Przychody mają to do siebie, że albo są, albo ich nie ma. Każdy biznes powinien robić wszystko, żeby były. A najlepiej, żeby były jak największe.
Na koszty nic nie poradzimy. Pojawią się już w pierwszym dniu prowadzeniu firmy. A często nawet i wcześniej. I tak będą się pojawiać. Bezustannie. Aż po ostatni dzień prowadzenia biznesu.
Nie jestem specjalnym zwolennikiem teorii, w świetle której firmy upadają przez (za) mały przychód. Bo przychód w biznesie powinien być zawsze. Czy duży, czy mały to inna kwestia. Jeśli go nie ma, to mówimy o wyrzucaniu pieniędzy w błoto, nie o prowadzeniu biznesu.
W firmie... tej odpowiednio zaplanowanej, tej jako tako prowadzonej, przychód się pojawia. Prędzej, czy później, ale się pojawia.
To, dlaczego firmy upadają, jest wynikiem nie panowania nad kosztami. Popuszczania wodzy fantazji, nieodpowiedniego planowania. Słowem... wydawania więcej niż się powinno. Na rzeczy, które nie wpływają na zwiększenie przychodu.
Moim ulubionym przykładem ostatnich dni jest bez wątpienia pomysł trójmiejskiej kolei SKM. Jakiś czas temu podróżowałem tzw. SKMką z Gdyni, do Sopotu. Podróżowałem z córką, niespełna 3-letnią. Podszedłem grzecznie do punktu sprzedaży biletów. Poprosiłem o bilet dla siebie. Zapłaciłem odpowiednią kwotę. Pani w okienku wychyliła się i spojrzała na moją córkę. Pan jedzie z dzieckiem? Tak, odpowiedziałem. To potrzebuje Pan dla niej bilet. Bilet? Przecież ona nie ma nawet 3 lat. Potrzebuje Pan bilet zerowy.
Czym jest ów zerowy bilet? Świstkiem papieru, który kosztuje nas równe zero złotych i (o zgrozo!) zero groszy. Słowem... musimy odstać w kolejce do kasy odpowiedni okres czasu, aby "kupić" bilet zerowy, następnie podejść z nim do kasownika i go skasować. Z nim zaś możemy podróżować z dzieckiem.
Abstrahując oczywiście od mojego czasu, który muszę poświęcić na odstanie swego w kolejce. Abstrahując od tego, że dziecko w kolejce się nudzi, więc znajduje sobie co rusz jakieś dziwne zajęcia na zabicie czasu. To nie jest ważne...
Nie jest też ważne, że w pozostałych środkach komunikacji miejskiej można podróżować bez takiego biletu. Co z czasem staje się swoistą oczywistą oczywistością. Skoro dziecko jest w wieku do x lat - podróżuje za darmo. Podróżuje za darmo... czytaj: nie potrzebuje biletu.
W SKM trzeba bilet posiadać. Bo jeśli biletu (zerowego) mieć nie będę... przy okazji kontroli zapłacę karę.
Pomysł dobry, czy niedobry... nie mi to oceniać.
Spójrzmy jednak na to wszystko od strony kosztowej spółki kolejowej SKM. Koszt posiadania takich biletów w swojej ofercie to m.in. koszt papieru, nadruku na tym właśnie papierze, wytworzenia odpowiednich procedur wewnętrznych, przeszkolenia pracowników spółki, przeszkolenia osób kontrolujących bilety, stworzenia i wydrukowania cenników, napełnienia atramentem maszyn do kasowania, napisania odpowiedniego oprogramowania do maszyn umożliwiających zakup biletów na peronach, itd. Nie mówiąc już o kosztach związanych z czasem pracowników spółki, który jest spożytkowywany na tłumaczenie takim pasażerom jak ja, po co komu bilety za zero.
Ile to wszystko kosztuje? Sporo. Czy są to koszty, które wpływają na zwiększenie sprzedaży? Nie. Koszty, które wpływają na zwiększenie przychodu spółki? Nie. Czy są to koszty marketingowe? Koszty, które wpływają na budowanie pozytywnego wizerunku trójmiejskiej kolei? Zdecydowanie nie.