Wenecja późną jesienią, to zupełnie inna Wenecja. Miasto bez sztafażu. Wenecja, jakiej nie znacie. Zwykle karnawałowo przebrana, lekko rozbawiona, tym razem jest refleksyjna. Autentyczna, obnażona, prawdziwa. Wystawiona na humory morza, poddana jego kapryśnym rządom.
Przyjechałam tu na kilka dni, przy okazji kończącego się Biennale. Zapraszam na krótki, wenecki spacer.
Blog Justyny Napiórkowskiej. Najlepsze wystawy, wybitni artyści, podróże artystyczne
Na początek- Piazzale di Roma. To tu, na pobliską stację Santa Lucia dojeżdżają pociągi. To tu można się jeszcze złudnie poczuć jak na stałym lądzie. Ale naprawdę jesteśmy już na lagunie. Pociąg jechał przez wczesną noc, przecinając jasną smugą tło atramentowych wód laguny. Na falach połyskiwały światła. Zwykle wypełniony jest tłumami turystów, tym razem był prawie pusty. Jak w filmie Viscontiego.
Mój hotel położony jest w jednym z tych cichych impasów, które wydają się prowadzić donikąd. Turyści chodzą w nich jak w ciemności, po omacku, ciekawie zaglądając za każdy róg ulicy. Inaczej Wenecjanie, których dopiero teraz, w jesiennej Wenecji widać. Idą pewnie. Skręcają w ciemne calle, po trzy schodki zeskakują z kolejnych mostków nad kanałami. Skrótem do Placu świętego Marka. Szybkim krokiem przez Ponte Rialto. Na azymut gęstą siatką wąziuteńkich uliczek.
Rano w mieście lekkie poruszenie. Rozmowy jakby bardziej głośne, bardziej ożywione. Powtarza się jeden wątek, jest przypływ, aqua alta. W mieście nie wiadomo kiedy pojawiły się kilkudziesięciocentymetrowe ławy, ustawione jak rampa do pokazu mody. Wenecja to teatr. Tym razem wygląda jak po premierze, gdy na scenie zostały tylko instalacje. Ławy prowadzą do stacji traghetto, przecinają jak linia kręgosłupa Plac Świętego Marka.
Tymczasem słona, szmaragdowa woda niezauważalnie zapuszcza się w ląd. Wypełnia plac. Zagląda do budynków. Sięga uliczek. Nieproszona. Przyjęta jak gość w wigilijną noc, niby spodziewany, a niespodziewany.
W kościele San Zaccaria, w krypcie pół metra wody. To stały stan. Czy Wenecja nie odpłynie, jak złoty sen spod powiek? Na wierzchu, na budynkach ślady działania wód. Solne wybroczyny. Popękane tynki. Odpadające płaty farby. Skutki uboczne tutejszego piękna. Trybut za malowniczość.
Wenecjanie przyjmują to z pokorą. Zwykła sprawa. Oni wydarli te fragmenty ziemi morzu, morze niekiedy odzyskuje je dla siebie.Serennissima to dla swoich mieszkańców jednocześnie nagroda i kara. Narzekanie nic nie da. Trzeba przyjąć rytualne zalania bez buntu, bez zdziwienia. Wiadra w dłoń, ręce do pracy.
Wysiadam z tramwaju wodnego przy Accademii, muzeum sztuki dawnej. Tam staję przed wyborem. Albo przejdę kilka metrów w zimnej wodzie, albo nie wejdę do Accademi wcale. Rozsądek, czy spotkanie z Bellinimi, Giorgionem, Tycjanem? Zdążyłam już podjąć decyzję, przygotowuję się do chłodnego dotknięcia wody, czuje już dreszcz z zimna... i pojawia się obnośny sprzedawca. Kupuję wymyślne kalosze, które zakłada się na buty. Wyglądam jak człowiek z akcji Althamera w Brukseli.*
Ruszam do Accademii.
Tam - spotkanie ze wszystkimi Bellinimi. Rzut oka na rodzine Tycjana na potęznej scenie "Prezentacji Marii w świątyni". Z okna ciekawie wygląda Tycjan z żoną Cecylią, przy schodach stoi wystojona córka Tycjana, Lawinia Vecellio. Potem cisza przed burzą, tym razem w obrazie Giorgione. Kilka sal i "Uczta w domu Lewiego" na obrazie, który, gdyby nie protest inkwizycji, pozostałby jak zamierzał artysta sceną "Ostatniej Wieczerzy". Cenzorzy oprotestowali pijących wino żołdaków i karły. W scenie Ostatniej Wieczerzy - to było niedopuszczalne. Ale musieli mieć szacunek do malarza. Veronese nic nie przemalowywał, jedynie zmienił tytuł. W innym miejscu świata czekałby go za to chyba szafot, a co najmniej dyby. Ale nie w Wenecji, która kocha swoich artystów.
A ja kocham Wenecję!
* Na Biennale też dużo Althamera.Jest też Bałka i Ziółkowski w Palazzo Enciclopedico, czyli zbiorowej wystawie. Poza tym - narodowe pawilony. W polskim - niezwykła instalacja dźwiękowa Konrada Smoleńskiego. Duże wrażenie na mnie zrobił pawilon irlandzki. Ale o tym- może innym razem.
Justyna Napiorkowska, historyk sztuki i europeista, prowadzi Galerię Sztuki Katarzyny Napiórkowskiej w Warszawie, Poznaniu i Brukseli, autorka "O sztuce", Bloga Roku 2010 w dziedzinie Kultury. W portalu Natemat pisze głównie o sztuce polskiej XX i XXI wieku.