Synek słyszy – przeczytałem w wiadomości od żony. Pisała o naszym świeżo narodzonym. I to była druga najlepsza wiadomość, jaką usłyszałem w ciągu kilku ostatnich dni. W książeczce zdrowia nowego obywatela pojawił się certyfikat WOŚP.
Kamil Świątkowski – Ojciec, Tata i Kura Domowa. Wychowuje i bajki opowiada. Redaktor i recenzent w przykominku.com
Ten temat powraca co roku i, jak co roku, szybko wygasa przynajmniej do momentu, w którym rozpoczną się przygotowania do Przystanku Woodstock. Zastanawiałem się, czy tak naprawdę chcę brać udział w tej dyskusji. A jeśli już bym się na to zdecydował, to jak szybko przypięto by mi odpowiednią (bądź nie) łatkę. Moje rozterki w kwestii zajęcia stanowiska sprowadzały się do tego, że nie widzę najmniejszego sensu w dyskusji, która co roku wybucha przed kolejnym finałem WOŚP. Dla mnie to jest oczywiste – w styczniu przykleję sobie serce WOŚP i będę je nosił z dumą, a w grudniu zapalę przy obiedzie świeczkę z Caritasu. Przez pozostałe dziesięć miesięcy na pewno znajdę jeszcze jakiś powód i sposób by pomóc innym potrzebującym.
Kolejny rok z rzędu czytam o tym, kto ile sprzeniewierzył, ile pieniędzy poszło na wynagrodzenia a ile na faktyczną pomoc i kto kogo subsydiuje, a kto jest w czarnej d... medialnego szumu. Jedni się bronią, a drudzy atakują, jakby walczyli o ostatnie dusze na Ziemi.
Gdybym był bardziej cyniczny, powiedziałbym, że ta cała szopka obliczona jest na wzmocnienie promocji obu fundacji. Problem jednak w tym, że – poza niektórymi politykami, których zacietrzewienie przybiera groteskowe rozmiary – główna dyskusja, kłótnia wydaje się odbywać poza stronami bezpośrednio zainteresowanymi. Tak jakby jakaś chora ustawka była przeprowadzana przez wielbicieli i przeciwników, ale zawsze – przez osoby trzecie. I nie mogę się oprzeć wrażeniu, że wszystkie argumenty w tej dyskusji niepotrzebnie odciąga uwagę od meritum – od pomagania innym. No bo... nie wiem jak Wy, ale ja wierzę, że ludzie chcą sobie pomagać. A jeśli ta pomoc ma się sprowadzić do datku na tę czy inną fundację raz do roku – „dla uspokojenia sumienia” – dlaczego im tego nie ułatwić?
Dlaczego pisze o tym Kura Domowa? Dlaczego zajmuję się tym tematem na blogu poświęconym – z braku lepszych słów – parentingowi? Powodów jest kilka. Chciałbym, żeby moje dzieci nauczyły się w pierwszym odruchu pomagać, a nie wątpić w każdy przejaw dobrego serca.
Chciałbym, żeby wiedziały, że gdy zajdzie potrzeba, to nawet w kraju, w którym wszyscy z przyzwyczajenia na wszystko narzekają, zajdzie się ktoś, kto im pomoże.
Trzeci powód, to wiadomość, o której wspomniałem na początku. Przesiewowe badanie słuchu nie jest światowym standardem, a w każdym razie nie w takim stopniu, jak w Polsce. I jest się czym chwalić. A nieprawidłowości w rozliczeniu? Szanowni Oskarżyciele tak WOŚP jak Caritasu – jeśli wiecie o nieprawidłowościach, jesteście pewni swych podejrzeń i/lub macie powody, że ta lub inne fundacje dokonują sprzeniewierzenia, czy malwersacji – zwróćcie się do odpowiednich instytucji, zamiast podkopywać niepotrzebnie zaufanie.
A co do samej orkiestry boję się tylko jednego. Ze wszystkich fundacji, to WOŚP ma największy finał. Co roku udaje się go zorganizować, dzięki dobrej woli mnóstwa osób i charyzmie przede wszystkim jednego człowieka. Bardzo chciałbym wierzyć w realizację hasła „do końca świata i jeden dzień dłużej”. Czy jednak przy tylu zapaleńcach utrudniających życie Owsiakowi, będzie to możliwe?
Pytam, bo kiedyś było bardzo głośno o Marku Kotańskim, którego charyzma i medialność wspierały działalność MARKOT-u. Potem było już dużo ciszej...
Może więc pomóżcie innym pomóc sobie pomagać tym, którzy pomocy potrzebują.