60-letnia Polka urodziła bliźniaki. Jej historia trafiła do mediów nie dlatego, że chcieliśmy się pochwalić niezwykłą płodnością i wyjątkowym seksualnym temperamentem polskich kobiet.
Barbarę, matkę bliźniaków, poznaliśmy z imienia, nazwiska i zawodu dlatego, ponieważ z powodów formalnych odmówiono jej prawa do macierzyńskiego zasiłku.
Od kilku dni przez media przetacza się fala hejtu:
„psychicznie chora starsza pani”, „jak jej brakowało bliskości to mogła sobie pieska kupić”, „dzieci będą jej pampersy zmieniały za kilka lat”, „dla kaprysu sprawia dzieciom koszmar”, „egoistka bez sumienia”.
Reakcje są podobnie silne i emocjonalne, jak w przypadku słynnej kampanii „Nie zdążyłam …”. – o której pisałam niedawno na blogu. Tylko, że ostrze mają wymierzone w drugą stronę.
Dlaczego?
Matka Polka Egoistka
Życie młodych mam w Polsce pełne jest frustracji, chronicznego zmęczenia, presji i niepokoju o przyszłość. Winny tego stanu jest model społeczeństwa opartego na podstawowej komórce społecznej czyli rodzinie, składającej się z dwóch osób dorosłych i dzieci. W takiej strukturze koszty energetyczne opieki nad dziećmi są ogromne. A codzienne życie jest walką o przetrwanie.
Funkcje, które kiedyś spełniała wspólnota czy wielopokoleniowa rodzina mieszkająca razem, czyli współodpowiedzialność za dzieci, pomoc w opiece i wychowaniu, przejęło państwo. Jak widać gołym okiem - nieskutecznie.
Coraz więcej kobiet zdaje sobie sprawę, że w obowiązującym modelu coś nie gra.
Zaczynają mówić głośno o swoich prawach i domagać się wsparcia. Ten, coraz donioślejszy, głos wkurzonych matek stawia resztę społeczeństwa w niekomfortowej sytuacji. I pierwszą reakcją jest - wyparcie:
„To nie moja sprawa, chciały dzieci to ich problem”, „Normalna kobieta czerpie radość z macierzyństwa i szybko zapomina o chwilowych niedogodnościach”, „Współczesne matki to egoistki” ,„Ich postawa jest roszczeniowa”, „Mamy terror wózków, matki z tymi swoimi bachorami są wszędzie!”
Potem następuje szukanie prowizorycznych rozwiązań: „Gdzie są tatusiowie?”. Jak to gdzie, w pracy! Aha, no dobra, to gdzie są babcie? Zaprzęgnijmy do pracy babcie, przecież one uwielbiają zajmować się wnukami.
I tu spotykamy się z naszą Barbarą. Współczesne babcie wcale nie mają w planach zajmowanie się wnukami. Pracują do 67 roku życia, a w wolnych chwilach statystują w reklamach skierowanych do nowej, obiecującej grupy konsumenckiej „pokolenie Grey” (nie chodzi tu o Christiana Greya ;)) i cieszą się życiem. A w ekstremalnych przypadkach rodzą własne dzieci.
I dołączają do grona wściekłych, roszczeniowych matek.
Hejt jest wyrazem bezsilności. Bo naprawienie tej sytuacji wymaga gruntownych zmian w społecznej tkance. I to w jej najdelikatniejszej warstwie - społecznego zaufania w tematach seksualności, relacji intymnych i płodności.
Kto ma prawo do seksu?
Barbara twierdzi, że dziecko zostało poczęte naturalnie. Nie mam powodów, aby jej nie wierzyć. Nie chcę ich mieć. To właśnie jest zaufanie. Tymczasem w naszym społeczeństwie nauczyliśmy się, że mówienie prawdy o sferze intymnej nie popłaca. I przestaliśmy ufać sobie nawzajem. Szczególnie jeśli chodzi o seks. Bo seks to prywatna sprawa. Tak prywatna, że to, jak jest u innych, możemy podejrzeć jedynie na stronach porno.
Barbarze zatem się nie wierzy. Więcej zaufania mamy do anonimowego lekarza, który autorytarnie stwierdza, że naturalne poczęcie u 60-latki jest niemożliwe, niż do kobiety, która dziecko urodziła. Dlaczego?
Na przykład dlatego, że aktywna seksualnie kobieta po 60. w naszej kulturze nie występuje. Zatem to musi być in vitro. Bo, że naturalnie - strach pomyśleć.
Czy 60-letni „młody tato” spotkałby się z podobną falą hejtu?
Nie, ponieważ na seksualność mężczyzn dojrzałych mamy społeczne przyzwolenie. Mieści się w normie. Okiem wyobraźni widzimy u jego boku soczystą i 40-latkę, skuszoną i łudzimy się, że ta komórka rodzinna nie będzie potrzebowała naszego wsparcia.
Czy ojcem dziecka Barbary nie może być gorący 40-latek? Skąd! Musiałby być chyba nekrofilem.
Mimo ogromnego postępu medycyny nasza wiedza o płodności i reakcjach seksualnych człowieka jest wciąż żenująco niska. Mechanizmy wchodzenia w relacje intymne, fenomen pożądania, działanie biologicznych i społecznych uwarunkowań w obszarze seksualności są wciąż dla nas ogromną tajemnicą. Musimy się jeszcze wiele nauczyć.
Ale bezustannie próbujemy z właściwą tylko naszemu gatunkowi arogancją - snuć teorie i budować na nich rzeczywistość. I ustanawiać wokół nich prawa, które szybko zaczynają odbijać nam się czkawką.
Receptą jest edukacja i pokora. I odbudowanie zaufania między ludźmi. I zadawanie sobie niewygodnych pytań. I powstrzymanie się od zbyt szybkich odpowiedzi.
Drodzy Czytelnicy, czekam na Wasze komentarze. Dyskusja pod moim ostatnim artykułem była bardzo inspirująca. Mam nadzieję, że teraz będzie podobnie.