym kontynentem?
Ale Europa boi się tej decyzyjności, boi się wykonać jakikolwiek ruch, który może naruszyć status quo pryncypiów utartych na gruzach II wojny światowej. A te pryncypia zawierały się w założeniu, że zło wojny jest wynikiem europejskich nacjonalizmów. Europa boi się, że jakiekolwiek zaproponowane rozwiązanie, oparte o zwiększenie restrykcji służb bezpieczeństwa będzie napaścią zarówno na europejską wolność, jak i doprowadzi europejskie państwa na drogę systemowej zmiany, której finał będzie jeden: powielenie tego samego destrukcyjnego scenariusza rozwoju sytuacji jak w latach 30. Europa dziś w sposób groteskowy postrzega swoje funkcjonowanie w czarno-białym schemacie, w którym albo posiadamy pełną wolność, multikultorowość, tolerancję, humanitaryzm albo staczamy się w otchłań autorytaryzmu i nacjonalizmu.
I tutaj politycy europejscy popełniają grzech najcięższy, uważając, że bezruch pozwoli zachować status quo i ochronić nasze wartości. Nic bardziej mylnego. To, czego dziś potrzeba Europie to nowe przywództwo, które znajdzie drogę pośrednią. Drogę, w której będzie możliwe zachowanie liberalnego sposobu życia przy zwiększonych środkach ochrony. Drogę, w której władza państwowa nie będzie używać kwantyfikatorów etnicznych, rasowych czy religijnych w określaniu grup potencjalnie niebezpiecznych, lecz stworzy przejrzysty acz szczelny system identyfikujący jednostki niebezpieczne. Drogę, w której liberalne gospodarki pozostaną na tym samym szczeblu współpracy przy jednoczesnym kompromisie w sferze militarnej.
Lecz przede wszystkim musi to być droga wspólna dla całej Europy: to bowiem stanowi największe wyzwanie. Aby projekt europejski nie uległ dezintegracji, a poszczególne społeczeństwa nie powróciły do swych narodowych oaz. To musi być dzisiaj rozwiązanie europejskie, które będzie uwzględniało uszczelnienie granic, weryfikację osób przybywających do Europy. Jednak będzie także uwzględniało możliwość prawną deportacji nielegalnych emigrantów czy bezwzględne egzekwowanie prawa wobec osób przejawiających jakiekolwiek niebezpieczne zachowania. Potrzeba dziś nowej europejskiej ustawy o zapobieganiu terroryzmu, nawet jeśli w tej materii będziemy musieli się posiłkować przykładami ze Stanów Zjednoczonych czy Australii.
Jedno jest pewne. Nie możemy sobie pozwolić na brak aktywności i decyzyjności. Bowiem w przypadku indolencji polityków europejskich społeczności starego kontynentu na pewno skręcą w prawo w swych preferencjach wyborczych i wkrótce obudzimy się w Europie podzielonej szczelnymi granicami i skonfliktowanej w swych nacjonalizmach. A z tego punktu do eskalacji bardzo niedaleko.
Europejscy politycy muszą także zrozumieć, że jest dziś czas na pokazanie siły: zarówno swoistej odwagi decyzyjnej, jak i siły militarnej. I to jest kolejna mentalna bariera, którą Europa musi pokonać. Siła militarna jest w Europie postrzegana jako element destrukcyjny. I nawet jeśli dostrzega się walor siły militarnej w kontekście naszego bezpieczeństwa, to w sferze organizacyjnym Europie spogląda na NATO, choć komponent europejski w Pakcie Północnoatlantycki jest mizerny. A Polska jako jeden z niewielu krajów przekracza wydatki 2% PKB na wojskowość. Europa jest militarnie bezradna zarówno w sensie praktycznym jak i mentalnościowym.
Poszukiwanie trzeciej drogi to nie jest w żaden sposób kompromis z własnymi wartościami – to jest zrozumienie, że aby ochronić nasze europejskie wartości musimy przezwyciężyć lęk pierwotny przed powtórzeniem scenariusza okresu międzywojennego. I tylko wspólne europejskie działanie pozwoli na ochronę naszego sposobu życia, bo przecież to właśnie Unia Europejska jako projekt jest emanacją tych kluczowych wartości starego kontynentu.
Dziś więc nie należy sceptycznie podchodzić do integracji europejskiej – wręcz przeciwnie. To właśnie integracja europejska powinna wejść na jeszcze bardziej zaawansowany poziom. Jednak machina europejska także musi pokonać swoistą przeszkodę mentalnościową, aby przestać być zbiorem biurokratycznych przepisów i bardziej dostosować swoją legislację do rzeczywistości międzynarodowej. Unia Europejska musi być tworem efektywnym. Do tej pory jej efektywność zdawała egzamin jedynie w czasie pokoju, dziś jednak wkroczyliśmy w czas zasadniczych zagrożeń natury bezpieczeństwa zewnętrznego i wewnętrznego - nie można ukrywać, że Unia Europejska musi zmienić tryby funkcjonowania. EU musi stworzyć kryzysowy tryb decyzyjny, który w swej strukturze pozwoli szybko reagować i efektywnie wdrażać rozwiązania adekwatne do zagrożeń.
Społeczeństwa europejskie bacznie dziś obserwują Unię, a czas nie działa na jej korzyść. Im dłużej trwa opieszałość europejskiego przywództwa tym większa jest szansa, że zwycięży opcja separatystyczna i eurosceptyczna. A to może pogrążyć najważniejszy europejski projekt i być bardzo kosztowne zarówno dla Polski jak i innych państwa Europy Środkowej.