Gigant sztuki XX wieku. Jeden z jej naczelnych rewolucjonistów. Za sprawą takich jak on, centrum sztuki skutecznie emigrowało z Europy na kontynent amerykański. Choć urodził się na Łotwie, zmarł (a właściwie zginął śmiercią samobójczą) jako najbardziej amerykański z malarzy. Przedstawiciel ekspresjonizmu abstrakcyjnego.
W Muzeum Narodowym w Warszawie trwa wystawa Marka Rothko.
Blog Justyny Napiórkowskiej. Najlepsze wystawy, wybitni artyści, podróże artystyczne
Jeśli nie interesujecie się sztuką, to i tak musieliście kiedyś słyszeć to nazwisko. Choćby przy okazji rekordu cenowego pobitego na aukcji Christie`s w Nowym Jorku w maju 2012 roku. Obraz "Pomarańczowe, czerwone,żółte" został sprzedany za ponad 86 milionów dolarów.
Potem mieliście jeszcze raz usłyszeć o Rothko, gdy samorodny rzecznik "yellowizmu" w akcie wandalizmu podpisał obraz wiszący na ścianie Tate Modern w mglistym pragnieniu promocji swojej twórczości.
Sztuka Rothko może się wydawać trochę jak tło, na którym wyraźniej widać wszystkie liczne przemiany i rewolucje, którym ulegała sztuka w XX wieku. Syntetyczna i lakoniczna do granic możliwości. To jednak tło, które wychodzi na pierwszy plan.
Takiego artystę jest łatwo nie zrozumieć. Mark Rothko zasłynął obrazami, które można określić jako totalne. Przywrócił monumentalne malarstwo, które w jego wersji miało być nośnikiem eschatologicznych treści. Oto przyzwyczajeni do obrazów coś przedstawiających stajemy naprzeciw potężnego płótna. Tytuł nic nie podpowie. "Pomarańczowe, czerwone, żółte", " Rdzawe, niebieskie". "Fuksja, czarny, zielony na pomarańczowym". W sumie tyle samo podpowiadają oznaczenia z catalogue raisonné Davida Anfama, który nadaje pracom po prostu numery "No 12", "No 14". A więc liczy się tylko to co widać. I to w optyce patrzącego. Bo widz ma daną pełną autonomię. Może się buntować. Może protestować. Ale może także niespodziewanie odkryć niezwykłą siłę obrazów. Wbrew sobie i stereotypom. Wbrew oczekiwaniom.
Najsłynniejsze, potężne płótna Rothki zajmują całe pole widzenia. Oglądałam je w Stanach Zjednoczonych i w Londynie. Zanurzamy się w tych wibracjach koloru. Oko zostaje zaaresztowane w tym malarskim miejscu odosobnienia. Widz oddaje się ich dyktatowi.
Rothko wierzył w moc sztuki. Wierzył, że pozostaje tym jednym co łączy ludzki byt z tym co ostateczne. Przywrócił jej funkcję znaną od antycznej Grecji- kiedy sztuka miała być łącznikiem między człowiekiem a bogami.
Zobaczcie te wystawę. Zapomnijcie o tym, że oglądacie jednego z najdroższych malarzy XX wieku. Zapomnijcie o wszystkim o czym Wam mówiono, Zapomnijcie też to co już widzieliście.
Zaufajcie sobie. Bądźcie naiwni. Stańcie przed obrazem i przez chwilę dajcie się pochłonąć tym kolorom.
I nie mówię tego jako po przeglądaniu zdjęć w internecie albo w albumach. To dobrze, że te obrazy przepłynęły przez Atlantyk. To dobrze, że można będzie stanąć naprzeciw.
Justyna Napiorkowska, historyk sztuki i europeista, współwłaścicielka Galerii Sztuki Katarzyny Napiórkowskiej w Warszawie, Poznaniu i Brukseli, autorka "O sztuce", Bloga Roku 2010 w dziedzinie Kultury. W portalu Natemat pisze głównie o sztuce polskiej XX i XXI wieku.