Mój dziadek Gustaw miał Fabrykę. Założył ją jego dziadek, którego rodzina przybyła do Kalisza z Austrii w drugiej połowie XIX wieku. Dlaczego wybrali Kalisz- miasto jak wieść niesie ze wszystkich w Polsce najstarsze? Musiał być miejscem wyjątkowo przyjaznym emigrantom szukającym nowego schronienia na ziemi po upadku Austriackiego Cesarstwa. A może urzekło ich wyjątkowe piękno tego miasta, położonego nad rzeką Prosną- gdzie mieszkali ludzie pełni zalet, dumy i intelektualnych przywarów.
Fabryka już na początku XX wieku staje się wielką marką. Instrumenty sygnowane nazwiskiem Fibiger zdybywają najważniejsze światowe medale. Do I Wojny Światowej w Fabryce produkuje się prawie 1000 instrumentów rocznie. Grają na nich najwięksi pianiści świata. Mojemu dziadkowi nie dane było cieszyć się Fabryką zbyt długo. Jeszcze jako młody chłopak projektuje wspaniały Fortepian, który będzie jednym z eksponatów najważniejszej z Wystaw- Wystawy Światowej w Nowym Jorku w 1939 roku. Gdy Amerykanie zwiedzają polski pawilon mój dziadek jako polski oficer broni Warszawy. Resztę wojny spędzi w obozie jenieckim.
Jedno z najwcześniejszych wspomnień mojego dzieciństwa. Ubrany w czystą koszulę, garnitur i krawat siadał każdego popołudnia przy oknie wielkiego salonu w domu dziadków i czytał. Z okna był widok na ogród z fontanną, morwy i na fabrykę. Dziadek nie mówił już prawie nic ale to okno przypominało mu o tym, że fabryka należała kiedyś do niego. Po Niemcach fabrykę zabrali Dziadkowi komuniści. Zabrali mu też gabinet, w którym pracował i fortepiany które kochał nad życie. Mimo to Dziadek był pogodny i często śmiał się. A czasami gdy Babcia goliła go elektryczną maszynką do golenia -płakał. Chyba dźwięk maszynki przypominał mu wojnę i warkot niemieckich samolotów, z których jeden celnym strzałem ranił dziadka w głowę. Dlatego pewnie płakał.
Codziennie ja, 5 letnia może dziewczynka przychodziłam do dziadka do salonu i wołałam go na obiad. Mimo, że stojący w rogu stary, długi jak szafka zegar odmierzał godziny- Dziadek zawsze zdziwiony pytał „już?“. Zamykał Biblię, brał mnie za rękę i szedł ze mną do kuchennego stołu. Po obiedzie już sam wracał do biurka przy oknie. Nie naruszałam swoim dziecięcym bałaganem ciszy dziadka- tak jakbym czuła jak ważny jest dla niego ten świat przy oknie.
W lustrze białej komódki w sypialni odbijała się jego pochylona lekko postać- bo dziadek codziennie zakreślał w Biblii jakieś zdania i przepisywał je sobie do oprawionego w czarną skórę przedwojennego kalendarza. Wiedząc, że traci pamięć próbował zatrzymać te zdania na dłużej. Nadawał im w swojej głowie nową obecność. Ja w tym czasie chodziłam po wielkim zielono- żółtym dywanie stąpając tylko po zielonych kwadratach, a taka droga wokół stołu jadalnego potrafiła trwać i trwać.
I teraz gdy po latach Kalisz postanowił zadbać o spuściznę mojego dziadka i jego przodków – ustanawiając rok 2020 rokiem Fibigerów - myślę, że to wyjątkowe i zasługujące na uznanie, iż miasto pragnie budować swoją tożsamość opowiadając o swojej historii. Jestem wdzięczna Prezydentom miasta, iż umieją docenić ludzi, którzy tworzyli potęgę Kalisza. Jestem zachwycona, iż pragną oddać przestrzeń publiczną, miejską i wspomóc wszelkie działania kulturalne tak- aby całe miasto mogło w tym roku opowiadać o Fortepianach.
Dziadku, to dla Ciebie.