Selfie zakwitło na pewnym australijskim forum internetowym w 2002 r., ale prawdziwa eksplozja sławy przyszła doń dopiero 10 lat później. Widocznie potrzebowało dużo czasu, by się rozhulać lub musiało poczekać na swój moment, niczym kulka w pinballu oczekująca w ciemnym przedsionku w kolejce do wystrzału. W ciągu roku od jesieni 2012 r. jego popularność wzrosła o – to nie pomyłka – 17000%. W sierpniu 2013 r. słynny oksfordzki wydawca słowników jęz. angielskiego oficjalnie włączył je do internetowych zasobów leksykograficznych swoich wydawnictw, zaś 19. listopada 2013 r., czyli w dniu mojego debiutu na NaTemat.pl, selfie dostąpiło nie lada zaszczytu: ogłoszono je
Słowem Roku 2013. Możliwe, że właśnie to stało się zaczynem kreatywności użytkowników Internetu. W ostatnich tygodniach rozsupłał się worek z angielskimi terminami z sufiksem –elfie (stosuje się też pisownię „-elfy”), bowiem zaczęły funkcjonować następujące:
belfie (= bottom/bum selfie) – zdjęcie własnej pupy
delfie (= dick/dong selfie) – zdjęcie własnego penisa
drelfie (= drunken selfie) – zdjęcie siebie w stanie upojenia alkoholowego
helfie (= hair selfie) – zdjęcie własnych włosów
melfie (= male selfie) – męskie selfie
nelfie (= naked/nude selfie) – zdjęcie siebie w negliżu
welfie (= workout selfie) – zdjęcie siebie na siłowni lub sali gimnastycznej