Reklama.
Spokojnie, nieprzywoita bowiem jest tu tylko godzina, w której może być u nas oglądana piłka kopana gdzieś hen, daleko stąd. Za to kopana – równocześnie – przez panów, co oczywiste i panie, co już takie oczywiste nie jest. Dla niezorientowanych: chodzi o Copa America i Mistrzostwa Świata w Piłce Nożnej Kobiet. A że kopią daleko, bo w Chile i Kanadzie, fanatycy skazani zostali na nocne czuwanie. Wspomnianej nocy czuwał i Tubylec, co zlekceważyłabym oddalając się do sypialni, gdyby nie moment, który zamienił mnie w przysłowiową żonę Lota. Mój małżonek zamiast wysiłków Leo Messiego, by w końcu zagrać dla reprezentacji tak, jak dla Barcy wolał oglądać niefart amerykańskiej napastniczki Alex Morgan pod bramką Niemek! Nie do wiary!
Pomimo późnej pory przez głowę błyskawicznie przewinęła mi się taśma ostatnich newsów z urzędującą panią premier i aspirującą panią premier oraz nowo wybranymi panią marszałek sejmu i panią współprzewodniczącą (nie wiceprzewodniczącą!) Twojego Ruchu. Jednym słowem – drżyj patriarchalny systemie! A może on tak z poprawności politycznej? - pomyślałam więc o dziwnym zachowaniu Tubylca. I wtedy przypomniałam sobie, że kiedyś już opowiadał mi o babskiej kadrze futbolowej i nawet lepiej się o niej wyrażał, niż o kopanej reprezentacji panów. Wspominając, jak wówczas przyklasnęłam tej mało popularnej opinii, spojrzałam na Tubylca z uznaniem i zasiadłam do wspólnego nocnego kibicowania.
Jednak to nie gra pań przykuła moją uwagę, ale język – bardzo profesjonalnego, co zaraz mi uświadomił domowy fachowiec – komentatora. Nie przypuszczam, że to zagorzały feminista, a nie miał żadnych zahamowań, by o pani strzelającej mówić „strzelczyni”, zaś o broniącej – „obrończyni”. Może warto, żeby rozdzierający szaty (obu płci, niestety) nad określeniami „ministra”, „premierka” czy „marszałkini” poszli po nauki do sportowego komentatora? Albo choć uświadomili sobie, że drzewiej kobieta na wyborach była takim samym dziwadłem, jak dziś słowo „premierka”. Cóż, prekursorzy zawsze mają pod górkę, ale to dzięki nim mamy dziś swoisty „lady boom”. Jednak ręka świerzbi, by niektórym beneficjentkom walki sufrażystek równościowe prawa odebrać. Same umościły się wygodnie na świeczniku, a w swoich rodaczkach widzą głównie kapłanki domowego ogniska. Koniecznie z gromadką dzieci, byle nie z in vitro! No i trzymanych z dala od czarcich wpływów gender, których odpryskiem jest słowotwórstwo w rodzaju „ministry”.
Ale heca! Pomyślałam właśnie, że ...coś jest na rzeczy. Wszak moja Mama ma naprawdę piekielny (!) talent słwotwórczy. Zaczęło się już wiele lat temu od piwa. Sama go nie pija, ale widząc, że robią to chętnie Tubylec z Jedynakiem zapragnęła ich uszczęśliwić i wybrała się do osiedlowego sklepu. Gdy dłuższą chwilę kręciła się tam bezradnie usłyszała sakramentalne: „W czym mogę pani pomóc?” Szukam piwa Franek wypaliła Mama odgrzebując w pamięci nazwę używaną przez domowych piwoszy. Z oczywistych względów takiego piwa nie kupiła, a my długo dochodziliśmy jądra problemu. Otóż Tubylec z Jedynakiem pili wówczas Heinekena, którego nazwali swojsko Heńkiem, a Mama ochrzciła go równie swojskim imieniem Franek! Nic to jednak w porównaniu z wizytą w cukierni, gdzie Mama z niezmąconym spokojem poprosiła o kostkę … mitsubishi! Słysząc zaklęcia sprzedawczyni, że takiego ciasta nie ma, Mama powiodła wzrokiem po półkach i wskazała to, o które jej chodziło. To było tiramisu. Trzeba przyznać, że talent Mamy doskonali we mnie i w Braciszku myślenie asocjacyjne. Musimy dobrze pokojarzć, by wiedzieć w czym rzecz! Ale mamy już wprawę, więc kiedy Mama zakomunikowała niedawno, że właśnie wróciła z Polsatu Braciszek szybko doszedł, iż chodzi o nowo otwarty w pobliżu sklep Polo Market.
Powie ktoś: w starszym wieku ludziom przytrafiają się takie rzeczy - wszystko mylą, zapominają... A ja życzę wszystkim seniorom takiego umysłu, jak ma Mama! Ostatnio w krzyżówce było hasło „Mnożnik liczby pi”. Długą ciszę, która zapadła, gdy domownicy despracko dokopywali się do szkolnej wiedzy z matematyki przerwał radosny głos Mamy: „Drzwi”, przecież mówi się „Pi razy drzwi”. Bingo! Nie bez znaczenia jest fakt, że była to tzw. krzyżówka z przymrużeniem oka, myślę bowiem, że Mama nieustannie puszcza do nas oko wybierając się właśnie do Polsatu, albo przynosząc kocie jadło od Ramzesa, jak ochrzciła sklepy Rossmann. I tak się bawimy razem doskonale. A gdy czasem nachodzą mnie myśli: „jak długo jeszcze?” mam na podorędziu maksymę słynnego trenera Górskiego „dopóki piłka w grze...” Wiele – również dobrego – może się jeszcze zdarzyć. Byle nie marnować czasu! Dedykuję to tym, którym nadchodząca jesień wydaje się być końcem świata. Uwierzcie, oprócz polityki jest jeszcze normalne życie.
PS. Trwa właśnie finał Copa America i jednocześnie mecz o brąz na Mistrzostwach Świata w Piłce Nożnej Kobiet. Byłam pewna, że tym razem Tubylec postawi na finałową męską rozgrywkę, a on wybrał żonglerkę pilotem. Mówiłam, że potrafi docenić kobiety!