Wiele się mówi o tym, że w dzisiejszych czasach work-life balance to mit. Szczególnie w kontekście mających potwierdzić tę tezę wypowiedzi wysokich szczeblem pracowników dużych, zagranicznych korporacji.
Zrobiła się moda na takie twierdzenie. A jako, że za modą idą ludzie, to i w tym przypadku - parę osób zdążyło już powiedzieć, że work-life balance nie istnieje.
Największym echem odbiła się bodajże dość wiekowa już wypowiedź Sheryl Sandberg, która stwierdziła, że:
"So there’s no such thing as work-life balance. There’s work, and there’s life, and there’s no balance"
Dodatkowo w mediach nie trudno jest znaleźć artykuły mówiące o tym, ile to godzin w pracy przesiaduje średnio ten, czy inny człowiek sukcesu. Poza Sandberg właśnie, choćby Elon Musk, czy Mark Zuckerberg.
I oczywiście - szczególnie wśród osób prowadzących biznes, tudzież choćby u osób piastujących wysokie stanowiska w dużych firmach - złapanie balansu między życiem prywatnym, a życiem „pracowym” łatwe nie jest.
Sam jestem dobrym tego przykładem. Nawet jeśli nie przesiadywałem w biurze po 12-14 godzin dziennie, to i tak po tych tradycyjnych ośmiu, wracałem do domu i pracowałem dalej. Wciąż zresztą czasami tak robię.
Nie rozumiem jednak osób twierdzących, że złapanie balansu między życiem zawodowym, a prywatnym nie jest możliwe.
Oczywiście, że w dzisiejszych czasach te „dwa życia” przeplatać się mogą nader często. Ale tu jest właśnie pies pogrzebany. Mogą. Nie muszą. Mogą, o ile na to pozwolimy.
Ludzie głoszący tezę o tym, że work-life balance to mit, posługują się często dwoma argumentami.
Po pierwsze, twierdzą, że skoro człowiek pracuje po kilkanaście godzin dziennie, to kiedy ma mieć czas na życie prywatne. Bullshit! Doba ma 24 godziny. Nawet przy pracy po 12 godzin dziennie i 8 godzinach snu, pozostają nam 4 godziny, które możemy przeznaczyć na co tylko chcemy. Do tego dochodzą weekendy i święta. Do tego dochodzą urlopy. A że większość ludzi jednak przepracowuje bardziej tradycyjną liczbę godzin dziennie – pozostaje im więcej czasu na prywatne życie.
Po drugie, twierdzą, że wraz z postępującą technologią – te „dwa życia” same z siebie się przeplatają, gdyż nasz prywatny telefon, komputer, czy tablet służy nam również do pracy. Odpowiadamy z jego pomocą na firmowe maile, udzielamy się na firmowych kanałach social mediowych, rozmawiamy ze współpracownikami itp. Jasne, to jest prawda. Ale tylko jeśli sami na to pozwolimy. Przecież możemy odłączyć firmową skrzynkę z prywatnego telefonu, możemy nie odpowiadać na wiadomości związane z pracą w czasie, który przeznaczamy na coś innego. Ba! Są nawet tacy, którzy twierdzą, że nieangażowanie się w pracę w godzinach pozapracowych tylko pozytywnie działa na nasz wizerunek (profesjonalisty, człowieka, z którym nie jest tak łatwo się umówić, który nie jest dostępny na każde zawołanie). Posłuchajcie choćby Roberta Rutkowskiego, który bardzo ciekawie o tym opowiada.
Z jednej strony, jest na świecie spora grupa ludzi, którzy żyją w dwóch różnych światach. Czasem się one przeplatają, czasem nie. Światy te, to praca i rzeczy z nią związane oraz życie prywatne, hobby, rodzina, przyjaciele. Ja się do tej grupy zaliczam. Uwielbiam to, co robię, gdy pracuję, ale gdy mogę – po prostu się wyłączam i poświęcam uwagę temu, co uwielbiam równie mocno, a z pracą związane nie jest. I robię w tym czasie wszystko, by pierwszy świat nie przenikał do drugiego. Zresztą równie ważne jest dla mnie, by drugi nie przenikał też do pierwszego.
Gdy zadbamy o to, by tak właśnie było; byśmy byli szczęśliwi w życiu zawodowym, jak i prywatnym; by zarówno w pracy, jak i w życiu prywatnym robić to, co się naprawdę lubi, co jest dla nas ważne – work-life balance jest możliwy. Po prostu w jednych dniach będzie on oznaczał pracę przez 12 godzin, zaś na życie prywatne i hobby przeznaczymy pozostałe 4; w innych zaś będzie oznaczał coś dokładnie odwrotnego.
Z drugiej strony, są na świecie ludzie, dla których praca jest jedynym światem jaki mają. Smutne to, ale prawdziwe. Dla nich work-life balance posiada zgoła inną definicję. Dla nich bowiem czas poświęcony na coś innego niż praca jest czasem straconym, smutnym, zmarnowanym i niepotrzebnym. Dla nich "work" to praca, "life" - również. Osiągają więc swoisty – w ich przekonaniu – work-life balance żyjąc wyłącznie pracą i niczym więcej.
Jest też trzecia strona. Grupa osób, która stanowisko przeciwieństwo osób z drugiej grupy. Do nich jednak mogę skierować wyłącznie takie słowa: zmieńcie pracę. A jeśli pracy nie macie - znajdźcie ją. Znajdźcie taką, która będzie dawała Wam szczęście i będzie źródłem zadowolenia z jednej strony, z drugiej zaś – będzie umożliwiała Wam spełnianie się w życiu pozapracowym.
Dla chcącego nic trudnego. Faktycznie, work-life balance może i wydawać się znacznie trudniejszy do osiągnięcia dzisiaj, niźli kilkanaście lat temu. Ale nie jest to mit. Da się ten stan osiągnąć. Kwestia odpowiedniej organizacji, podejścia i przede wszystkim… chęci.