Ile jeszcze razy usłyszę o bagatelizowaniu gwałtu w naszym kraju? Czy istnieje jakaś granica tolerancji, po której uzasadniona stanie się moja propozycja? Czy niezależnie od tego, ile kobiet zostanie skrzywdzonych najpierw przez gwałciciela, a następnie przez osoby, które powinny je chronić – które powinny NAS chronić – będę musiał udawać, że to część naszej „kultury”, której nie da się zmienić?
Mam dość informacji o kolejnej kobiecie, która nie chciała pójść na policję po tym, jak została napadnięta, gdyż bała się, że nie zostanie potraktowana poważnie, że odeślą ją, nie przyjmą jej zeznań, potraktują jak „prowokatorkę”, jak przestępcę, jak dziwkę. Bała się, że policjanci zamiast wypytać o szczegóły i okazać troskę, będą raczyć ją wątpliwej wartości żartami, które tylko ich śmieszą. Że będą z ofiary robić potencjalnego oprawcę, który „sprowokował” biednego napastnika swoim ubiorem, zachowaniem, sposobem wyrażania się, spożywaniem alkoholu. Że zamiast otoczyć opieką, jakiej taka osoba potrzebuje, staną się bezpośrednią przyczyną kolejnej traumy i upokorzenia.
Wyobraź sobie, że jesteś bratem, mężem, ojcem czy narzeczonym kobiety, która zostaje tak potraktowana. Ktoś, kto powinien bronić, wyrządza dodatkową krzywdę twojej bliskiej. Śmieje się jej w twarz, może cytuje swoich idoli mówiąc, że „każdą kobietę się trochę gwałci”. A może podważa każde jej słowo pytając „czy aby na pewno jej się nie podobało?”? Zamiast szukać wskazówek jak złapać zwyrodnialca, szuka wymówek, by dowieść, że nie ma sensu wnosić sprawy, nie ma sensu go nawet łapać, bo to tak naprawdę „nie był gwałt”. I twoja partnerka, która wykazała się taką niesamowitą odwagą, by przełamać ból, poczucie wstydu i strach zostaje ponownie zbrukana przez ludzi, do których zwróciła się o pomoc. Czy nie zaczynasz odczuwać takiej samej nienawiści do tych umundurowanych mężczyzn? Czy ich zbrodnia nie wydaje ci się w jakiś sposób cięższa, gdyż właśnie od nich oczekiwałbyś współczucia i prawdziwej pomocy, a oni pokładane w nich zaufanie zdradzają?
Może nawet w tych okolicznościach moja propozycja wydaje się absurdalna. Obrzydliwa, nie na miejscu, obraźliwa i uwłaczająca policjantom. I taka jest. Uwłacza im, obraża, wywołuje ich obrzydzenie. Ale jednocześnie może to rozwiązanie wreszcie zadziała? Co bardziej ułatwi policjantowi (ale nie tylko policjantowi, o czym za chwilę) zrozumienie ofiary niż stanie się ofiarą? Może po tych dziesiątkach pryszniców, które nie pomogą zmyć uczucia brudu, po setkach nerwowych reakcji na przypadkowy dotyk w miejscu publicznym, po nieudanych próbach wypchnięcia tych wspomnień i odczuć do oceanu niepamięci, wreszcie po przeżyciu traumy, która może prześladować przez całe życie taki policjant zastanowi się zanim zacznie żartować przyjmując zeznania, zanim pozwoli swojemu koledze na chamskie uwagi wobec ofiary gwałtu czy napaści na tle seksualnym? Jeżeli do tej pory nic nie poskutkowało, może taka przymusowa, brutalna „lekcja” empatii przyniosłaby wreszcie pożądany efekt. Może wtedy policjanci pamiętaliby, by przede wszystkim okazać współczucie i przypominaliby to sobie za każdym razem, gdyby zbyt szybko i gwałtownie usiedli…
Jeżeli jesteś policjantem, czytasz to, i oburzasz się: „ja bym tak nie postąpił” zastanów się proszę (ale szczerze) – ile razy zaśmiałeś się z szowinistycznych żartów kolegów z pracy? Ile razy przytakiwałeś, gdy słownie poniżali kobiety? Ile razy nie reagowałeś, gdy ich komentarze przekraczały granicę? Ile razy zwróciłeś im uwagę, wyprowadziłeś z sali, zatrzymałeś spisywanie zeznań, przeprosiłeś kobietę w imieniu kolegi (przy nim)? A ile razy zgłosiłeś przełożonemu, że któryś z policjantów potraktował ofiarę gwałtu w ten sposób? A teraz chcesz uważać się za niewinnego, bo sam byś tak nie potraktował kobiety, która by się do Ciebie zgłosiła? No właśnie. Nie jesteś niewinny.
Jednak winnych jest znacznie więcej. Wszyscy z nas, którzy zaśmiali się, gdy Korwin-Mikke mówił, że kobieta zawsze jest trochę gwałcona jesteśmy winni podtrzymywania kultury obwiniania ofiary i usprawiedliwiania oprawcy. Wszyscy, którzy bronili go po tych słowach, próbując znaleźć usprawiedliwienie, które przecież nie istnieje. Korwin-Mikke to jedna osoba – tysiące tę wypowiedź racjonalizowały, a nawet popierały. A ci sędziowie (mężczyźni), którzy dają najłagodniejsze wyroki zwyrodnialcom, lub uniewinniają ich, co prowadzi do kolejnych napaści? Problem dotyczy nie tylko policjantów. Ci mężczyźni zasługują na „lekcję” empatii. Nic skuteczniej nie doprowadzi do końca usprawiedliwiania gwałcicieli w mediach, polityce, policji i sądownictwie. I nie martwcie się – chętnych do „przeprowadzenia” tych „lekcji” znalazłoby się wystarczająco dużo, a założę się, że ich metody pedagogiczne nie przypadłyby „uczoniom” do gustu…