Elastyczność stała się atrybutem, który po zastosowaniu do rynku pracy miał spowodować nieomal cud gospodarczy. Propaganda neoliberalnych mediów sprawia, że w Polsce większość ludzi bez oporu godzi się z tym, że coraz więcej umów opiewa na czas określony, a instytucje, nie tylko prywatne, zmuszają pracowników do przechodzenia na samozatrudnienie, w wyniku czego w dużej mierze przestaje je obowiązywać prawo pracy. W końcu mają wtedy, z formalnego punktu widzenia, do czynienia z podmiotem gospodarczym, a nie – z człowiekiem. Pielęgniarka w państwowym szpitalu jako jednoosobowa firma? Jeszcze niedawno wydawało się to absurdalne, jednak oszczędności z jednej strony, próba zaś ominięcia ograniczeń w długości czasu pracy – z drugiej, prowadzą do tego rodzaju kuriozalnych przekształceń. To oczywiście tylko jeden z przykładów całego szeregu zjawisk, które poddaje analizie w swojej książce brytyjski ekonomista Guy Standing.
adiunkt w Instytucie Psychologii Uniwersytetu Wrocławskiego, redaktor kwartalnika "Psychologia Społeczna"
Tytułowy prekariat zdefiniowany został jako odrębna grupa socjoekonomiczna, klasa społeczna, wprawdzie jeszcze bez świadomości klasowej, lecz możliwa do wyodrębnienia poprzez wskazanie braku bezpieczeństwa związanego z pracą aż w siedmiu zakresach. Niepewność sugerowana przez słowo określające tę klasę wynika więc z: (1) ograniczonych możliwości zatrudnienia, (2) możliwością zwolnienia lub złego traktowania przez pracodawców, (3) trudności w doświadczeniu awansu społecznego – pod względem statusu i dochodu, (4) zwiększonym narażeniem na wypadki przy pracy, na choroby wskutek złych warunków pracy oraz na przepracowanie w wyniku zbyt długich lub nietypowych jej godzin, (5) ograniczonych możliwości zdobycia i wykorzystania odpowiednich umiejętności i kompetencji, (6) niemożności otrzymania odpowiedniego dochodu i zabezpieczenia emerytalnego, (7) braku zbiorowej reprezentacji w postaci związków zawodowych oraz prawa do strajku. Choć nie wszystkie te niedogodności są uznawane za równie dotkliwe przez samych prekariuszy, to łącznie sprawiają one, że stanowią oni grupę o wyjątkowo niskim statusie. Ponieważ, jak uważa Standing, w wielu krajch około jednej czwartej dorosłej populacji do niej należy, a jej liczebność wciąż rośnie, będą również narastać związane z nią problemy.
Na dole drabiny społecznej, obok prekariatu, są bezrobotni oraz egzystująca na marginesie społeczeństwa grupa źle przystosowanych. Nieco wyżej sytuują się pracownicy fizyczni, pozostałość po dawnym proletariacie. Stosunkowo dobrze powodzi się salariatowi, a więc zatrudnionym przez korporacje, agencje rządowe i w administracji publicznej na pełny etat, otrzymującym stałą pensję, korzystającym z płatnych urlopów i ze świadczeń socjalnych. Równolegle z nimi można według Standinga spozycjonować tzw. proficians, a więc profesjonalistów, którzy dzięki specjalistycznym umiejętnościom uzyskują wysokie dochody na kontraktach jako konsultanci lub pracując na własny rachunek. Świetnie sobie radzą krążąc między różnymi instytucjami i projektami, nie potrzebują więc stałego zatrudnienia.
Siódmą najmniej liczną grupą jest elita, składająca się z miliarderów, panujących nad światem dzięki swoim fortunom, przemieszczających kapitał według uznania, skutecznie wywierających wpływ na rządy państw, no i oczywiście korzystających z pracy i dyspozycyjności pozostałych grup. To właśnie polityka korporacyjna poszukiwania miejsc, gdzie praca jest najtańsza, doprowadziła do powstania prekariatu. Outusourcing i offshoring w różnych odmianach, stanowią chyba najbardziej znane jej przejawy.
Warto zwrócić uwagę, że choć autor skupia się na prekariacie w całej jego złożoności i różnorodności, kontrastując go z salariatem i proficiansami, to mało miejsca poświęca granicom oraz przemieszczaniu się między tymi klasami. Klasy społeczne jako odrębne byty warto byłoby zdefiniować w taki sposób, aby daną osobę można było z dużą dozą pewności zaliczyć do którejś z nich. Tymczasem trudno znaleźć choćby klarowne rozróżnienie pomiędzy prekariuszami a proficians. Nie wiadomo też, jak długi okres bez pracy sprawia, że prekariusz staje się bezrobotnym. Być może jest to marginalny problem, jednak bez jego rozwiązania można ulec wrażeniu, że prekariat jest raczej publicystycznym hasłem, niż kategorią naukową. Nie, żebym miał wątpliwości co do jego istnienia, bo dowody znajdujemy i w tekście, i w społecznej praktyce, lecz kierowanie się samą tylko intuicją co do jego istoty pozostawia niedosyt.
Książka składa się z siedmiu rozdziałów, podejmujących kolejno problematykę: źródeł, rodzajów i kondycji prekariatu, zjawisk składających się na jego genezę i odpowiedzialnych za rozrost, struktury demograficznej prekariuszy (kobiety, młodzi, starsi), migrantów jako specyficznej odmiany prekariatu („denizeni” w odróżnieniu od „citizenów”, czyli pełnoprawnych obywateli), rodzajów pracy (w tym m.in. pracy-dla-zatrunienia), aktualnie uprawianej polityki oraz możliwych środków zaradczych. Wszystkie są warte lektury, a że układają się w logiczny ciąg, warto podążać za tokiem myśli autora. Lektura jest przyjemna, gdyż zachowanie publicystycznej potoczystości pozwala także nie-socjologom i nie-ekonomistom, radzić sobie z pojęciami i danymi pochodzącymi z tych dyscyplin.
Dużą zaletą Prekariatu jest przytacznie danych statystycznych, kiedy to możliwe, oraz przykładów z życia społeczno-ekonomicznego dla zobrazowania uogólnień nieopartych o takie dane. Niektóre wydają się nieprawdopodobne czy wręcz sensacyjne, jak choćby to, w jaki sposób największy światowy podwykonawca, zatrudniający w Chinach 900 tysięcy pracowników Foxconn zareagował na wiązaną z niskimi płacami i ciężką pracą serię samobójstw i prób samobójczych w latach 2009-2010. Otóż budynki otoczono siatkami, aby wyłapały skaczących z nich ludzi, sprowadzono konsultantów i mnichów buddyjskich, aby pomogli pracownikom w poradzeniu sobie ze stresem. Podobno poważnie rozważano też pomysł zobowiązania wszystkich zatrudnionych do podpisania „zobowiązania do niepopełniania samobójstw”.
Obarczanie odpowiedzialnością samych prekariuszy, przy jednoczesnym ignorowaniu systemowych błędów, które doprowadziły do obniżenia jakości życia większości ludzi, jest charakterystyczne nie tylko do Państwa Środka. W Wielkiej Brytanii próbuje się walczyć z bezrobociem poprzez kierowanie ludzi bez pracy na terapię poznawczo-behawioralną (krótkoterminową – osiem spotkań), tak jakby możliwości zatrudnienia, zwłaszcza stabilnego i pozwalającego na samodzielne utrzymanie się, miało od tego przybyć.
Psychologicznych wątków jest w pracy profesora Uniwersytetu Londyńskiego więcej. Analizując kondycję psychiczną prekariuszy w osobnym podrozdziale argumentuje, że doświadczają czterech A: gniewu (anger), anomii, niepokoju (anxiety) i alienacji. Przytacza wypowiedzi osób, które doświadczały w związku z pracą (niemożnością awansu) frustracji lub też wstydziły się przyznać do utraty pozycji zawodowej nawet przez najbliższymi. Wśród powszechnych problemów wskazuje też niskie poczucie własnej wartości prekariuszy i prekariuszek związane między innymi z brakiem społecznego szacunku dla ich pracy. Jednymi ze skutków utowarowienia pracy i zaniku tradycyjnych więzi pracodawców z pracownikami, a także między samymi pracownikami, są erozja zaangażowania (nie ma sensu wkładać za dużo serca w pracę tymczasową) i niedoświadczanie relacji zaufania (zatrudniający chcą wykorzystać, a inni pracownicy stanowią konkurencję). Rywalizacja o miejsca pracy sprawia, że inni ludzie postrzegani są jako zagrażający. Trudno w takich warunkach o rozwój współpracy, o empatyczne zrozumienie drugiego człowieka, o przyjazne relacje. Prekarność, choć wynikająca z sytuacji i pozycji na rynku pracy, dotyczy więc całości funkcjonowania społecznego.
Większość analiz, pomimo okazjonalnego przywoływania wiedzy psychologicznej, ma charakter makrospołecznych. W końcowych rozdziałach przedstawia krytykę aktualnej polityki i proponuje wprowadzenie zmian. Niektóre wnioski nie stanowią zaskoczenia, inne – wydają się kontrowersyjne. Na przykład proponowane przez Standinga wycofanie świadczeń pozapłacowych, które otrzymują osoby pracujące na umowę o pracę, wydaje się krokiem wstecz, w kierunku jeszcze większego rozmontowania systemu ochrony pracy. Widocznie jednak uznał on pewne procesy za nieodwracalne i chciałby polepszenia pozycji prekariatu poprzez osłabienie przywilejów salariatu. Podobnie sprzeciwia się sposobom, w które państwa, zwłaszcza europejskie, subsydiują korporacje, aby tworzyć czy utrzymywać miejsca pracy. Argumentuje, że w ten sposób nie są aktywizowane nowe osoby, lecz jedynie osłabiana pozycja większości pracowników, którym korporacje oferują niższe płace.
Niewątpliwie wartościową propozycją jest wprowadzenie dochodu podstawowego, który pozwoliłby, jak dowodzi autor, odzyskać poczucie bezpieczeństwa, kontrolę nad czasem, podjąć bardziej produktywną i wartościową pracę, a nawet odbudować więzi społeczne i reaktywować przestrzeń publiczną. Broniąc tej idei wskazuje przy tym zarówno na korzyści, których jej realizacja mogłaby przysporzyć obywatelom i gospodarce, jak i na źródła jej sfinansowania. Ciekawym pomysłem jest też, jak sądzę, powiązanie wysokości dochodu podstawowego z kondycją gospodarki, przy czym byłaby większa w okresach dekoniunktury, gdy możliwości zarabiania są mniejsze.
Dodatkowy bonus, jaki dostaje polska czytelniczka Prekariatu stanowi Słowo wstępne napisane z publicystycznym pazurem przez Jacka Żakowskiego. Znajdujemy w nim przypomnienie, jakie specyficzne kształty przyjmuje prekaryzacja w Polsce: powszechne zatrudnianie na umowy-zlecenia, nawet wtedy, gdy ewidentnie zachodzi stosunek pracy, bezpłatne staże, zastąpienie trwałych relacji przez jednorazowe transakcje, powszechne panowanie krótkoterminowej perspektywy, oparty na systemie grantowym, zależny od państwa trzeci sektor, wymuszona emigracja, zmniejszona dzietność, niemożliwe do policzenia uboczne skutki finansowe. Obraz ten, nakreślony gęsto na kilku stronach, wydaje się jeszcze bardziej pesymistyczny, niż ten z dzieła „przedmawianego”. Ale też Polska jest jednym z niechlubnych liderów prekaryzacji. Jedyną nadzieją jest to, że narastająca patologia rodzi opór, tendencje do przesilenia i radykalnych zmian. Już po publikacji książki jedna z partii politycznych walkę z umowami śmieciowymi, niskimi płacami i patologią zatrudniania uczyniła swoimi sztandarowymi hasłami. Można powiedzieć, że Partia Razem jest polityczną reprezentacja prekariatu, tej „nowej niebezpiecznej klasy”.
Ponieważ z demontażem rynku pracy wiążą się także zmiany w systemie edukacji, pozwolę sobie zakończyć tę recenzję cytatem dotyczącym tej tematyki. Choć podobnie mocnego języka i radykalnych przesłań nie ma w książce Standinga aż tak wiele, aby próbka ta mogła być reprezentatywna, jednak trudno mi jest odmówić sobie przyjemności przytoczenia tych trafnych słów.
„Większość [absolwentów – J. K.] wyląduje na posadach niewymagających wyższego wykształcenia. I jakby tego było mało, usłyszą, że w pracy poniżej swoich kwalifikacji powinni być oddani, szczęśliwi i lojalni. A także, że muszą spłacić kredyty, które zaciągnęli, dając wiarę obietnicy dyplomów mających otworzyć im dostęp do dobrze płatnych stanowisk.
Neoliberalne państwo od jakiegoś czasu przekształca system szkolnictwa, czyniąc go stałym elementem społeczeństwa rynkowego. Przesuwa tym samym rolę edukacji w kierunku formowania „kapitału ludzkiego” i przygotowywania do pracy. Jest to jeden z najobrzydliwszych aspektów globalizacji.
Przez wieki kształcenie postrzegane było jako proces wywrotowy, wyzwalający, kwestionujący i burzący zastany ład, w trakcie którego stawia się pytania dotyczące rzeczywistości i wspiera się rozwój rodzących się zdolności umysłowych. Przekonanie, że człowiek może kształtować świat i doskonalić samego siebie przez naukę oraz refleksję stanowiło esencję Oświecenia. W społeczeństwie rynkowym rola ta spychana jest na margines (s. 153-154).
Guy Standing: Prekariat. Nowa niebezpieczna klasa. Przeł. K. Czarnecki, P. Kaczmarski, M. Karolak. Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2014, ss. 368.