Listopadowe dni to czas, kiedy szczególną pamięcią otaczamy naszych zmarłych. Próbujemy odtworzyć w pamięci wspólnie spędzone chwile i tęskniąc, zastanawiamy się, jak wygląda świat po drugiej stronie. Z cmentarza bije blask kolorowych światełek. Ten szczególny miesiąc jest swoistą szansą dla wielu. Szansą na odnalezienie w sobie pierwiastków dobra, miłości i spokoju.
Niech każdy z nas zada sobie pytanie: czy przez 364 dni w roku również pamiętam o swoich bliskich zmarłych? Listopad to miesiąc rozważań. Idąc między cmentarnymi alejkami, zaczynamy zdawać sobie sprawę z tego, że wcale nie mamy już tak dużo czasu, jak przypuszczaliśmy. Taniec wszechogarniającej śmierci napawa nas strachem. Zaczynamy zastanawiać się nad sensem ludzkiego istnienia. A czym w ogóle jest śmierć? Chyba każdy z nas, choć raz w życiu, zadał sobie to pytanie. Jedni czekają pojednania z Bogiem, drudzy zaś panicznie boją się końca.
Tradycje
Od najdawniejszych czasów ludzie szukają odpowiedzi na to, co stanie się z nimi po śmierci. Egipcjanie, chcąc uniknąć rozpadu ciała ziemskiego i duchowego, mumifikowali zwłoki. W mitologii greckiej Hermes prowadził dusze do krainy zmarłych. W wierzeniach Majów i Azteków należało złożyć ofiarę z ludzi, by zadowolić bogów. Hinduizm mówi o reinkarnacji. Chrześcijanie wierzą, że śmierć jest przejściem z doczesności do wieczności, a dusza ludzka zostaje zbawiona lub potępiona. Można by wymieniać niemal bez końca. Ile cywilizacji, plemion, religii, tyle poglądów. Nie tylko to świadczy o nieogarnionej mocy śmierci.
Prywatny koniec
Kres życia kojarzymy z końcem świata odchodzącej osoby. Chyba nikt nie wyobraża sobie przyszłości bez siebie samego. W rzeczywistości nasze zejście to tylko finał każdego z osobna. Odchodząc, nie przyczyniamy się do wielkich zmian, diametralnie wpływających na losy ludzkości. Stajemy się natomiast powodem płaczu tych, z którymi nieustannie obcowaliśmy. Tworzymy ich wewnętrzny, umierający świat.
Strach czy wybawienie?
W moim mniemaniu ból towarzyszący refleksjom na temat śmierci ma dwie strony. Pierwszą, wiążącą się ze strachem, który uderza w jestestwo prostego człowieka samym myśleniem oraz drugą, dotyczącą odejścia niekoniecznie bliskich osób. Śmierć jako śmierć, już sama w sobie pobudza ludzką wrażliwość. Wielokrotnie poszukujemy odpowiedzi na nurtujące pytania. Jak mawiał Seneka: Nie śmierci się boimy, lecz myśli o śmierci. Świadomość nicości i końca jest dla wielu nie do przyjęcia. Często staje się przyczyną lęku, który wewnętrznie dotyka każdego człowieka. Dopiero ocierając się o śmierć, której partneruje cierpienie, jesteśmy w stanie spojrzeć na świat trzeźwym okiem. Powołam się na słowa Marty Fox, że ból urzeczywistnia. Racja. O wszystkie możliwe zgony i nieszczęścia obwiniamy nie tylko Boga, ale cały świat. Ogarnięci czarną melancholią, dopuszczamy do siebie niedorzeczne myśli, popełniamy mnóstwo błędów. Z czasem jednak uzmysławiamy sobie, że nic nie dzieje się bez przyczyny, a odejścia, wpisane są gdzieś w księgę przeznaczenia. Wydostając się z objęć śmierci, zaczynamy doceniać to, co kiedyś było zwyczajnie nieważne. Odnajdujemy piękno otaczającego nas świata. Dostrzegamy drobne radości, które razem wzięte, tworzą życiowe szczęście. Staramy się wierzyć, że ci, którzy opuścili ten świat, zostali uniesieni. Codzienność przyjmujemy za dobrą monetę. W kontekście tego, cisną się słowa fragmentu książki Kobo Abe: Tylko rozbitek, który uniknął śmieci na tonącym okręcie może pojąć psychikę człowieka, który śmieje się wyłącznie dlatego, że może oddychać.
1 listopada
Zastanawia mnie to, co kryje się w sercach ludzi, przychodzących na cmentarz. Smutek, miłość, tęsknota, przymus, poczucie obowiązku? Każdej wizycie na cmentarzu towarzyszy widok opuszczonych grobów. Obijam się o różnych ludzi: tych, których serca przepełnione są afektem dostosowanym oraz tych, których miłość ogranicza się wyłącznie do zbierania liści przed 1 listopada.
Świadomość przemijania
Nie ma przeszkód, by motyw śmierci rozgrzebywać nieustannie, rozdrabniając się poprzez uwzględnianie wielu aspektów i konfrontowanie przekonań różnych ludzi. Można śmiało stwierdzić, że świadomość przemijania pobudza. Jest też nieodłącznym i nieuchronnym elementem życia każdego z nas, choć często sama myśl o niej potrafi doprowadzić człowieka do niewyobrażalnego stanu. Wszyscy staniemy oko w oko z nieodzownym wrogiem , który, miejmy nadzieję, pokieruje nas w dobrą stronę.