Kreml uważa “rosyjski” Krym za kwestie zamkniętą. Moskwa odrzuca wszelkie wzmianki społeczności międzynarodowej, jak np. ostatnie z posiedzenia Komisji Ukraina – NATO w Kijowie, wskazujące, że anektowany półwysep ma być zwrócony Ukrainie. W stylu czasem wywyższająco-brawurowym, сzasem obraźliwo-kpiącym władze Rosji tłumaczą, że nic już nie można zmienić, że tak na dobrą sprawę nie obchodzi ich opinia innych państw. Jak głosi stare porzekadło: psy szczekają, karawana idzie dalej.
No i nic bardziej mylnego! Gdy by tak było, Rosjanie nie robiliby żadnych wysiłków ażeby pokazać światu, jak dobrze się żyje na Krymie, że nikt nikogo tam nie dyskryminuje. Zwłaszcza, jak dobrze się mają na Krymie mniejszości narodowe, w pierwszej kolejności ukraińska, a także rdzenna na Półwyspie społeczność krymskotatarska. Zadanie to nie lada wyzwanie dla Kremla po cotygodniowych relacjach z Krymu o przeszukaniach i zatrzymaniach aktywistów i zwykłych ludzi.
Ale dla Rosji pokazanie “potiomkinowskiej” rzeczywistości jest normalną koleją rzeczy. Moskwa nie szczędzi pieniędzy i wysiłków na to, żeby świat obieg obrazek szczęśliwych Tatarów Krymskich czy Ukraińców na Krymie albo przytakujących im namaszczonych przed chwilą dla dobra sprawy “przedstawicieli” mniejszości ukraińskiej z innych krajów.
Dobrze to było widać na wrześniowej konferencji OBWE w Warszawie, poświęconej tematyce praw człowieka. Na jednym z towarzyszących temu spotkaniu wydarzeń, podczas konferencji zorganizowanej przez MSZ Rosji, specjalnie dobrani z tej okazji przedstawiciele mniejszości ukraińskiej i krymskotatarskiej na Krymie jednym głosem mówili o tym, jak dobrze im się żyje. Zastępca muftiego Krymu, Asad Bairov, opowiadał obecnym na sali, że prześladowani teraz przez rosyjskie organy ścigania Tatarzy Krymscy faktycznie sami sobie winni, jako że nie ma przesłanek, aby mieli oni obawiać się o swój los pod władzą Rosji. A Ci najbardziej prześladowani na Krymie – zwolennicy Hizb Ut-Tahrir (Partia Odrodzenia Islamskiego) – już wcześniej dobrze wiedzieli o tym, że ta partia jest zakazana w Rosji. W tych wypowiedziach Bairova było dużo manipulacji i wręcz oczywistego kłamstwa. Smaczku całej tej sytuacji dodaje fakt, że Bairov w marcu 2014 roku, tuż przed tak zwanym referendum pisał na swojej stronie w Facebooku, że Rosji nie uda się przekupić Tatarów Krymskich, mają dobrą pamięć. Widocznie, nie wszyscy…
Podczas tego samego wydarzenia szefowa ukraińskiej wspólnoty Krymu, Anastazja Gridczina, opowiadała, że trudno podtrzymywać ukraińską tożsamość na półwyspie, kiedy ma się złe relację pomiędzy Rosją a Ukrainą, ale „władze” republiki autonomicznej aktywnie wspierają rozwój ukraińskiej wspólnoty i finansują różne projekty prorozwojowe.
Jeden z takich projektów udało się zaobserwować całkiem niedawno, kiedy na Krym w połowie października przyjechali przedstawiciele (rzekomo) ukraińskiej diaspory z różnych krajów Europy, w tym i z Polski. Ale ponieważ trudno było znaleźć kogoś z prawdziwej mniejszości ukraińskiej (może oprócz pojedynczych przedstawicieli z krajów poradzieckich), kto publicznie uznałby Krym za rosyjski, i tym bardziej przyjechałby teraz na Półwysep, to w takim razie rosyjska propaganda zadziałała według formuły “jak się nie ma co się lubi to się lubi co się ma”. Na przedstawiciela ukraińskiej diaspory z Polski w delegacji na Krym namaszczono przedstawiciela rosyjskiej mniejszości w Polsce, Andrzeja Romańczuka, który od razu obwieścił, że połowa Polski uważa Krym za rosyjski. Nie po raz pierwszy jest on wykorzystywany w działaniach rosyjskiej propagandy, forsującej tezę, że nie ma blokady okupowanego Krymu. W 2015 roku próbował on sforsować blokadę Krymu przywożąc na półwysep licealistów i gimnazjalistów z Białegostoku. Jak widać, po upływie czterech lat wykorzystywane metody niewiele się zmieniły.
Na szczęście, tak jak i wtedy, tak i teraz, pomimo różnych sprytnych zabiegów, fałszerstw i prób pokazania, że on już jest powszechnie uznawany na Zachodzie za część terytorium Rosji Polska i Polacy nie uznają “rosyjskiego” Krymu.