Uskrzydlona, marmurowa piękność. Nie znamy jej twarzy. Nawet jej wiek jest tajemnicą. Katalogi Luwru podają jej czas powstania bez precyzji, gdzieś w przestrzeni hellenizmu między III i I stuleciem p.n.e. To jedna z najwspanialszych rzeźb jakie kiedykolwiek powstały. Wyobrażam sobie, co mogli czuć XIX wieczni odkrywcy, gdy znajdowali fragmenty przepięknie opracowanego marmuru. Ale także, co musieli czuć ci, z których inicjatywy powstała przed ponad dwoma tysiącami lat.
Blog Justyny Napiórkowskiej. Najlepsze wystawy, wybitni artyści, podróże artystyczne
Mierzy, bagatela, ponad dwa metry.
Jej wysokość Nike z Samotraki.
Unosi się lekko, lecz jakby stawiając opór powietrzu w paryskim muzeum. Tu to powietrze jest nieruchome, inaczej niż pewnie na maleńkiej Samotrace, gdzie Nike stała na wzgórzu na wyrzeźbionym, kamiennym dziobie okrętu. Jej sylweta mogła się odbijać w wodzie wybudowanego dla niej basenu. Antyczny site specific, dzieło wpisane w konkretny kontekst. Ustawione wśród kamieni i drzewek oliwnych.
Wystawione na palące słońce, w obłędnym szumie cykad.
Miejsce w jakim wystawia ją Luwr budzi we mnie cichy opór. Co prawda te schody są reprezentacyjne, a widzowie po raz pierwszy spojrzą najpewniej z dołu, co potęguje wrażenie. Jest w ustawieniu tej wznoszącej się ku górze postaci jakaś logika, ale zawsze czuję, że Nike w tym miejscu jest jak w jakimś antyszambrze, przedsionku, poczekalni. Jak wiele zabytków na emigracji, z dala od miejsca, do którego przynależała. W tym wypadku maleńkiej wyspy, Samotraki, gdzie najpewniej była wotum od mieszkańców Rodos za morskie zwycięstwo nad Persami.
Kiedyś była fizyczną emanacją potężnej wiary. Stanowiła bardziej świadectwo ducha, niż materii. Stawiała znak równości między dobrem i pięknem.
Dziś Nike jest zredukowana do ciała.
Bardzo pięknego. Zmysłowego. Idealnego. Promieniującego siłą.
Świadczy o cierpliwości i talencie rodyjskiego rzeźbiarza, który chciał, by marmur stał się delikatny jak jedwab. O artystycznych wyżynach tej wizji świadczy to, że nawet pozbawiona twarzy, bez rąk, z ukruszonym skrzydłem, tak mocno ukazuje piękno i doskonałość.
Jest owiana morską bryzą. Wyprostowana i dumna.
Ludzie morza, ci którzy żeglowali wiedzą, jak to jest, gdy ciało pokryte jest słoną osnową. Po tym jak poruszana wiatrem łódź przecinała fale, w słońcu i w sztormie.
Antyczna piękność, miss mokrego chitonu.
Uskrzydlona Wiktoria z wód Morza Śródziemnego.
Kiedyś była najpewniej świadectwem zwycięstwa demokracji nad despotami.
W tym roku płynęłam łodzią przez egejskie wody Dodekanezu. Marząc, byśmy kiedyś znów, myśląc o tym morzu, mieli ten sam entuzjazm, który kazał Rodejczykom stworzyć tak zachwycające dzieło w podziękowaniu za wywalczoną nadzieję na pokój.