Opinię publiczną bulwersuje wysokość nagród przyznawanych "samym swoim" w rządzie. Jednak skala patologii kadrowych i finansowych jest widoczna na wszystkich szczeblach administracji zawłaszczonych przez PiS. Powiedzieć, że to, co dzieje się w rządzie, to wierzchołek góry lodowej, to nic nie powiedzieć.
Chciałam mocno zarekomendować lekturę raportu Fundacji im. Stefana Batorego, która analizuje politykę personalną od 16 listopada 2015 roku do 31 października 2017 roku. "Stanowiska publiczne jako łup polityczny" to pogłębiona analiza zjawiska "teraz k... my" w wykonaniu obecnej władzy.
Powiecie, że obecny rząd dokonując wymiany kadr w administracji publicznej wzoruje się na poprzednikach. Że wszyscy tak robili, więc o co właściwie wam chodzi. Mam jednak poczucie, a lektura raportu Fundacji mnie w nim utwierdza, że z takim zjawiskiem jak obecnie, nie mieliśmy do czynienia od 1989 roku. Jeśli prawdą jest, że poprzednie rządy czy to PO-PSL czy to SLD dokonywały wymiany kadr od dyrektorów, przez kierowników, pracowników, a nawet sprzątaczki, to obecny rząd wymienił również mopy i panele od podłogi.
Tym co różni pisowskie zmiany od poprzedników to szybkość, zasięg i głębokość zmian. Kadrowy Blitzkrieg.
Raport szczegółowo opisuje, w jaki sposób PiS niszczy instytucje publiczne oraz pracujących tam ludzi. Wymienia sposoby na zatrudnienie "swojego" np. poprzez intencjonalną i ukierunkowaną na daną instytucję zmianę prawa (Instytut Wymiaru Sprawiedliwości, IPN, KRRiT oraz Rada Mediów Narodowych, wreszcie Centralna Komisja ds. Stopni i Tytułów) czy poprzez zmiany obejmujące cały sektor: służbę cywilną, Wojewódzkie Fundusze Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej czy instytuty badawcze, którymi zajmowałam się jako posłanka, starając zablokować niekorzystne zapisy tej ustawy.
Zmian dokonuje się również przez naruszenie obowiązujących przepisów, tak jakbyśmy żyli w rzeczywistości przedstawionej w "Misiu" Barei, gdzie szatniarz mówi do głównego bohatera: "nie mamy pańskiego płaszcza i pan nam zrobi?". Otóż okazuje się, że jednak coś zrobić można. Przepisy łamano w przypadku wyboru członka zarządu Polskiej Grupy Zbrojeniowej, prezesa Zarządu Energa SA czy wreszcie nominowania członka Rady Nadzorczej Polskiej Grupy Zbrojeniowej. Tak, chodzi o słynnego Bartłomieja Misiewcza, który na długie lata będzie symbolem niekompetencji i politycznego klientelizmu. To presja opinii publicznej sprawiła, że chociaż co jakiś czas "pojawia się on i znika", to jednak nie pełni obecnie żadnej ważnej funkcji.
Zmiany miały wreszcie miejsce poprzez dowolną interpretację obowiązującego prawa, tak jak w przypadku p.o. prezesa Polskiej Agencji Kosmicznej (POLSA), powołania członka zarządu PZU SA, konkursu na wiceprezesa Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów czy powołania prezesa zarządu spółki PGE Górnictwo i Energetyka Konwencjonalna S.A.
PiS zatrudniał, więc musiał zwalniać. Szczególnie głośne były i są przypadki prób pozbawienia mandatów znanych samorządowców. Za złamanie ustawy antykorupcyjnej konsekwencje groziły prezydentowi Lublina i Radomia. Postawiono również zarzuty prokuratorskie Hannie Zdanowskiej w Łodzi, a także nowoczesnemu prezydentowi Nowej Soli Wadimowi Tyszkiewiczowi.
W przypadku tego ostatniego chodziło o organizację meczu piłkarskiego w listopadzie 2012 roku pomiędzy czwarto-ligowymi drużynami Arką Nowa Sól i Stilonem Gorzów. Jak czytamy w raporcie:
"Na meczu zjawiło się ponad 200 kibiców przyjezdnych. Ówczesny prezes Arki Józef Śnieżko wpuścił tych kibiców na stadion, choć wcześniej nie wystąpił do policji o pozwolenie na organizację meczu podwyższonego ryzyka. Mimo że nie doszło do żadnych niewłaściwych zachowań kibiców, prezes klubu został za to skazany na karę grzywn.
Bazując na tym fakcie oraz na anonimie, prokuratura twierdziła, że prezydent Tyszkiewicz „miał nakłaniać do organizacji meczu prezesa Arki Nowa Sól, a tym samym do odstąpienia od złożenia wniosku o zezwolenie na przeprowadzenie imprezy masowej, pomimo informacji z policji o przewidywanych zagrożeniach i mogących wystąpić aktach przemocy (...) Po czterech miesiącach prokuratura zdecydowała się umorzyć śledztwo z braku dowodów popełnienia przestępstwa."
Wszystkie te przypadki są szczegółowo opisane w raporcie. Jego końcową część zwierają wnioski i rekomendacje, które jednak w mojej ocenie nie będą łatwe do zastosowania. Jestem polityczką i podobnie jak moje koleżanki i koledzy mamy świadomość, że "po PiSie" musi dojść do radykalnych zmian, swego rodzaju "depisyzacji" administracji publicznej. Pozostawienie tysięcy osób, których jedynym osiągnięciem jest posiadanie legitymacji partyjnej to podważanie autorytetu państwa i zaufania do jego instytucji.
Następcy nie będą mieli wyboru. Konieczna jest gruntowna przebudowa państwa i wprowadzenie takich mechanizmów-bezpieczników, które sprawią, że niezależnie od układu politycznego uda się to państwo obronić. O tym zresztą pisał i mówił mój kolega, poseł Adam Szłapka postulując powołanie "konstytuanty" służącej tylko i wyłącznie ustaleniu wspólnych i respektowanych przez wszystkich zasad ustrojowych. Czy się to powiedzie? Dowiemy się już w 2019 roku.