Blog Justyny Napiórkowskiej. Najlepsze wystawy, wybitni artyści, podróże artystyczne
W Fondazionie Querini Stampalia w Wenecji, w niewielkiej, amfiladowej sali na pierwszym piętrze, na sztalugach stoi pewien średniej wielkości obraz.
Eksponowany jest nietypowo jak na muzeum i na tej klasy obiekt. Zasługiwałby na kordon zabezpieczeń. Boks przeciw kradzieży, szybę antywłamaniową. A tymczasem stoi jak w pracowni malarza, jego autora, Giovanniego Belliniego, na sztalugach.
Przed nim stoją zapatrzone dwie, trzy osoby. Można dojść dość blisko. Sala naprawdę jest malutka, podobnie jak to muzeum, dość kameralne.
"Ofiarowanie w świątyni" Giovanniego Belliniego to arcydzieło młodego malarza z przełomu XV i XVI wieku.
Kiedy tam byłam w Wenecji była akurat aqua alta. Morska, szmaragdowa woda wsączała się wszędzie- na place, do przedsionków, w korytarze na parterach budynków. Przez wodę trzeba było brodzić także w tym pałacu rodziny Querinich.
Dopiero na pierwszym piętrze, na piano nobile można było zapomnieć o tym powszechnym kataklizmie wody, który nieustannie nawiedza miasto.
Ale przed tym obrazem można o tym łatwo zapomnieć. Można po prostu stanąć naprzeciw i na chwilę zaniemówić z wrażenia.
Jest przepiękny, o cudownej, bogatej palecie kolorystycznej. Scena jest tłumna, a jednocześnie intymna. Tajemnicza i dwuznaczna. Grupa postaci oddzielona marmurowym pulpitem, który ma sugerować wnętrze świątyni.
Kim są uczestnicy? To Maria z Józefem ofiarujący Dzieciątko w świątyni. Tradycja chce, by czynić tak czterdziestego dnia po narodzinach. Józefowi i Marii towarzyszy najpewniej prorokini Anna i Symeon- jedni z pierwszych świadków boskości Jezusa. Symeon miał mieć 112 lat i żył cierpliwie oczekując na spełnienie boskiej obietnicy, że nie umrze, dopóki nie zobaczy Mesjasza. Przynajmniej tak mówi św. Łukasz i Protoewangelia Jakuba.
A prywatnie- ta kameralna scena to portret rodzinny wielkich malarzy.
U Belliniego Symeon ma według niektórych rysy ojca Giovaniego, Jacopo, także malarza. Kobiety po lewej to może jego matka lub żona- Ginevra i siostra Nicolosia. Po prawej- szwagier- wielki Andrea Mantegna. Pojawia się tu nieprzypadkowo. Ten obraz Belliniego jest bowiem łudząco podobny do starszego arcydzieła Andrei Mantegni, dzisiaj pokazywanego w Gemäldegalerie w Berlinie. Więcej, nawet podpis na desce obrazu Belliniego na odwrociu mówi "Andrea Mantegna". Może po prostu miała to być kopia, ale dzięki swojemu talentowi Bellini stworzył obraz ubiegający się o swoją autonomię. Jest tu inna tonacja, dzięki cudownej, weneckiej palecie czerwieni i purpur.
Moją uwagę zwróciły rozbiegane spojrzenia. Każda z postaci patrzy gdzie indziej. Jakby w tej scenie rozgrywało się kilka równoległych opowieści, w których poszczególne postaci na swój sposób przeżywają to co się dzieje. Te spojrzenia budują całą dynamikę tej pozornie statycznej sceny.
To w spojrzeniach kryją się dziesiątki odczuć.
Radość. Uwaga. Troska i niepokój.
Marmurowy blat przypominać ma jeszcze jedno- rzymskie grobowce. A zatem zawiera dyskretną zapowiedź śmierci, już u zarania życia.
Tylko jedna postać spogląda wprost na widza. To poważny młodzieniec z prawej strony kompozycji. Najpewniej sam autor, Giovanni Bellini.
Justyna Napiorkowska, historyk sztuki i europeista, prowadzi Galerię Sztuki Katarzyny Napiórkowskiej w Warszawie, Poznaniu i Brukseli, autorka "O sztuce", Bloga Roku 2010 w dziedzinie Kultury. W portalu Natemat pisze głównie o sztuce polskiej XX i XXI wieku.