Książka cyfrowa - nowa szansa na popularyzację czytelnictwa, zabójca tradycyjnej książki, czy jeszcze jeden format, w którym uczniowie mogę nie czytać “Nad Niemnem”. Rewolucja e-booków stoi przed szklanymi drzwiami do Empików i zbiera siły, aby zwrócić na siebie uwagę fotokomórki. Kto przedstawi ten problem lepiej niż Johannes Gensfleisch zur Laden zum Gutenberg, twórca pierwszej przemysłowej metody druku na świecie.
Klancyk: Dzień dobry, dziękujemy, że zgodził się Pan na udział w rozmowie.
Johannes Gensfleisch zur Laden zum Gutenberg: Drobiazg. Nie robię obecnie niż ważnego.
K: No właśnie, od czasu Pana ostatniej pracy minęło już sporo czasu, jednak nie daje Pan o sobie zapomnieć. Czy cyfrowa książka okaże się dla papierowej tym, czym meteoryt dla dinozaurów i przykryje pyłem tradycyjne księgarnie?
JGzLzG: Musi Pan pamiętać, że nie wiem co to takiego dinozaury, ale w mojej ocenie dla tradycyjnie rozumianej książki jest ratunek.
K: Paleniska?
JGzLzG: Skądże znowu! Zapewne czytał Pan mój kodeks dobrych praktych drukarskich ze zbiorem wskazówek dla osób trudniących się łamaniem i edycją tekstu - tak zwaną Biblię Gutenberga...
K: Przyznaję, że cenię ją nawet wyżej od pierwszej wydanej przez Pana książki kucharskiej “Księgi Wszelkiej Mądrości”.
JGzLzG: A zatem pamięta Pan na pewno przytaczaną tamże futurystyczną anegdotę o maszynie parowej. Co to się wtedy działo u nas w Moguncji! Aj, waj! Każdy chciał mieć tę nowinkę. A teraz? Zna Pan kogoś, kto używa maszyny parowej? Podobnie będzie z e-bookami. Przeminą z wiatrem jak grypa hiszpanka.
K: Przyznaję, że dziwi mnie Pana sceptycyzm, przecież należał Pan do umysłowej awangangardy i zrewolucjonizował myślenie nie tylko o druku, ale i wszelkich innych dziedzinach piśmiennictwa, jak zakładki do książek czy trójwymiarowe okładki z hologramem. A teraz nie wierzy Pan w kolejną rewolucję?
JGzLzG: Proszę nie zapominać o zdrapkach zapachowych. Wszystkie te innowacje miały jeden cel - dostosowywały formę tekstu do potrzeb zmieniającego świata, przywzyczajeń czytelników, rynku reklamowego, zwiększonej konkurencji, obniżania kosztów produkcji. Więc to zupełnie inna sytuacja. Nie rozumiem skąd to porównanie.
K: Czyli Panu nie chodziło o popularyzację książek, ale był to projekt skierowany do rynku reklamowego? Przecież zmarł Pan w biedzie, gdzie się podziały te wszystkie pieniądze?
JGzLzG: Ustanowiłem specjalny fundusz, który ma posłużyć budowie największej na świecie biblioteki mojego imienia, w której znajdzie się po jednym egzemplarzu każdej wydanej drukiem książki.
K: Udało się?
JGzLzG: Nie obyło się bez kontrowersji. Niektóre książki musimy kserować, bo ich wydawcy nie chcą nam udostępnić egzemplarzy bezpłatnie.
K: Czy to prawda, że druk wymyślił Pan, ponieważ denerwowało Pana, jak mnisi cały czas piszą po książkach?
JGzLzG: To plotka. W rzeczywistości na pomysł ruchomych czcionek wpadłem pewnego dnia, kiedy zauważyłem, że rusza mi się dolna trójka. Mam chorobliwie słabe dziąsła.
K: A to ciekawe. I kształt jakiej litery miała Pańska trójka?
JGzLzG: Scharfes S.
K: Patrząc na tony ulotek zostawianych za wycieraczkami samochodów, książki Krzysztofa Ibisza czy tysiące magazynów “Życie gwiazd na gorąco”, myśli Pan, że Pana wynalazek został dobrze wykorzystany przez ludzkość?
JGzLzG: Myślę, że gdybym sam w porę przeczytał książkę Pana Ibisza, nie umarłbym w 1468 roku. Mógłbym potencjalnie w dobrej formie dożyć nawet wczesnych lat 80tych XV wieku.
K: Czy myśli Pan jeszcze o powrocie do zawodu drukarza?
JGzLzG: Owszem. Pracuję nad specjalną książką wyposażoną w procę. To będzie opowieść o konflikcie ptaków ze świnkami.