Ostatnio nie mogę się opędzić od myśli o niebie. Często wtedy zadzieram głowę i spoglądam w górę. To stamtąd leje się zapierający dech żar, przychodzą groźne w skutkach burze i spadają samoloty pełne pasażerów. Jakoś mało mi się takie niebo kojarzy z nagrodą u kresu ziemskiej wędrówki. Szybko jednak uświadamiam sobie, że i tak tam nie trafię nie uznając prymatu prawa boskiego nad stanowionym.

REKLAMA
Bo nie uznaję, co nie przeszkadza mi – sorry, taki mam pogląd – być przyzwoitym człowiekiem. Znam takich wielu i to w dużo lepszym wydaniu: utalentowanych, przedsiębiorczych, emapatycznych, altruistycznych... Na co dzień o tym nie myślę, ale gdy się zastanowić, to okazuje się, że przy nich hasło „człowiek to brzmi dumnie” traci swą ironiczną ostrość. Powala prawdą. Zatem aby, jak pisał Pilch, „nie dociskać pedału patosu”, o tym się nie mówi, to się wie. Po prostu.
I może to błąd, może za mało mówimy o tym, że nie trzeba jakiejś extra klauzuli sumienia, aby być przyzwoitym człowiekiem i dobrym piekarzem, czy kim tam chcemy. Bo choć coraz głośniejsze słyszę larum o prześladowaniu ludzi wierzących i triumfie „cywilizacji śmierci”, myślę, że jest akurat odwrotnie. Że fundamentalizmu religijnego nie musimy już importować z odległych kultur, bo z ciemności wychynął nasz własny. I coraz lepiej czuje się w blasku fleszy. A fechtunku bronią „obrazy uczuć religijnych” za chwilę będzie się obowiązkowo uczyć w szkole. Apage, gender!
Skąd u mnie nagle takie myśli? Ano z wykreślonego właśnie, nie bez trudu, trójkąta na prawicy. Bynajmniej nie równoramiennego, ale przez to nic mniej groźnego. Dla rozdziału państwa od Kościoła, z czym już teraz mamy problem. Dla wolności wypowiedzi, również tej artystycznej w postaci Tęczy czy spektaklu Golgota Picnic. Dla swobody uprawiania jogi bez dopatrywania się szatana w kwiecie lotosu. Dla noszenia bikini bez podejrzeń o prowokację. Bo taki jeden z drugim sprowokowany grzechu ciężkiego się dopuści, a ciąży z gwałtu już nie usuniesz. Ideologia profesora Chazana stanie się bowiem za nowych rządów powszechnie obowiązująca. Zgroza?
Ale całkiem prawdopodobna.Tym bardziej, że alternatywa dla niej też jest kiepska. Zdeprawowała się długim dzierżeniem władzy i wyalienowana traci kontakt z rzeczywistością. Gdzie więc upatrywać choćby nadziei na to, że ta zgroza nas nie dotknie. Na lewicy? Której: tej postpeerelowskiej czy tej od spektakularnych eventów? Teraz, wzorem prawicy, chcą się wprawdzie panowie poskładać do kupy, ale to tylko polityczne kontredanse wokół konfitur, jakimi doprawiona jest władza. No to co, bić głową w mur? Ani myślę! Chcę za to przez lupę przyjrzeć się złotoustym kandydatom – od wyborów samorządowych poczynając. A jak mi żaden nie da cienia gwarancji, że będę w końcu żyła w normalnym kraju/ mieście, to obiecałam sobie nie głosować na X tylko dlatego, by nie wygrał Y. Dość!
Całe swoje dorosłe życie, jak przykładny obywatel, biorę udział w wyborach. A nie muszę. Bo prywatnie, od 6 lat każdy mój – osoby chorej – dzień niesie z sobą trudne wybory: wstać czy nie, wyjść czy zaszyć się bezpiecznie w domu, zlec na kanapie czy pójść na basen, wykręcić się upałem czy pojeździć na rowerze... I powiem szczerze, że gdyby nie wróg, to nie wiem jakby było! To walka z Panem P. tak mnie mobilizuje i pomimo żaru lejącego się z nieba byłam w mijającym tygodniu z Bo na kijkach, a z Tubylcem dwa razy na rowerze. No i dwa razy na basenie, co akurat w upalny dzień jest nie lada frajdą. Ale nordic walking i rower w takim skwarze? Owszem, bo … niebo nam sprzyjało chowając na ten czas palące słońce. Pomyślałam nawet przez moment, że sprzyja przyzwoitym ludziom, choćby nie podpisali żadnej deklaracji wiary. I to dało mi siłę. Bez przesady, ale na swobodne wejście po schodach wystarczyło! Czułam się jak w siódmym niebie.