Rating – nie wystarczy stłuc termometr
Nie wystarczy zbić termometr, żeby rozwiązać problem. Żadne zaklęcia PiSu nie uchronią Polaków przed konsekwencjami obniżki ratingu - słabnącym złotym i wyższymi kosztami obsługi długu. Bo w istocie to konsekwencje błędnych decyzji politycznych i gospodarczych, a nie oceny agencji.
Wielu z Państwa z pewnością widziało film Big Short. Agencje ratingowe ucieleśnia w nim – nomen omen – niedowidząca pracownica, która wprost przyznaje się do przymykania oczu na wątpliwą konstrukcję instrumentów finansowych. Nieudolne próby polityków PiS, aby zdyskredytować piątkową decyzję agencji Standard & Poors, przypominały nieco narrację kinowego hitu. Ale Big Short to jednak tylko film (choć znakomity), a od czasu akcji sporo się w funkcjonowaniu agencji zmieniło. Kiedy okazało się, że problem z sytuacją w Polsce ma nie tylko Komisja Europejska, ale i amerykańska korporacja finansowa PiS przekonywał, że to bez znaczenia. Zasadniczo z dwóch powodów: bo argumentacja decyzji ma charakter polityczny, a agencje ratingowe się skompromitowały. Niestety, żaden z nich nie wytrzymuje krytyki. Rachunek natomiast zapłacą Polacy. Z własnego portfela.
Zmianę ratingu z A- na BBB+ agencja faktycznie uzasadniała decyzjami nowej władzy. Konkretnie takimi, które osłabiają niezależność i skuteczność działania kluczowych instytucji, w tym Trybunału Konstytucyjnego i mediów publicznych. Polskie instytucje ma nadwyrężać również ustawa o służbie cywilnej, pozwalająca na zerwanie umów z wszystkimi pracownikami na wyższym szczeblu kierowniczym. Czynnikiem ryzyka są też niepokoje społeczne spowodowane niezadowoleniem z działań rządu. Zmiany wprowadzone przez parlamentarną większą osłabiły mechanizmy „kontroli i równowagi” między poszczególnymi organami władzy w stopniu dużo większym niż spodziewali się międzynarodowi analitycy. A czy to się podoba PiSowi, czy nie, stabilne instytucje i rządy prawa są warunkiem zaufania inwestorów i trwałego wzrostu.
Jednak oprócz obniżenia samej oceny, S&P opatrzył ją również negatywną perspektywą. To oznacza znaczące prawdopodobieństwo kolejnych obniżek, a wynika z argumentacji ściśle ekonomicznej. Obawę agencji budzi niezależność NBP, ale przede wszystkim stabilność finansów publicznych. Wyborcze obietnice rządu (m.in. wcześniejsze emerytury, zasiłki na dzieci, darmowe leki dla seniorów) nie bilansują się z dodatkowymi źródłami dochodów (podatki od banków i handlu). Stąd podwyższona (do 3,2% PKB) prognoza deficytu na rok 2016. Trudno w tym zakresie nie zgodzić z argumentacją agencji. Nowoczesna już w trakcie kampanii wyborczej bardzo jasno podkreślała, że obietnice PiS nie mają pokrycia w możliwościach budżetowych Polski. S&P zwraca też uwagę na kreatywną księgowość obecnej ekipy – również krytykowaną przez Nowoczesną. Przychody z październikowej aukcji częstotliwości LTE (9 miliardów złotych) zostaną zaksięgowane na poczet przyszłego roku. Reguła wydatkowa zostanie zaś określona na podstawie celu inflacyjnego NBP (2,5%), zamiast znacznie niższej prognozy rzeczywistej inflacji. Wszystko po to, żeby w przyszłym roku móc wydać więcej. Ale rynków finansowych nie da się oszukać prostymi trikami. A to one decydują, ile zapłacimy za obsługę polskiego długu.
Drugi argument (tu znów przypomina się filmowa narracja) to nadwyrężona reputacja agencji ratingowych. Faktycznie, przed kryzysem gospodarczym agencje nie dostrzegły wielu kumulujących się ryzyk. Ale od tego czasu sporo się nauczyły. Konsekwencji słabości instytucjonalnych oraz systematycznego psucia finansów publicznych nie doceniono na przykład w Grecji. Dlatego dzisiaj agencje zwracają na te czynniki znacznie baczniejszą uwagę. Od 2011 roku funkcjonuje również Europejski Urząd ds. Nadzoru Giełd i Papierów Wartościowych. Jego zadaniem jest między innymi zapewnienie poprawności i spójności ocen wydawanych przez agencje.
Obniżenie ratingu nastąpiło po raz pierwszy od kiedy Polska objęta jest oceną agencji. Z poziomu „wysokiego i średniowysokiego” spadliśmy do „niższego średniego”. Problemem nie jest oczywiście symbolika, ale poważne konsekwencje, które poniosą niestety wszyscy Polacy. I nie pomogą żadne zaklęcia polityków PiS. Ostrym spadkiem zareagował kurs złotego. Bezpośrednio odczuli to już posiadacze kredytów walutowych, którzy zapłacili sporo wyższą ratę. Musimy liczyć się również z podwyżkami cen benzyny i produktów importowanych. Niższy rating, to też większe ryzyko dla inwestorów, a co za tym idzie dodatkowe koszty obsługi długu dla budżetu i droższe finansowanie działalności gospodarczej dla przedsiębiorstw. Jednak agencje ratingowe tylko trzymają termometr, prawdziwą przyczyną są decyzje polityków.