W kupie trzyma kaczystów władza. Wreszcie nieograniczona niczym. Nawet konstytucją. Dobrowolnie jej nie oddadzą. Trzeba porzucić mrzonki o wcześniejszych wyborach. Dobrze, żeby były za 4 lata, bo nawet to nie jest pewne. Protesty, czerwone kartki powodują coraz większą konsolidację obozu władzy. Wróg zawsze jednoczy, a jeśli aktywny - tym bardziej.
Władza absolutna, a taką ma teraz prezes, odbiera rozsądek, rozpiera, otumania. Nawet marionetki są zaczadzone, bo wcześniej nikt im tak nie kadził, tak nisko się nie kłaniał, z takim zachwytem nie spijał słów z ust ani nie usuwał pyłków spod nóg. Zrobią więc wszystko, żeby ten cudowny dla nich stan trwał. Koszty się nie liczą. Dla władzy godzą się na ośmieszenie i pomiatanie. Podpisują, plotą. Są bezmyślnymi żołnierzami wykonującymi rozkazy. Nie mają żadnych hamulców, a już zwłaszcza moralnych. Gwiazda prezesa nad nimi, a prawo moralne w d...
W osiągnięciu sukcesu pomagała PiSowi Platforma. Słowami i czynami. Nepotyzm, afery, ośmiorniczki, wołowe policzki, zegarki, żarty z ludzi pracujących za mniej niż 6 tys. zł miesięcznie spowodowały, że Polacy zapragnęli dokopać PO. Chcieli zmiany. Nawet, jeśli podejrzewali, że może być na gorsze. Mimo to, gdyby kilku posłów Platformy nie olało głosowania nad postawieniem Ziobry przed Trybunałem Stanu, wynik wyborów byłby inny. Ta nieudolność, sprytnie wyśmiana przez samego delikwenta, była dla PO gwoździem do trumny. PiS wyciągnął wnioski z tej lekcji. Teraz, jak nie ma większości, nie ma głosowań. Są w nocy, bo wtedy przychodzi na salę obrad ponad 20 posłów pracujących do godz. 16.00 w ministerstwach. Wbrew pozorom, wielu Polakom podoba się taka determinacja, praca po godzinach, a przede wszystkim skuteczność.
Jednak największą, pozytywną rolę w powrocie PiS do władzy odegrała katastrofa smoleńska. Gdyby nie ten straszny wypadek, prezydent Lech Kaczyński z kretesem przegrałby wybory prezydenckie 2010, a PiS byłby skończony. Katastrofa, choć była niewyobrażalną stratą i szokiem, nie załamała prezesa, a wręcz go uskrzydliła. Zyskał nową ideę, nowy cel i nową perspektywę. Postanowił uczynić z nieżyjącego brata bohatera narodowego, który poświęcił życie dla ojczyzny. I na jego trumnie i micie dojść do władzy absolutnej. Temu służy Wawel, rocznice, miesięcznice, pomniki, ulice i place imienia, ołtarzyk przed sejmowym klubem poselskim PiS, a przede wszystkim stworzenie religii smoleńskiej, która opiera się na wierze w zamach. Zwykły wypadek lotniczy jest nie do przyjęcia, bo czyni nieżyjących jedynie ofiarami fatalnych zbiegów okoliczności. Prezydent Lech Kaczyński ofiarą był za życia. Bohaterem został dopiero po śmierci. Ten mit będzie utrwalany. Z czasem bohaterski Lech stopi się w ludzkiej świadomości z Jarosławem i bracia będą nierozłączni przez tysiąc lat.