Współczucie (ang. compassion, sanskr. karuna) nie tylko po polsku źle się kojarzy. Z użalaniem się nad kimś, nad sobą. Z łaską, z litością. Współczucie wydaje się słabe, wydaje się być cechą słabych ludzi. Silni ludzie działają, biorą się w garść, są zorganizowani, wymagający wobec siebie i innych. Mają wysokie poczucie wartości, wysokie noty w swoim i innych mniemaniu. Nie potrzebują współczucia. Współczucia wobec siebie samego. Danego sobie samemu.
psychoterapeuta, psycholog, instruktor uważności (mindfulness) oraz compassion, doktorantka University of Derby.
Czasem tylko nadchodzi moment zwątpienia w siebie, w swoją wartość, a może i w wartość tego ciągłego działania. Niezależnie od dokonań, stanu konta, ilości kontaktów. I już nie pomaga porównywanie się do kogoś. Że jest się lepszym, że ktoś jest gorszy. Bo i tak czujemy się gorsi. Ale skąd to uczucie? Przecież na podstawie różnych podręczników na temat poczucia wartości wiem, że jestem ważny. Ba! Ważniejszy od innych!
Tyle że nie ma czegoś takiego jak poczucie wartości. Jest to sztuczny twór. Działa na zasadzie porównywania się do innych. Ktoś jest lepszy. Ktoś jest gorszy. Działa tylko wtedy, kiedy czujemy się dobrze. Gdy czujemy się źle, nie ma żadnego poczucia wartości. Działa na zasadzie izolowania się od innych. Bo inni mogą mi zagrażać. Bo ja jestem najważniejszy. Inni się nie liczą. Liczę się ja. Moje opinie. Odcięcie od innych. Odłączenie. A jeżeli przestaję wierzyć w siebie, popełniam błędy? Tracę grunt pod nogami. W podejściu współczucia pytamy, co jest moją treścią, zamiast, co jest moim celem? Cel osiągnięty często nie cieszy albo cieszy krótko, a później musimy gnać za kolejnym. To tak jakby się kochać jedynie pragnąc orgazmu, nie umiejąc się cieszyć samą sytuacją bycia z drugą osobą, jej obecnością, zaangażowaniem, otwartością. I coraz więcej rozczarowania się pojawia, gdy szukając tego, co spektakularne, nie zauważamy tego, co ważne. Tymczasem to było życie. W tym życiu zdarzyło się życie. Zdarzyłem się ja i inni.
Współczucie wobec siebie samego (ang. self-compassion), o którym tutaj mówimy, według profesor Kristin Neff, składa się z kilku ważnych elementów: dobroci wobec siebie samego, uważności, poczucia wspólnego człowieczeństwa. Dobroć oznacza umiejętność wybaczania sobie swoich błędów, słabości. Uważność to umiejętność zatrzymania się, zobaczenia, co dzieje się we mnie, co dzieje się wokół mnie. Natomiast poczucie wspólnego człowieczeństwa oznacza, że wiele doświadczeń dzielimy z milionami innych istot. To współczucie wobec siebie samego nie oznacza, że sobie odpuszczam, że mi nie zależy, że zgadzam się na zastałą rzeczywistość. Wręcz przeciwnie, jest aktywne, skłaniające do aktywnego poszukiwania rozwiązań niwelujących nasze cierpienie (ból, dyskomfort, niezadowolenie, lęk, smutek, to wszystko, co trudne fizycznie i emocjonalnie).
Jak to by było gdybyśmy potrafili kochać siebie samych tak jak kochamy innych? Potrafili ofiarować sobie tyle troski, uwagi jak czynimy wobec innych? To właśnie w relacjach z innymi ujawnia się najczęściej to, co wydaje nam się tak nienaturalne i rzadkie: współczucie. Najczęściej to pojawia się, gdy spotykamy się z małym dzieckiem albo inną bezbronną istotą. To nam przypomina, że gdzieś w nas tli się to podstawowe uczucie. Nawet jeżeli na co dzień jesteśmy silni. Silni bez emocji albo przynajmniej próbując ukryć emocje. Bo emocje to słabość. My nie chcemy być słabi.
Współczucie to po angielsku compassion. Angielskie compassion wywodzi się z łaciny i oznacza „cierpieć z”, czyli, jak pisze Kristin Neff i Christopher Germer, „być z tym, co trudne”. Można tu zacytować mniszkę buddyjską Pemę Cziedryn, która w jednej ze swoich książek pisze: „W zrozumieniu naszej życiowej niewygody chodzi najpierw o to, by się do niej zbliżyć i ujrzeć ją wyraźnie, zamiast próbować się przed nią gorączkowo ochronić.” To ciągłe uciekanie od bólu powoduje, że uciekamy od siebie. A jednak to, co ważne, powróci. Emocje właśnie dlatego powracają, że są ważne, że niosą w sobie jakąś ważną informację. Gdyby nie były ważne, to ewolucja już dawno by nam odebrała umiejętność emocjonalnego odczuwania. A jednak dalej czujemy. I nie tylko po to, żeby strach i jemu podobne emocje informowały nas o zagrożeniach.
Jak to by było, gdybyśmy założyli, że ludzie mają w gruncie rzeczy dobre intencje? Tak, jak my sami, gdy się urodziliśmy. Z dobrą intencją wobec siebie i innych. Jak to by było, gdybyśmy założyli, że to my mamy dobre intencje? Nawet, gdy ktoś nas krytykuje, gdy krytykujemy siebie samych, gdy słyszymy ten wewnętrzny krytyczny głos. Mingjur Rinpocze, powołując się na zdanie wypowiedziane przez Jerome’a Kagana, profesora z Uniwersytetu Harvarda, pisze, że w „parze z naszą skłonnością do agresji instynkt przetrwania dał nam jeszcze silniejszą biologiczną tendencję do dobroci, współczucia, miłości i opieki nad innymi”. To dotyczy też tej samej umiejętności wobec siebie samych.
Współczucie wymaga otwarcia, wymaga zmiany nawykowej tendencji do zamykania się czy automatycznej reakcji obronnej. Jak pisze znany brytyjski psychoterapeuta Paul Gilbert i jeden z propagatorów współczucia w psychoterapii: „wszystkie cechy (współczucia) są związane z ciepłem, otwartością serca i szczerym pragnieniem zmniejszenia cierpienia i rozwijania siebie samego”. Być z cierpieniem, aktywnie pragnąć je niwelować, życząc sobie dobra.
Jak zacząć praktykować współczucie wobec siebie samego? Zacznij od zauważenia, co robisz w sytuacji stresu, w sytuacjach trudnych: kiedy stoisz w korku, kłócisz się z partnerem, czujesz się chory. Czy krytykujesz siebie? A może jesteś zły na los? Innych? Wtedy właśnie życz sobie tego, co dobre, co życzliwe, nawet jeżeli na razie czujesz się zupełnie inaczej. Życz sobie zdrowia, nawet gdy jesteś chory, życz sobie spokoju, choć czujesz niepokój. Nie zaprzeczaj faktom, nie cukruj rzeczywistości, ale zasiewaj w sobie dobrą intencję, a ona zmniejszy twój ból, choć ból może dalej być obecny.
Autorka w swojej pracy terapeutycznej korzysta z podejścia uważności współczucia. Obecnie znajduje się pod superwizją doktora Chrisa Germera z Uniwersytetu Harvarda. Jako jedyna w Polsce (wraz z Magdaleną Mazurkiewicz) prowadzi treningi oparte (za ich przyzwoleniem) na pracach Ricka Hansona i Christophera Germera .
W 2011 i w 2012 na jej zaproszenie do Polski przyjechali Rick Hanson oraz Christopher Germer.
W kolejnych wpisach więcej na temat podejścia współczucia, prac Paula Gilberta, Kristin Neff, Christophera Germera oraz Ricka Hansona.