Psycholog, badacz i ewangelistka etnografii w Polsce. Na co dzień zajmuję się oddzielaniem prawdy od fantazji i kłamstwa. Wielu z Was żyje wśród asap’ów, deadline’ów, w moim życiu dominujące są natomiast insighty.
Jaka informacja jest częściej czytana w Internecie: wypowiedź Raczka o polskiej kinematografii, czy relacja z imprezy, na której Doda nie włożyła majtek?
Znacie odpowiedź?
Będąc badaczem kultury masowej – wiedziałam, że prędzej czy później będę musiała to obejrzeć. Od ludzi z firmy dostałam link do internetowej wersji i... butelkę wina:
Inaczej nie dasz rady. I pamiętaj: jeden dzień = jeden odcinek
Jako człowiek – byłam wdzięczna za wino.
Jako badacz – od pierwszych minut widziałam, że to będzie HIT.
Prawda jest taka, że nie musi nam się coś podobać, żeby miało dobrą oglądalność. Jeszcze bardziej brutalna prawda jest taka, że nie musi to się nawet podobać tym, co naprawdę to oglądają.
Rozumiem, że to nie jest estetyka wielu z nas – ale równie dobrze rozumiem, że jest to oglądane również przez tych, którzy mają wyższe wykształcenie i mówią poprawną polszczyzną.
1. Tylko nam się wydaje, że rozumiemy innych
Kiedyś musieliśmy przebadać nowy program telewizyjny, według młodych brandmenagerów – treści są zbyt “hardcorowe” – nawet dla młodych ludzi, ale chcieli mieć „podkładkę” dla centrali.
Badaliśmy typowych mainstreamowych młodych ludzi – 17 – 19 lat.
Otwartych – ale nie dramatycznie szalonych. Lubiących nowe doświadczenia – ale nie ekstremistów. Przylepionych do netu, ale bez problemów społecznych, czy emocjonalnych w przypadku, kiedy go zabraknie.
…Po kilku dniach z kilkunastoma przedstawicielami młodego pokolenia – wiedzieliśmy, że… będzie problem z tym programem.
Włączyliśmy.
10 sekund i … wyłączyli
Nie, nie z obrzydzenia czy oburzenia.
Z NUDÓW.
„Daj spokój – to nawet nie dla dzieciaków!”
YouTube poszedł w ruch.
Włączyli.
10 sekund później badacze musieli wyłączyć.
Nie z nudów. Z obrzydzenia i przerażenia.
Nasz hardcore był dla nich kołysanką!
To, że Ty i Twoi znajomi, z Polski „A” i „B” – nie oglądacie – nie oznacza, że ogląda to tylko Polska „C” czy „D”.
Mało tego – NIE WIESZ czy Twoi znajomi nie oglądają – znasz tylko ich opinie na ten temat. Mówią to, co społecznie jest pożądane, co często ma się nijak do tego, co się dzieje naprawdę. Skoro twierdzą, oglądali to tylko przez 5 minut – to skąd mają informacji na tyle dni dyskusji o tym?
2. Potrzebujemy doprawiać nasze życie emocjami
Nie musimy czegoś lubić, żeby to oglądać. „Kevin sam w domu”, w każde święta jest najlepszym tego przykładem.
Nie musi być coś wartościowe, żebyśmy to oglądali. Gdyby tak było Discovery Channel czy National Geographic miały by największą oglądalność
Nie musi to być związne z naszą pasją. Tak naprawdę często nawet nie mamy pasji.
Nie musi to być nawet coś, co lubimy.
ALE MUSI TO BYĆ coś, co nas porusza i daje nam coś, czego na co dzień nam brakuje. Musi to być jakaś emocjonalna witamina.
„Warsaw Shore” – telewizyjny pudelek – jest lekarstwem na nasze mało ekscytujące codzienne życie.
Można się oburzać, można mówić, że to największe chamy z Polski.
Ale to, co daje to show to szok z powodu łamania pewnych konwencji i przekraczanie nawet najdalszych barier tego, jak ludzie powinni się zachowywać.
Podnosi nam na chwile adrenalinę, odrywa od rzeczywistości, dostacza nam tematow do rozmów i dyskusji.
3. Potrzebujemy się poczuć, że jesteśmy lepsi niż inni
Mamy pod dostatkiem na co dzień treści ważnych, wartościowych i interesujących, tego nam nie brakuje. Brakuje nam Emocji! Show! I poczucia tego, że jesteśmy choć o włos lepsi od innych.
Po tym, jak po całym dniu, musisz dać z siebie najlepszego siebie – a potem Twój szef tego nie docenia, żona uważa, że to za mało, mąż nie zauważa, dzieci olewają…
W tym sam czasie widzisz piękne życie z reklam i telenowel, już nic nie mówiąc o Pudelku. Zastawiasz się – czemu oni mają lepiej niż ja?
Chcesz choć przez chwilę poczuć, że jesteś w porządku, a najlepiej, że jest lepiej niż w porządku.
„Warsaw Shore” – jest plastrem na urazy i żale, i poczucie, że ma się gorzej niż inni. Mało rzeczy poprawia nam samopoczucie tak bardzo, jak czyjeś życie bardziej żałosnego niż nasze. Ludzi których życie i wartości przyprawia nas o mdłości. Ale to dzięki nim właśnie czujemy: „Nie jest tak źle. Ja nie jestem taki zły. Moje życie jest całkiem w porządku, moi znajomi – też są całkiem wspaniali.”
Nie wielu z nas rodzi się z wysokim poczuciem własnych wartości i naturalnym poczuciem zadowolenia ze swojego życia.
Niektórzy chodzą na terapie, a inni oglądają „Warsaw Shore”…