Budowanie Twojej osobistej marki zaczyna się od stylu życia. Nie pomyślałbyś? A jednak. Czy wyobrażasz sobie dietetyka, który nie jada śniadań? A pediatrę, który nie lubi dzieci? A trenera, który pali między treningami? Może jeszcze szafiarkę, która nie dba o to, jak wygląda? Twój sposób postępowania przekonuje do Twoich kompetencji i uwiarygadnia Twoją skuteczność. Niezależnie od tego w jakim pracujesz zawodzie i gdzie chcesz odnosić biznesowe sukcesy, musisz pamiętać, że Twój potencjalny klient obserwuje i wyciąga wnioski. Styl życia, który uprawiasz jest lustrem umiejętności eksperckich i cech charakteru, które posiadasz. Zastanawiałeś się kiedyś, czy Twój wizerunek w oczach innych pomaga Ci w biznesie, czy wprost przeciwnie? Przedstawiam Wam pięć osobowości, które bez wątpienia nie robią Wam dobrze.
Niezręczny Pysio
40 % Amerykanów to ludzie otyli, którzy prowadzą całkowicie siedzący tryb życia. Jednocześnie na Manhattanie nadwagi mieć nie wypada. Jak jest z nami? W mieście mija Cię trzech rowerzystów i dwóch biegaczy. To fakt, od kilku lat podchwyciliśmy sportowy trend, ale dotyczy to niewielkiej ilości społeczeństwa. Nie mamy czasu, więc się nie ruszamy. A nie, sorry, to znaczy ruszamy – wychodzimy z domu, by wsiąść do windy, przemierzamy korytarz, by wskoczyć w auto, wstajemy z krzesła, by wrócić z powrotem, bo... coś strzeliło nam w plecach. Mało ruchu i choroba ciągłego pośpiechu. Nie spacerujemy, bo autem szybciej. Nie ćwiczymy, bo nie lubimy. Nie wejdziemy po schodach, bo jesteśmy w szpilkach. Tempo życia każe nam się spieszyć. To jest jedna strona medalu. A druga? Jest jeszcze gorsza – uważamy, że jesteśmy zbyt zmęczeni, by podjąć aktywność fizyczną. Szwedzki fizjolog chciał sprawdzić jaki wpływ na ludzkie ciało ma odpoczywanie przez dłuższy czas w łóżku, czyli metoda, jaką zaleca się poważnie chorym pacjentom, by odzyskiwali siły. Pięciu młodych mężczyzn o bardzo zróżnicowanej kondycji fizycznej poproszono o pozostawanie w łóżku 24 h na dobę przez 3 tygodnie. Jaki był efekt? Cóż, niezależnie od kondycji, wszystkim badanym, wydolność tlenowa pogorszyła się tak, jakby postarzeli się o lat 20.
Dbajmy o siebie - mamy tyle lat na ile się czujemy.
Brak kontroli nad własnym ciałem może sugerować brak kontroli na innych obszarach.
Pulchne ciacho
Kanapka w biegu, telefon przy uchu, talerz na klawiaturze, lunch w wielkim pośpiechu i byle jak. Albo wcale. Albo hambuks. Albo ciastko… O nie! Jeśli nie przywiązujemy wagi do tego, co jemy nie dbając, o to, co nam najbliższe – swoje zdrowie – to do czego przywiązujemy większą wagę? Jak wyglądasz w modnym garniturze z chińską, paczkowaną zupą? Makaron z butów wyłazi ;-) Zero spójności. Źle jesz. Niezdrowo i chaotycznie. Według Deepaka Chopry, częstość ataków serca od wczesnych lat XX wieku podwaja się w Ameryce, co dwie dekady. To oczywiste, że kiedyś irlandzki imigrant, gdy zamiast kapusty z ziemniakiem postawił na stole stek, był przeświadczony, że podnosi jakość życia rodziny. Ale to było kiedyś, gdy praca ludzkich rąk stanowiła 80% energii przeznaczanej na uprawę ziemi. Dziś, w zmechanizowanym świecie, wysiłek ludzi to jeden procent ogólnych wydatków energii. Spójrz w talerz. I w lustro. Myślisz, że czas na zmiany?
ajRobot
Próbujemy uprawiać wielozadaniowość. Ale ona nie istnieje. Średnio, co 11 minut praca, którą wykonujesz w biurze jest przerywana. Znasz to? Uchylają się drzwi i kolejna osoba z „tylko” czymś tam, co znów odrywa, przeszkadza, rozprasza i w efekcie zabiera średnio 1/3 dnia na ponowne wdrażanie się w temat. Tak samo jest, gdy bezkrytycznie akceptujesz wielozadaniowość jako prawdę objawioną. Angielski „multitasking” wcale nie oznacza, że dzieje się kilka rzeczy jednocześnie, a raczej sytuację, w której wiele operacji wykonywanych jest naprzemiennie. Ulegamy wmówionej sobie, czyli bez oporów przyjętej przez samych siebie, iluzji. Jak dowodzi Gary Keller w „Jednej rzeczy”, wielozadaniowość nawet w przypadku komputerów oznacza ciągłe przełączanie się pomiędzy zadaniami. Szybkość z jaką biegnie proces, sprawia wrażenie, że wszystko dzieje się równocześnie. Prawda zaś jest taka, że przełączanie się, gdy zajmujesz się nową czynnością, a potem wracasz do poprzedniej, kosztuje Cię minimum 25% czasu na ponowne wdrażanie. Steve Uzell zwykł mawiać „Wielozadaniowość to tylko okazja żeby spaprać więcej rzeczy naraz.” Nie ściemniaj i nie papraj, bądź profesjonalistą.
Pajac na sznurku
„Ależ jasne, z największą przyjemnością pójdę z Toba na kolację, ale wiesz jutro mam prezentację, w czwartek spotkanie, w piątek wizytę, od poniedziałku szkolę klienta i tak w ogóle to powiem Ci, no nie wiem w co ręce mam włożyć, bo taki jestem niezbędny, że jeśli na chwilę odwrócę głowę, to akcje spółki spadną na łeb na szyję, cały świat pogrąży się w ciemności a prezes popadnie w otchłań rozpaczy”. Znasz ten typ? Przeoooogromy wachlarz działań i odpowiedzialności, używany po to, by poprzez własną niedostępność (najczęściej dla realizacji cudzych celów), udowodnić społeczeństwu, że jest absolutnie, ale to absolutnie niezastąpiony i najważniejszy. No ba! Ale to tylko słabe opakowanie. Gdy pokazujemy, że jesteśmy zabiegani i niczemu nie możemy poświęcić wystarczająco dużo czasu - nie odbiera się nas jako fachowca. Mamy kiepski wizerunek pajacyka, który macha mocno łapkami. Zawsze zgodnie z każdym pociągnięciem sznurka.
Ślepy muszkieter
Chcesz od razu efekt. Więc pędzisz i gubisz po drodze niezbędną analizę i weryfikację strategii działania. Mark Stevens w „Your marketing sucks” opowiada o trzech prezesach spółek, z których jeden sprzedawał ubezpieczenia, drugi był doradcą inwestycyjnym, a trzeci specem od nieruchomości. Aż zdecydowali o połączeniu sił i stworzeniu firmy, która zajmie się kompleksowym wsparciem klienta w zarządzaniu finansami. Otóż wszyscy trzej panowie udali się do nowojorskiej agencji, gdzie z entuzjazmem podzielili się swoją własną kreatywną wizją kampanii reklamowej, oczekując szybkiego końca spotkania i równie szybkiego efektu, który uspójni działania firmy i wyniesie ją na wyżyny inwestycyjnych biznesów. Gdyby dokonać skrótu tej historii, wystarczy wspomnieć, że na każde z krótkich pytań: jak nazywa się Wasza firma? co jest w niej unikalnego? czym odróżnia się od konkurencji? zapadała cisza i pełne nieogarnialnych przemyśleń „Hmmmm, jeszcze tego nie wiemy.” Stevens sięgnął więc po kilka słów od siebie: „Let me see guys if I have this right. You want to run a series of ads for a company that doesn’t have a name, doesn’t know what it’s selling proposition, and … doesn’t even exist?”
To właściwie nie wymaga komentarza, a raczej przemyśleń, czy działamy w oparciu o strategię, czy płyniemy z rwącym, ślepym nurtem.
Przyjrzyj się sobie, zobacz, co Cię wyróżnia i co może wzmocnić Twój wizerunek profesjonalisty pełnego pasji i zaangażowania. Zastanawiałeś się kiedyś, co czyta z Ciebie pracodawca lub przyszły klient, gdy mówisz lub działasz nieświadomy wrażenia, które wywierasz? Jesteś spójny? Umiesz się sprzedać? Masz to coś, co pozwala zaufać Ci od razu? A może wprost przeciwnie? Przyciągasz nie tych klientów, na których Ci zależy? Nie ci kontrahenci, nie ta skala biznesu…
Doskonała sesja i najlepsze zdjęcie na Insta nie wystarczą, bo kiedyś wyjdziesz z biura, pójdziesz w świat i pokażesz prawdziwego siebie. Budowanie własnej marki to umiejętność odnajdywanie w sobie tego, co niesie korzyść innym ludziom. Wyróżniaj się więc wiarygodnie.
Oczywiście, nie musisz zaraz zmieniać stylu życia. Ale przyjrzyj się, czy jest Ci z nim po drodze, bo istnieje duże ryzyko, że zyskujesz gębę, której nigdy nie chciałbyś mieć. I nikt Ci o tym nie powie. Będą mówić po cichutku, chichocząc z radości. A Twój wizerunek profesjonalisty chrupnie jak szybka aj-sunga, gdy wypada z kieszeni na bruk. Nie będziesz spójny. Zabraknie Ci wiarygodności. A przecież chciałbyś, by Twój wizerunek zarabiał na Ciebie?
I ode mnie dla Was - książki, które mają znaczenie w życiu zawodowym i prywatnym:
Garry Keller, Jedna rzecz
Deepak Chopra, Zatrzymaj czas
Mark Stevens, Your marketing sucks