Ilu zawodników liczy drużyna piłki nożnej? Zawsze myślałam, że jedenastu, ale myliłam się. Istnieje bowiem teoria, że tym dwunastym – trudnym do przecenienia – są kibice. Jeśli tak, to Zawisza Bydgoszcz gra z Lechią Gdańsk w okrojonym składzie, bo przy niemal pustych trybunach. I nie sprawił tego żaden zakaz stadionowy, tylko strajk.
Katarzyna Kabacińska Chorująca – bywa, że kpiąca, czasem wątpiąca, zawsze wojująca
Tubylec po powrocie z pracy, już od progu uprzedził: dziś oglądam mecz! To ważne, bo urządzając dwa lata temu nasze mieszkanie nieroztropnie zgodziłam się na wielki telewizor w centralnym jego punkcie. I mam teraz za swoje: stadionowe odgłosy dopadają mnie nawet w zaciszu sypialni, gdzie zaszywam się przy sekretarzyku z komputerem. A skoro ta ucieczka z góry skazana jest na niepowodzenie, to dzisiaj moszczę się w fotelu wykazując zainteresowanie meczem – wszak grają nasi. Zanim jednak zaczęli, komentatorzy wprowadzają widzów w meczowe meandry kilkakrotnie powtarzając, że świecące pustkami trybuny to wynik bojkotu, jaki prowadzą kibice wobec własnej drużyny.
Wprawdzie jestem ostatnio znękana ustawicznymi potyczkami z Panem P., jednak głowa jeszcze pracuje, aż tu nagle szlaban! Za nic nie mogę pojąć, jak ktoś kto z definicji jest sympatykiem/zwolennikiem A, może owo A bojkotować? Toż, na zdrowy rozum, traci w ten sposób automatycznie miano kibica. Tymczasem zorganizowana grupa nazywająca siebie kibicami (jedynymi prawdziwymi, jak należy przypuszczać) zespołu Zawisza Bydgoszcz obraziła się na drużynę manifestując to nieprzychodzeniem na mecze. Paranoja! Molestuję więc Tubylca, by mi cokolwiek rozjaśnił problem, on jednak tylko macha ręką zrezygnowany. Co prawda przegrywamy, bo Lechia strzeliła nam właśnie drugą bramkę, ale to nie wynik jest tego przyczyną, tylko jego ugruntowana opinia o grupie samozwańczych kibiców Zawiszy. To z powodu jej zachowań mecze własnej drużyny Tubylec ogląda w tv, pomimo że mieszkamy o „rzut beretem” od stadionu. I choć obecna sytuacja jest potwierdzeniem jego poglądów, o satysfakcji w rodzaju „a nie mówiłem” nie może być jednak mowy! Bo Tubylec to kibic rasowy.
A rasowy kibic, tak myślę, cieszy się, że jego zespół po 19 (!) latach wrócił do ekstraklasy i dobrze sobie radzi plasując się – póki co – w pierwszej ósemce. Rasowy kibic jest ze swoją drużyną na dobre i na złe. Nie odwraca się od zawodników tylko dlatego, że poparli oni właściciela klubu w konflikcie z grupą nazywającą się kibicami, która na mecz Zawiszy z Widzewem Łódź zaprosiła kiboli ŁKS, co musiało skończyć się zadymą na cały kraj! Rasowy kibic nie lży z trybun swoich piłkarzy za to, że ci wybrali kopanie piłki, a nie wojny podjazdowe w konflikcie sprowokowanym przez grupę mieniącą się kibicami. Rasowy kibic nie zastrasza, jak to ma miejsce obecnie, innych, tak że boją się zostać łamistrajkami i przyjść na stadion. Rasowy kibic – w końcu – nie sprawia, że wstyd mi za Bydgoszcz przed całą Polską, gdy w relacji z meczu z Lechią co chwilę padają komentarze na temat pustych trybun, przy których zresztą trudno się gra. Bo mecz bez kibiców, to jak potrawa bez soli.
I taki bez smaku był to mecz. Zawiszanie grali bez ikry, co skwapliwie (3 gole!) wykorzystali goście, którym punkty potrzebne są na wagę złota. Widać jest coś na rzeczy w powiedzeniu, że kibice to dwunasty zawodnik i jego brak jest odczuwalny. Co na takie dictum robi rasowy kibic? Odrzuca wszelkie uprzedzenia i staje murem przy swojej drużynie. Najbliższy czas pokaże czy Zawisza Bydgoszcz ma wielu takich kibiców.