Jarosław Kaczyński zapowiedział uruchomienie „maszyny walki o dobre imię Polski". Struktury państwa zostały zaprzęgnięte do realizacji tego zadania, którego celem tylko na pozór jest zmiana opinii na temat Polaków za granicą. W rzeczywistości działania prezesa PiS skierowane są do wewnątrz, efekty uboczne natomiast na dramatyczną skalę oddziałują na reputację Polski za granicą i bedą przynosiły skutek odwrotny od deklarowanego.
PiS od lat promował hasło pedagogiki wstydu. Do kategorii tej zaliczane były wszelkie wzmianki na temat niechlubnych kart w historii państwa polskiego lub Polaków. Według przedstawicieli tej partii, rolą narracji historycznej jest budowanie dumy narodowej, dlatego pożądane jest opiewanie polskiego heroizmu, bohaterskich czynów i ofiarności. Przy okazji starannie pielęgnowana jest pamięć o winach przedstawicieli innych nacji, każda zabliźniona już rana nadaje się do tego, aby po raz kolejny ją otworzyć. Każda wzmianka o winach polskich jest natomiast traktowana jako szkalowanie własnego narodu. Traktowanie historii jako nauczycielki życia, która proponuje namysł nad własnymi błędami, aby nie popełniać ich w przyszłości, nie przyjęło się w środowisku polityków PiSu.
Cały ten projekt tożsamościowy otrzymał w końcu szansę na rozkwitnięcie. Doraźnym celem ustawy o IPN miało być odwrócenie wektorów po debacie o tolerowaniu prawicowego ekstremizmu i kiełkującego faszyzmu. Zadraśnięte nieco debatą środowiska skrajnej prawicy miały otrzymać zadośćuczynienie w postaci de facto bezużytecznej ustawy, podanej jako wybawienie od szkalowania Polski.
Uruchomienie godnościowej narracji sprawiło, że tym bardziej nie można się już było cofnąć po protestach płynących z Izraela. Pan Premier mamił jeszcze międzynarodową opinię publiczną zapewnieniami o dobrej woli, powołaniu zespołów i konsultacjach, by zaledwie kilka godzin później połykać własny język.
Od decyzji o szybkim przegłosowaniu ustawy w Senacie zaczyna się nowy etap funkcjonowania ustawy o IPN. Jarosław Kaczyński uświadomił sobie mianowicie, że duch w narodzie nie ginie, również ten jawnie lub skrycie antysemicki, zatem na tej sytuacji PiS może wewnętrznie więcej zyskać, niż stracić. Bo i społeczeństwem spolaryzowanym łatwiej się rządzi i figura wroga zewnętrznego - po niestrasznych już uchodźcach – stanie się użyteczna. Sytuację skomplikowało nieco oświadczenie amerykańskiego Departamentu Stanu, ale członkowie PiSu zgodnym chórem zakrzyczeli je przekazami dnia o niezrozumieniu polskich intencji i o prawie suwerennego państwa do stanowienia własnego prawa.
Polityków ocenia się nie po intencjach, ale po wynikach działań. Dzięki wysiłkom poprzednich ekip rządzących sformułowanie polskie obozy śmierci właściwie zniknęło ze światowej prasy (w 2016 roku pojawiło się zaledwie dwadzieścia kilka razy). W ostatnich dniach ma kilkadziesiąt milionów odsłon i pojawia się w wyszukiwarkach jako pierwsze po wpisaniu hasła polish. Poseł Czarnecki wypromował dodatkowo hasło szmalcowników. Z mozołem przez kilkadziesiąt lat budowana reputacja Polski runęła w gruzach. Najbardziej sprawdzeni sojusznicy odwracają od nas wzrok ze wstrętem.
Ale to, co druzgocąco złe dla Polski, zatrważająco często okazuje się być użyteczne dla Jarosława Kaczyńskiego. Pogłębiająca się izolacja na arenie międzynarodowej daje mu jeszcze większe pole do nadużywania władzy w Polsce bez międzynarodowej ingerencji. Przedstawienie dotychczasowych sojuszników jako tych, którzy Polskę chcą upokorzyć, pozwala na poważanie ich intencji we wszelkich innych relacjach. Każda opinia międzynarodowej organizacji, dotycząca stanu praworządności, klimatu czy Puszczy Białowieskiej będzie teraz przedstawiana jako zemsta za zakaz mówienia o polskich obozach śmierci. Pogłębiająca się izolacja Polski na arenie międzynarodowej pozwoli na dalsze wyprowadzanie nas z europejskich ram ustrojowych i na prowadzenie coraz bardziej wsobnej polityki. A to jest jak najbardziej na rękę Jarosławowi Kaczyńskiemu, którego celem jest „przeoranie" kraju zgodnie z własną wizją.
Będziemy mieli zatem polską, jedynie słuszną, wersję historii. Będziemy mieli własny ustrój, na kształt tego z proponowanej kilka lat temu przez PiS Konstytucji, ustrój daleki, niestety, od europejskich standardów. Będziemy mieli naszą wersję suwerenności, rozumianej jako porzucenie współpracy w ramach dotychczasowych sojuszy. I będziemy mieli ogromne zasoby narodowej dumy. A kiedy przyjdzie zagrożenie z zewnątrz, tą dumą się obronimy.