Czy coach to hochsztapler a obiecywane zmiany to opowieści z mchu i paproci? Ile się płaci za coaching? Czy Newsweek kłamie? Jak można zaszkodzić klientowi? Co robi coach, gdy nie zadaje pytań oraz na co lepiej wydać pieniądze – na coacha, czy na butelkę wina?
Gdy mamy jedno życie, staramy się je przeżyć jak najlepiej. Gdybyśmy mieli ich wiele, a koncepcje inkarnacji i karmy byłyby faktem, także staralibyśmy się przeżyć to jedno i każde kolejne jak najlepiej.
Czas biegnie nieubłagalnie, jedna chwila może sprawić wiele radości, tak jak i wiele bólu. Większość chwil jest nijakich, przeciekających między palcami, świadomością i nieświadomości. Rutynowy, nijaki dzień, schematyczne myśli, męczące emocje, choroby, nieznane twarze w tle drogi do pracy lub do domu, plotki, tysiące bitów atakujące mózg z reklam, banerów, odgłosów ulicy.
Chaos.
Próbujemy temu wszystkiemu nadać sens i jakąś głębię, poprzez miłość, podejmowane wyzwania, wychowanie dzieci, swój rozwój, medytację, wiarę w Boga. Czasem chcemy się po prostu uwolnić – poprzez ucieczkę w alkohol, seks, sport, głupie seriale, łowienie ryb. W tym pędzącym świecie brakuje nam po prostu przekonania, że jesteśmy ważni, brakuje uczucia miłości i poczucia zrozumienia oraz zdrowych, przyjemnych stymulacji.
Jestem Szarlatanicą.
Jestem coachem i trenerem. Uważam, że dobrze wykonuję swoją pracę i dotychczas udało mi się pomóc wielu osobom.
W mediach pojawiła się ostatnio tendencja do piętnowania coachów i trenerów. Tytuł tego artykułu jest kopią tytułu, który pojawił się ostatnio w magazynie Newsweek. Nie po raz pierwszy i pewnie nie po raz ostatni pojawiają się takie treści.
W internetowej wersji online artykuł „Coaching. Szarlataneria czy sposób na zmianę życia?” zebrał na ten moment (północ dnia 02.08.2014 r) 344 polubień, ale też 10 komentarzy autorstwa samych coachów. Piszą oni, że treść jest tendencyjna, bowiem przedstawia profesję coacha i trenera zmiany osobistej jako zło wcielone. Artykuł nie odpowiada rzetelnie na postawione w tytule pytanie, tylko od pierwszego do ostatniego zdania ukazuje coaching jako szarlataństwo.
Autor artykułu, Wojciech Cieśla jest dziennikarzem śledczym. Pracowałam kilkanaście lat w służbach śledczych, więc rozumiem i wiem, że zadaniem śledczych jest zbieranie dowodów w celu obciążenia domniemanego sprawcy winą. Karalne jest natomiast manipulowanie dowodami lub ich ukrywanie. To sąd ocenia, czy zebrane materiały są obciążające, czy nie. W tym przypadku, sądem są czytelnicy.
To ludzie ludziom zgotowali ten los,
Że każdy każdemu w życie wtyka nos,
Wyszło z worka szydło
Zachowujemy się jak bydło
Nie czujemy się ważni i wyjątkowi
Ufamy tylko prozacowi
Z goła inne jest życia założenie
- mieć racjonalne na wszystko spojrzenie.
(twórczość własna)
Już nie raz pisałam, że nie jestem ani mądrzejsza, ani głupsza niż większość Po przeczytaniu artykułu Wojciecha Cieśli poczułam się napiętnowana, winna, trochę zła. Wyszłam z tego stanu dość szybko. Nie będę mierzyć się z tym artykułem, ani opiniami tam zawartymi – wolę wejść na nieco inny poziom logiczny podjętej tematyki.
Adwokat diabła – czyli fakty i mity o coachach i trenerach.
Czym jest coaching? W jednym zdaniu powiedziałabym, że coaching pozwala przejąć kontrolę nad sobą, wypracowywać potencały, wyostrzyć otępiałe zmysły i pozbyć się waty z wypełnionych nią myśli.
Nie będę tłumaczyć tym czytelnikom, którzy nie wiedzą, czym jest coaching jego sensu i celu. Wierzę w Waszą inteligencję i umiejętności posługiwania się wyszukiwarką Google w razie konieczności.
Z uwagi na potrzeby rynku i trendy pojawiają się kolejne szeregi coachów i trenerów. Coachów szkolą niepubliczne szkoły wyższe, instytuty międzynarodowe oraz firmy szkoleniowe.
Czy oni są potrzebni?
Cień niektórych trenerów i coachów to zbyt dużo obietnic zbyt szybkich zmian. Stosowane czasem narzędzia marketingowe to opowieści z mchu i paproci. Nie będę temu zaprzeczać i nawet, gdy zauważycie, że te same techniki stosuje się w wielu innych branżach, nie jest to usprawiedliwieniem.
Fakt jest jednak taki, że wiele przeprowadzonych badań potwierdza skuteczność coachingu oraz ROI (zwrot z inwestycji).
Gdy filozofowie przestali być atrakcyjni sto lat temu, kościół nie potrafi się dostosować do obecnych oczekiwań, a psychoterapia trwa kilka lat za długo, ludzie zaczęli czuć się zagubieni i poszukują szybszych i sprawniejszych rozwiązań.
Tu pojawia się coaching. Radzenie sobie z emocjami, zarządzanie czasem, wartościami, budowanie samoświadomości, większa produktywność. Czy coach jest mądrzejszy niż filozof – nie. Czy jest bardziej uduchowiony niż ksiądz i mówi w imieniu Boga? – nie. Czy ma tak gruntowne wykształcenie jak psychoterapeuta – nie. Czy coach dostosowuje się do oczekiwań klienta? – tak. Czy coaching to szybki proces? – powiedzmy, że tak. A do tego, coach jest z reguły lepszym sprzedawcą niż wszyscy wymienieni. Są to oczywiście generalizacje, ale sądzę, że możemy się nimi posłużyć w kontekście tego artykułu.
Coaching nigdy, ale to nigdy nie zastąpi religii, psychoterapii czy filozofii. Ludzie jednak potrzebują ludzi, którzy powiedzą: jesteś okey, Twój problem to wyzwanie w przebraniu, akceptuję Cię w pełni, a teraz bez grzebania w przeszłości, pomyślmy o przyszłości.
Coach jest potrzebny tak samo jak fryzjer, dentysta czy dietetyk. Nie każdy potrzebuje, każdy może skorzystać.
Cena za coaching.
Wojciech Cieśla w swoim artykule daje do zrozumienia, że coach-hochsztapler może brać i 2 tys zł za godzinę, a w najlepszym wypadku 299 zł plus VAT.
Prawda jest taka:
Są coachingi w zamian za kawę i coachingi za 2 tysiące złotych. Ktoś, kto sprzedaje coaching za 2 tys już nie tylko jest coachem, ale i biznesmenem. Z pewnością jednak nie jest czarodziejem i nie wyciągnie królika z kapelusza.
Skoro są ludzie, którzy za 2 tys. taką usługę kupują, to aż grzech nie sprzedawać. W Polsce mamy środowiska, które stać na taki wydatek a cena, którą płacą buduje ich własny prestiż. Brzmi płytko i powierzchownie? Niemniej, tak po prostu jest!
Oczywiście nie każdy sprzeda coaching za kilka tysięcy, tak jak nie każdy cukiernik sprzeda pączka za 5 złotych, które rozchodzą się bez problemu w cukierniach Bliklego.
Przeciętne stawki za coaching zaczynają się od 200 zł, a kończą na 500 zł. Taniej jest przez skype’a. Osobiście uważam, że spotkania twarzą w twarz z drugim człowiekiem nic nie zastąpi, ale przecież musimy iść z duchem czasu. Dzięki komunikacji on-line mamy znacznie więcej możliwości budowania relacji biznesowych, zawodowych i towarzyskich.
Coaching kosztuje mniej więcej tyle co:
- farbowanie włosów ze strzyżeniem i modelowaniem,
- dwie sukienki,
- para butów,
- dwie dobre kolacje w restauracji,
- sobotnie rodzinne zakupy w markecie,
- kilka wyjść do kina,
- część zamienna do samochodu,
- średnia usługa kosmetyczna,
- bilet samolotowy w tanich liniach w super przecenie, bez bagażu, rezerwacji miejsca i ubezpieczenia
- tankowanie do pełnego baku.
Czy warto zamienić te dobra na coaching? Zależy to od dziesiątek rzeczy. Jestem coachem, mam swoją firmę, mam nawet zespół fantastycznych dziewczyn-coachów i jako dobry sprzedawca mogłabym tylko zachwalać, co można zyskać. Nie będę, bo ten, kto wierzy, że butelka wina na co dzień lub para butów raz w miesiącu rozwiązuje jego problemy lepiej, ma z pewnością rację. Każdy jest absolutnym autorytetem względem swojego życia.
Coachem i trenerem może być hydraulik, czyli każdy.
To kolejne stwierdzenie krytyków i sceptyków.
Coachem może być hydraulik, tak jak prezydentem elektryk.
Prawda i nie.
Na polu bitwy zostają zawsze ci, którzy wiedzą, po co przyszli się bić.
Mam koleżankę, która jest trenerem wewnętrznym w firmie, ale nigdy nie zrobiła akredytowanego kursu coachingowego. Jest moim osobistym coachem i jest nieziemsko skuteczna. Mam problem i jedno spotkanie z nią przegania wszystkie chmury chaotycznych myśli w mojej głowie i rozjaśnia obraz sytuacji na tyle, bym odetchnęła głęboko i zażegnała swoje utrapienia. Dzięki spotkaniom z nią jestem spokojniejsza, pewniejsza i efektywniejsza.
Tak, w Polsce coachem może zostać każdy. Naprawdę każdy! Potwierdzam. Tak, jak i politykiem. Trzeba tylko spełnić kilka warunków. Coachingi nie łatwo sprzedawać. Klienci są rozumni a jednocześnie wybredni, nie kupują kotów w workach. Jeśli się sparzą, to nie tylko nie wrócą, ale i zrobią czarny pijar.
Jakie to warunki trzeba spełnić?
Pomijam wszelkie większe i mniejsze inwestycje finansowe, czasowe i energetyczne w kursy, szkolenia, akredytacje. Najistotniejsze są później: skuteczność, wewnętrzna dojrzałość, umiejętność pracy z ludzkimi emocjami, motywacją, świadomością i podświadomością, umiejętność sprzedaży swoich usług oraz relacje z klientami.
Rynek i klienci sami weryfikują umiejętności coachów. Ostatecznie to nie certyfikaty się liczą, tylko właśnie te umiejętności.
Nikt Wam nie da tyle, co ja Wam obiecam.
Niezależnie, czy idziecie do lekarza, księdza, psychoterapeuty, czy coacha, uważajcie na zbyt piękne obietnice. Nie ma tabletek na szczęście, nie ma technik coachingowych, które czynią cuda.
Wojciech Cieśla w swoim artykule opisuje prześmiewczo jedną sytuację, która miała miejsce podczas imprezy National Achievers Congress w 2013 roku. Jeden z polskich trenerów zrobił tak zwane demo (prezentację techniki wraz z wybraną uczestniczką eventu). Z artykułu wynika, że owy trener postradał wszelkie zmysły.
Szczerze? Byłam tam. Wyglądało to zupełni inaczej. NAC nie zrobił na mnie wrażenia. Wiele rzeczy mnie tam złościło – dużo sprzedaży i absolutny brak kobiet w roli prelegentek (Kim Kiyosaki się nie liczy, występowała wówczas tylko w roli żony swojego męża, a szkoda). Niemniej, NAC był eventem motywacyjnym dla wielu osób.
Motywacja.
Eventy motywacyjne to sztuczne wyzwalanie emocji oraz przekonań „mogę wszystko”. Emocjonalna sinusoida, naturalna dla każdego człowieka, sprawia, że po dużym uniesieniu emocjonalnym, odczuwamy spadek energii a przekonanie „mogę wszystko”, zmienia się w „nic nie mogę”.
Niemniej, takie eventy są potrzebne. Brakuje nam pozytywnych stymulacji w życiu. Istotne jest jedynie, aby nauczyć się z jednej strony optymistycznie, a z drugiej na zimno oceniać swoje możliwości. Do zmiany przydatna będzie zewnętrzna motywacja, ale tak naprawdę polega ona na bardziej zaawansowanym procesie. Najlepiej pokazuje to Jonathan Haidt i jego koncepcja Jeźdźca, Słonia i Ścieżki. Aby zmiana była skuteczna potrzeba zaangażować rozum /świadomość, emocje/podświadomość oraz zmienić otoczenie lub strategię.
Najważniejsze nie zaszkodzić.
Pracowałam niedawno z młodą klientką cierpiącą na bulimię. Wypracowywałyśmy nowe nawyki – aby dbała o odpowiedni poziom cukru we krwi, pracowałyśmy z poczuciem wartości, kontrolą i zarządzaniem emocjami oraz podejściem do swojego ciała. Nie wiem, jak skuteczny będzie ten coaching, może wywoła przełom, może nie będzie skuteczny wcale. Wiem jednak z pewnością, że nie zaszkodziłam jej, w przeciwieństwie do pani specjalistki (nie zdradzę profesji, bo nie chcę piętnować nikogo), która sugerowała, że rodzice jej nie kochają.
Tak, jak lekarz – każdy specjalista od psychiki, motywacji, pracy z emocjami, dietetyki powinien przede wszystkim kierować się zasadą – nie szkodzić.
Coaching to zadawanie pytań?
Kolejne przekonanie sceptyków, które mija się z prawdą.
Wojciech Cieśla wspomina w swoim artykule, że coach po prostu zadaje tysiące pytań, co w domyśle, jest męczące dla klienta i nic nie wnosi.
Coach przede wszystkim ma zadanie nie negować i nie podważać zdania klienta, ale umiejętnie wzbudzić konfuzję na poziomie świadomym i nieświadomym, jeśli wie, że dane przekonanie klientowi nie służy. Wbrew pozorom, jest to cholernie trudne. Jest to też cholernie skuteczne. Ten, kto pyta, zawsze prowadzi, ale aby zadać odpowiednie pytania i uzyskać przełomową dla klienta odpowiedź, trzeba ostro trenować całe lata.
Coach stosuje przeróżne techniki. Pan Cieśla w swoim artykule krytykuje NLP (neurolingwistyczne programowanie), ale to tylko narzędzie, które służy ludziom podobnie jak nóż. Może zranić, ale może i wspomóc. Wystarczy posługiwać się nim świadomie i z dobrą intencją. Wbrew pozorom, te same narzędzia stosują nierzadko psycholodzy, różnej maści terapeuci, jogini, menedżerowie w firmach.
W artykule Pana Cieśli ubodło mnie wiele rzeczy, zwłaszcza, że to dobry dziennikarz. Sama nie lubię dyskredytować innych, bo wiem, że wychodzą wtedy moje skryte pragnienia bycia lepszą niż inni. Nie dyskredytuję go zatem. Może jego artykuł faktycznie uchroni kogoś od trafienia na hochsztaplerów.
Podsumowując, chciałabym nazwać pewne rzeczy po imieniu.
Po pierwsze primo, świat nie jest czarno-biały. Po drugie primo, prawda o świecie i zdarzeniach zmienia się w umyśle każdego z nas co najmniej kilka razy w ciągu życia. Po trzecie primo, potrzebujemy w coś wierzyć, do czegoś dążyć i od czegoś uciekać. Jest jeszcze czwarte primo – pół prawdy, to całe kłamstwo.
Coaching nie polega na dawaniu rad, ale ja czasem lubię edukować – zacznij ufać sobie i odkryj swoje potrzeby, a nie natniesz się na oszustów. Niezależnie o jakiej sferze życia mówimy.
Powodzenia i miłego tygodnia życzę!
K.