Walentynki codziennie i dla wszystkich, czyli miłość w czasach zarazy
Raz do roku cały świat (no prawie) wariuje na punkcie serduszek, pluszowych przytulanek, czekoladek w wiadomym kształcie i innych „romantycznych” gadżetów. Od rana na ulicach widzę zaaferowanych panów spieszących gdzieś z bukietami. W ten dzień restauracje będą pękać w szwach a kwiaciarnie przeżywać istne oblężenie. Walentynkowy szał w wielu przypadkach nie skończy się na kolacji, ale tym razem będzie chyba bez śniadania, bo następny dzień to poniedziałek i rano do pracy trzeba.
Producenci i sprzedawcy walentynkowych must have, kwiaciarze, restauratorzy a nawet jubilerzy podchodzą do tematu bardziej racjonalnie – dla nich to doskonała okazja do zarobku. Bezwzględnie wykorzystują więc nasz owczy pęd, instynkt stadny nakazujący nam zrobić w Walentynki coś romantycznego. Nieważne, że na co dzień żyjemy mijając się i nie poświęcając sobie wzajemnie zbyt dużo uwagi. Ważne, żeby w ten jeden dzień stanąć na wysokości zadania, podobnie jak obowiązek nakazuje świętować rocznicę ślubu. Na szczęście to tylko jeden dzień, jakoś się przeżyje, a jutro będzie można spokojnie wrócić na utarte szlaki, żeby nie powiedzieć koleiny.
Ja tego święta nie obchodzę. Ktoś może powiedzieć, że dlatego, iż nie jestem akurat w żadnym związku. To po części prawda – nie obchodzę bo nie mam z kim, ale też i dlatego, że nie czuję takiej potrzeby. Według mnie Walentynki powinniśmy mieć cały rok. O relację z partnerem trzeba dbać na co dzień, pielęgnować jak rzadki, egzotyczny kwiat, podsycać ogień, by nam w piecu nie zgasło. Nie wystarczy kilka razy do roku wyszarpnąć z portfela kilkaset złotych na prezent czy wypad do restauracji. Życie z drugim człowiekiem wymaga wielu wysiłków i poświęceń, które nie są zbyt spektakularne, stąd nie kręci się na ich temat wielkich hollywoodzkich produkcji. Dla mnie miłość i związek to trwanie razem bez względu na przeciwności, wspieranie się w trudnych chwilach, dzielenie się troskami i obowiązkami, ale i wspólne świętowanie, przeżywanie radości i szczęścia. To wspólnota odczuwania, patrzenia na świat, intelektualna i duchowa przestrzeń, którą współtworzymy. Jeśli na co dzień żyjemy świadomi potrzeb i pragnień partnera, dzielimy z nim wspólny świat, to Walentynki będą doskonałym dodatkiem, urozmaiceniem. Jeśli jednak tkwimy w relacji pełnej obojętności i egoizmu, to żadne jednorazowe wyskoki takiego związku nie naprawią.
Oprócz miłości romantycznej, łączącej partnerów, istnieje też uczucie, którym jesteśmy w stanie obdarzać innych ludzi, a nawet cały świat. Takiej miłości do bliźnich, obowiązującej ponad podziałami – bez względu na kolor skóry, wyznawaną religię, orientację seksualną, stan posiadania, pozycję społeczną czy polityczne poglądy – życzę wszystkim w tym roku. Kochajmy się wzajemnie, szanujmy. Znajdźmy w swoich sercach miejsce nawet dla tych, którzy na co dzień budzą w nas obawę lub niechęć. Wszyscy jesteśmy ludźmi i w głębi duszy pragniemy tego samego – bezpiecznego i godnego życia, akceptacji, miłości, szacunku, szczęścia, przestrzeni do autorealizacji i jasnej przyszłości dla naszych dzieci. Każdy z nas chce żyć w świecie pełnym dobra, harmonii i wzajemnego poszanowania. Nie dajmy sobie wmówić, że ktoś jest naszym wrogiem tylko dlatego, że wyznaje inną religię, ma bardziej śniadą cerę, lepiej mu się w życiu powiodło czy ma odmienne poglądy. Takich właśnie wiecznych Walentynek nam potrzeba, zwłaszcza w obecnych czasach, gdy na całym świecie, ale i w Polsce, szaleje widmo nienawiści i wrogości dzielące ludzi na lepszych i gorszych.